Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
"Konkurs"

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Nie 19:32, 20 Sie 2006    Temat postu: "Konkurs"

Temat zostaje do wglądu. Proszę nie wyrzucać
A.



Zastanawiałem się cały czas gdzie to umieścić, ale w końcu stwierdziłem, że tu będzie najlepsze miejsce. A więc pierwsza część kolejnego (przyznam się, że jeszcze nieukończonego przeze mnie) opowiadania.
Zapraszam do czytania i komentarzy.


Ci z Was, którzy czytali Arateę zapewne pamiętają Urga - orka, jednego z aratejskich żołnierzy. Wspomniałem tam też, że zanim do Aratei trafił, był łowcą nagród. Chciałbym Wam teraz przedstawić jego ostatnie (i najbardziej nietypowe) zadanie.

A wszystko zaczęło się w pewnej samotnej tawernie, na północ od Wielkiej Pustyni Frost. Urg ledwo zakończył swoje ostatnie zadanie i właśnie korzystał tu z zarobionych pieniędzy. A zadanie to było bardzo proste: miał wytropić i złapać pewnego drobnego oszusta, który naraził się jakiemuś bogatemu głupcowi (bo jak inaczej nazwać kogoś, kto daje sobie ukraść niemal cały majątek i to zgodnie z prawem). Tak czy inaczej Urg dorwał tego oszusta, i wydobył z niego wszystkie pieniądze. Co prawda nie był to dość wyszukany środek perswazji, (zagroził mu życiem) ale najbardziej skuteczny, zwłaszcza, jak się jest orkiem.

Tak więc siedział sobie teraz w kącie, popijając najlepsze, dostępne tu piwo. Teraz mógł sobie pozwolić na taki luksus. Urg rozejrzał się po sali. Na pierwszy rzut oka było tu mnóstwo przeróżnych pijaków, wśród nich najwięcej ludzi (bo mieli też, nie licząc elfów, najsłabsze łby), ale zdarzało się też kilku orków, a nawet jeden krasnolud. Najwyraźniej miał ciężki dzień, skoro tyle wypił - pomyślał sobie Urg. Naprzeciwko niego siedziało przy małym stoliku czterech, ubranych w starawe zbroje ludzi, rozmawiających, o jakichś „wielkich” dokonanych przez nich czynach. Co chwila każdy z nich wymyślał coraz ciekawsze historie dotyczące jego ostatnich podróży. W końcu okazało się, że każdy z nich zabił albo cyklopa, albo smoka, albo inne wielkie i potężne zwierze, któremu nawet armia nie dałaby rady. Ork uśmiechnął się krzywo, słysząc wszystkie te historie. Ciekawe, czy któryś z tych „superbohaterów” zechciałby się zmierzyć ze mną. Będę musiał kiedyś to sprawdzić. Na tę myśl znowu się uśmiechnął, wyobrażając sobie, jak wyzywa ich do walki. Teraz jednak nie miał zamiaru robić tu awantury. To jedyna karczma w promieniu dwudziestu kilometrów, poza tym całkiem przyjemna. Nawet kapelę tu mają. Urg po raz kolejny uśmiechnął się do siebie, po czym sięgnął po kolejny, już ostatni łyk piwa. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę, czy nie zamówić kolejnego, lecz postanowił, że dzisiaj chce pójść spać trzeźwy. Chociaż, jeszcze jeden kufelek nie zaszkodzi - pomyślał i wstał od stołka. Nagle, gdy był w połowie drogi ktoś trzaskając drzwiami wpadł do tawerny zwracając na siebie uwagę wszystkich. W tym również Urga. Był to bez wątpienia człowiek, wysoki, o długich czarnych włosach i dokładnie przystrzyżonej bródce. Miał na sobie zadbaną (choć wyraźnie widać na niej było ślady wielu bitew) zbroję płytową. No, to jest dopiero doświadczony wojownik - skwitował jego wygląd Urg. Nieznajomy mężczyzna zrobił kilka kroków do środka i wtedy w drzwiach pojawiło się dwóch następnych, o wiele od niego młodszych. Jeden obiema rękami trzymał wielki, szeroki miecz, a drugi, ten najmłodszy - wypełniony czymś worek, Może to jeden z Paladynów ze swoimi uczniami - pomyślał Urg, który niemal zapomniał, po co przed chwilą wstał z krzesła. Następnie mężczyzna odwrócił się za siebie i powiedział stanowczym, ale spokojnym głosem.
- Postawcie worek przy ścianie. Vasal, chodź tu z tym mieczem.
Na te słowa jeden z chłopaków podszedł do ściany, postawił na ziemi worek a sam usiadł przy nim na podłodze. Drugi natomiast, czyli Vasal przyspieszył nieco i siłując się z ciężkim dla niego mieczem podbiegł do tamtego mężczyzny. Po drodze omal nie przewrócił stołku, przy którym jakichś trzech ludzi grało w karty. W pewnym momencie mężczyzna stanął i zamiast, jak myślał Urg, podejść do baru i zamówić coś do picia, stanął na środku sali i odezwał się do wszystkich.
- Na razie nie musicie znać ani mojego imienia, ani wiedzieć czegokolwiek o mnie, czy o tych dwóch chłopakach. Przyszedłem tu jednak, żeby poinformować was, o pewnym turnieju, który organizowany jest przez księcia Maglji Kradina. Wszyscy chętni sławy, pieniędzy, albo jednego i drugiego niech zjawia się jutro przed tą tawerną.
- A skąd mamy wiedzieć, że to nie pułapka?! - odezwał się ostro jakiś człowiek.
- A niby na co? - zakpił mężczyzna
- Na nas, oczywiście.
- Nie macie nic, na czym mogłoby mi zależeć. - powiedział uśmiechając się mężczyzna, co wprowadziło większość obecnych w gniew. On sam jednak po tych słowach obrócił się i wyszedł z tawerny. Gdy tylko to zrobił kilku ludzi zaczęło szydzić sobie z jego przemowy, reszta natomiast zaczęła zastanawiać się, czy nie przyjąć jego oferty. W śród nich był także Urg, który już zupełnie zapomniał o zamiarze kupienia piwa. W końcu Kradin znany jest z tego, że lubi urządzać różne przedziwne turnieje i inne takie. Najważniejsze jednak, że rozdaje bardzo ciekawe i kosztowne nagrody dla zwycięzcy. W końcu przypomniał sobie o piwie, postanowił jednak, że lepiej mu będzie przemyśleć tą decyzję bez kolejnego pół litra alkoholu we krwi. Poszedł więc na górę, położył się na dość wygodnym łóżku i zaczął dalej zastanawiać się, nad propozycją nieznanego mężczyzny. Zanim jednak cokolwiek przyszło mu do głowy już spał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Śro 10:50, 23 Sie 2006    Temat postu:

Jaka kapela była w tej karczmie?? Metalowa?? Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Pią 15:44, 25 Sie 2006    Temat postu:

Chyba żadna... Za duża dziura na kapelę ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Sob 20:40, 26 Sie 2006    Temat postu:

Niemożliwe? ;P
Cytat:
Nawet kapelę tu mają.

Sam nie wiesz co piszesz? Razz

No, zapowiada się ciekawie... Wink Bardziej konstruktyny komentraz zamieszczę jak przeczytam więcej. Mam nadzieję że niedługo Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Nie 14:39, 27 Sie 2006    Temat postu:

Rzeczywiscie, musiałem o tym szczególe zapomnieć, jak odpowiadałem ;P
A co do reszty to zobaczymy Smile Jak mi się będzie chciało, to wkleję Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Pon 13:42, 28 Sie 2006    Temat postu:

Tak, jak zapowiedziałem, czas na kolejną część opowiadania Smile

Gdy się obudził było już jasno. Obmył się więc i zszedł na dół na nowo rozpamiętując propozycję tamtego faceta w zbroi. Ostatecznie stwierdził, że trochę więcej gotówki nie zaszkodzi, a jeśli będzie mógł się przy tym nieco zabawić, to tym lepiej. Wrócił więc na górę, włożył na siebie grubą, ciężką zbroję, zapakował pieniądze do dwóch worków: w jeden sto złotych monet, w drugi resztę, czyli dwa tysiące. Następnie zszedł na dół, dał barmanowi większą torbę z pieniędzmi (przy okazji zaznaczył, że wszystko jest dokładnie policzone i że niedługo po te pieniądze wróci) i wyszedł na zewnątrz. Okazało się, że przed karczmą stał tylko on sam. Teraz też dopiero zwrócił uwagę na to, że mężczyzna nie mówił kiedy dokładnie mają się spotkać. Usiadł więc sobie na belce i czekał. Po chwili z karczmy wyszedł jakiś mężczyzna, również ubrany w zbroję. Po chwili Urg rozpoznał w nim tego, który dzień wcześniej wątpił w wiarygodność tamtego rycerza, czy kimkolwiek on tam jest. Nic się jednak nie odezwał, wiedząc, że po wczorajszym piciu jego rozmówcy musi strasznie śmierdzieć z pyska. Po chwili przekonał się, że miał rację.
- Też czekasz ta tego faceta w zbroi?
- Tak - odparł niechętnie Urg. Nie miał dzisiaj w planach zawierać nowych znajomości.
- A wydaje mi się, czy nie wspomniał on dokładnej godziny?
- Nie, nie wspomniał.
- Więc może już po wszystkim? Może już sobie pojechali?
- Może...
- A tak przy okazji, jestem Dev. - powiedział mężczyzna i wyciągnął rękę.
- Urg-Nush-Khan - odpowiedział Urg i ścisnął wyciągniętą do niego dłoń. Miał teraz wielką ochotę ją zgnieść, żeby tylko ten koleś dał mu spokój. Wiedział jednak, że i tak mu go nie da, chyba, żeby go tak walnął do nieprzytomności. Ale teraz nie mam tego w planie - pomyślał. Może jak przyjdą następni, to da mi spokój. Tak też się stało. Gdy przed karczmą pojawił się kolejny mężczyzna Dev podszedł do niego i zaczął zadręczać go tak samo, jak wcześniej Urga. Tamten jednak był znacznie od niego cierpliwszy. Po chwili wyszedł jeszcze jeden ochotnik. Ten jednak nie miał na sobie nic, co mogłoby mu pomóc w walce. Żadnej zbroi, czy broni. Amator - pomyślał sobie Urg, kiedy go zobaczył. Nie przetrwa pierwszego dnia.
Takich amatorów pojawiło się jeszcze czterech. Co oni sobie myślą? Że wygrają ten konkurs ładną miną? A zresztą, tym lepiej dla mnie. Urg uśmiechnął się lekko i jeszcze raz spojrzał na tą zgraję zadowolonych nie wiadomo z czego amatorów. Ciekawe tylko, czy znajdą się ci wielcy bohaterowie - pomyślał i w tym momencie ci sami ludzie, którzy poprzedniego dnia chwalili się przed sobą swoimi osiągnięciami wyszli z karczmy. Teraz robili zdecydowanie lepsze wrażenie, niż wcześniej. Zbroje mieli wyczyszczone, że aż lśniły, gęby ogolone a u boku każdy miał długi, prosty miecz.
- No, panowie, widzę, że jednak się nie spóźniliśmy - powiedział jeden z nich.
- Całe szczęście. Nie na darmo tak się odpucowaliśmy. - odrzekł drugi rozglądając się dookoła - A gdzie ten cały koleś?
- Może blefował? - dodał trzeci
- Jeśli tak, to ja już mu pokażę. - powiedział czwarty.
- Wszyscy mu pokażemy - rzekł ten pierwszy, kiedy nagle wylądowała koło niego jakaś strzała, która wbiła się w drewnianą ścianę budynku. Mężczyzna natychmiast odwrócił się w stronę, z której przyleciała, lecz wśród gęstych drzew i krzaków niczego nie dostrzegł. W następnej chwili z dachu wyskoczyło przed niego, i jego towarzyszy dwie, ubrane w czarne płaszcze postacie, każda z zakrzywionym, ciemnym sztyletem. Widząc to wyciągnęli swoje miecze i przyszykowali się do obrony. Tamci jednak zamiast atakować odskoczyli w bok i rzucili się na liczniejszych, ale nieuzbrojonych „amatorów”, jak to nazwał ich Urg. Tamci od razu zaczęli panikować i uciekać we wszystkie strony. Sam ork zaś wyciągnął swój ogromny, jak na człowieka topór i stanął. Nie wtrącił się jednak do walki i tylko obserwował bieg wydarzeń. Właśnie jedna z zakapturzonych postaci dobiegła do pierwszej swojej ofiary i zrobiła jej dość krótką ranę na plecach. Zraniony mężczyzna z jękiem upadł na ziemię i próbował dosięgnąć ręką rany, co mimo wszystko wyglądało dość komicznie. Nagle, patrząc na to wszystko Urg poczuł za sobą świst powietrza połączony z dźwiękiem tnącego powietrze, lekkiego miecza. Natychmiast pochylił się do przodu i odwrócił twarzą do zagrożenia. Tym, kto go zaatakował był jasnowłosy elf, o groźnym, lecz (jak u wszystkich elfów) łagodnym wyrazie twarzy. Był on ubrany w lekką złoconą zbroję, a w dłoniach trzymał dwa cienkie, ale piekielnie ostre miecze.
Ork szybko podniósł się i wysunął przed siebie swój topór. Następnie machnął nim prosto w przeciwnika. Tamten jednak zrobił unik, jednocześnie ponawiając swój atak. Jeden z mieczy uderzył w stalową powierzchnię topora, drugi natomiast przeleciał kilka centymetrów od orczego barka. Urg cofnął się do tyłu, uniósł w górę swój topór i ponownie uderzył. Żeby obronić się przed tym ciosem elf musiał skrzyżować miecze i wystawić je drodze ciężkiego, orczego oręża. Kiedy ostrza zderzyły się ze sobą poszło kilka iskier. Elf jednak nie był na tyle silny, żeby zatrzymać impet topora, który przebił się przez tą zasłonę i poleciał na dół. Nie trafił jednak samego elfa, który zdążył zrobić unik i odskoczyć do tyłu. Urg zdenerwował się i ponownie uniósł swój topór. Ta walka trwała już zdecydowanie za długo. W tym czasie elf okrążył go i spróbował zaatakować od boku. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ Urg zdołał odparować podwójny cios swoim toporem. Nagle usłyszał za sobą głos, który bez wątpienia należał do owego mężczyzny, który wczoraj przedstawił im propozycję spotkania się przed kantyną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Pon 18:08, 28 Sie 2006    Temat postu:

Nie "orczego", tylko "orkowego". Gramatyka z podstawówki się kłania...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Pon 18:11, 28 Sie 2006    Temat postu:

A nie mówili nam w podstawówce o orkach Wink
Zresztą tak lepiej brzmi Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Pon 18:27, 28 Sie 2006    Temat postu:

Ale uczyli odmiany przez przypadki. Razz
Mianownik, kto co, orkowy; dopełniacz kogo czego, orkowego. Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vivien
Administrator
Administrator


Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Wto 10:54, 29 Sie 2006    Temat postu:

Dość dobrze napisane...
Nie będę zwracać uwagi na błędy (po prostu mi się nie chce dziś). Jedna sprawa - wprowadzanie dialogów:

Cytat:
- A tak przy okazji, jestem Dev. - powiedział mężczyzna i wyciągnął rękę.


Bez kropki po Dev.

Cytat:
Amator - pomyślał sobie Urg, kiedy go zobaczył. Nie przetrwa pierwszego dnia.


Myśli zawsze w cudzysłowiu.

Cytat:
- Całe szczęście. Nie na darmo tak się odpucowaliśmy. - odrzekł drugi rozglądając się dookoła - A gdzie ten cały koleś?


Bez kropki po odpucowaliśmy, ale kropka powinna być po dookoła.

Cytat:
- Może blefował? - dodał trzeci


Na końcu kropka. Zdanie zawsze kończymy kropką.

Cytat:
- Jeśli tak, to ja już mu pokażę. - powiedział czwarty.


Tak jak tutaj, tylko bez kropki po pokażę.

Brakuje kilku przecinków i czasami za dużo zaimków Wink .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Sob 11:35, 02 Wrz 2006    Temat postu:

najwyższy czas na kolejny fragment. Życzę miłego czytania

- Dosyć! - krzyknął stanowczo, na co błyskawicznie zareagował elf, cofając się do tyłu. Urg niewątpliwie poleciałby za nim, lecz był lekko zdezorientowany. Stanął więc i rozejrzał się dookoła. Okazało się, że oprócz tamtych dwóch postaci i elfa, z lasu wyskoczył jeszcze jeden, ubrany w grubą broję i z wielką tarczą mężczyzna, oraz krasnolud, zręcznie wymachujący swoim mniejszym, niż u Urga toporem. Na ziemi natomiast leżało dwóch „amatorów”, oraz ten mężczyzna, który wyszedł z karczmy jako trzeci. Jeden z nich nadal próbował sięgnąć ręką do rany na plecach, drugi zwijał się z bólu trzymając się za rękę, natomiast ten trzeci leżał martwy z nożem w głowie. Reszta amatorów uciekła z powrotem do karczmy, skąd z najdalszego kąta próbowali dostrzec cokolwiek przez niewielkie okna.
- Nie było mowy o zabijaniu! - powiedział brodaty mężczyzna do jednej z zakapturzonych postaci.
- Wiem, ale rzucił się na mnie z takim impetem, że nie mogłem zrobić uniku - odparł strachliwie mężczyzna i błyskawicznie dobiegła do niego druga, z ubranych w czarny płaszcz postaci. - Musiałem go zabić, bo inaczej on zabiłby mnie.
- Dobra, niech ci będzie. Tym razem ci uwierzę - powiedział mężczyzna spoglądając krzywo na tamtego.
- Kim wy właściwie jesteście?! - spytał jeden z „bohaterów”.
- Dobre pytanie - odrzekł mu mężczyzna. - Teraz już mogę wam powiedzieć. Na imię mam Trogan i jestem najlepszym rycerzem księcia Kradina. - skromnością to on nie grzeszy, pomyślał sobie Urg - Osobiście wybrał mnie on, żebym zebrał ludzi na przygotowany przez niego „konkurs”.
- Tylko co miał znaczyć cały ten atak? - spytał ten sam mężczyzna, co poprzednio, a reszta jego kumpli tylko przytakiwała
- To była próba. Nie pozwolę byle ochotnikowi wziąć udziału w tym turnieju.
- Ale mi test! Mogliśmy się wszyscy pozabijać. - dodał oburzony jeden z ludzi.
- Też taki przechodziliśmy - odpowiedział elf.
- Może więc powiesz nam, Trogan, o co w tym wszystkim chodzi?!
- Już tłumaczę - odparł spokojnie mężczyzna. - Książę Kradin, jedyny i prawowity władca królestwa Maglji, mój...
- Oszczędź nam tych wszystkich tytułów i innych takich bzdur
- A ty nie wtrącaj mi się w zdanie! - odpowiedział gniewnie Trogan i wyciągnął swój wielki miecz.
- Dobra, dobra. - uspokoił się od razu mężczyzna. - Po prostu jestem lekko poddenerwowany tym całym atakiem.
- Jak i my. - dodał jeden z jego przyjaciół. Przez cały ten czas Urg milczał. Usiadł tylko na belce pod ścianą i przypatrywał się temu teatrzykowi. Po chwili Trogan kontynuował.
- W jednym zamku, należącym do sąsiadującego z Maglią królestwa Breminy, znajduje się pewien miecz. Cały ze złota, najostrzejszy miecz na świecie. Książę postanowił go zdobyć. Oblężył więc ten zamek zyskując tym samym pewność, że miecz nie zostanie wywieziony. Nie może jednak publicznie przyznać, że rozpętał wojnę z powodu miecza. Wymyślił więc jakąś wymówkę i zorganizował tajny konkurs. Kto zdobędzie dla niego ten miecz, dostanie nagrodę w wysokości miliona złotych monet.
- A gdzie tu haczyk?
- Wojska Maglji mają zakaz wpuszczania i wypuszczania kogokolwiek. Tak więc będziecie sobie musieli poradzić sami.
- A co, jeśli zrezygnujemy teraz z konkursu, albo uciekniemy z mieczem?
- Wtedy osobiście was pozabijam.
Na te słowa „bohaterowie” lekko się zaśmiali. Szybko jednak uśmiech zniknął z ich ust widząc bliżej miecz Trogana.
- A teraz w drogę. - powiedział mężczyzna. - Wszystko, co do życia niezbędne mamy ze sobą, więc możemy wyruszyć już teraz.
Po tych słowach zapanował lekki chaos. „Bohaterowie” zaczęli rozmawiać cicho między sobą, reszta patrzyła na siebie niewiedząc, co robić a Urg po prostu wstał, podniósł z ziemi swój worek z pieniędzmi, po czym podszedł do Trogana. Chciał zamienić z nim kilka słów, dotyczących szczegółów tej akcji. Był pewien, ze rycerz nie powiedział mu wszystkiego. Zanim jednak to zrobił, mężczyzna odezwał się ponownie, tym razem władczym tonem.
- No ruszajcie się. Jesteście podobno doświadczonymi wojownikami, czy jak was tam zwą, a stoicie tu jak jakieś baby.
- Wypraszam sobie - odezwała się jedna z zakapturzonych postaci, rozluźniając nieco atmosferę. Następnie zdjęła kaptur, choć już wtedy Urg nie miał żadnych wątpliwości - była to kobieta. Miała czarne włosy i ciemnobrązowe oczy. Trudno było ją nazwać piękną, jednak tylko ze względu na nieco „zabójczy” typ jej urody. Zresztą dla orka i tak była tylko ludzką kobietą.
Na jej widok kilku „bohaterów” gwizdnęło przeciągle. Szybko jednak przerwali, gdy doszedł do nich zakapturzony mężczyzna, przyłożył jednemu sztylet do szyi i syknął
- Tylko spróbujcie ruszyć moją żonę a gorzko tego pożałujecie!
- Spokojnie skarbie. - mimo wszystko słowo „skarbie” dziwnie brzmiało w jej ustach, pomyślał sobie Urg - Jak spróbują się do mnie dobierać sama pokroję im gardła.
- Nie wątpię - powiedział mężczyzna i zbliżył się do niej.
- Dobra, koniec tych pieszczot, ruszamy! - zakończył Trogan i wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Po chwili z lasu wyszło dwóch chłopaków, tych samych, którzy poprzedniego dnia towarzyszyli mu w karczmie. Rycerz podał jednemu miecz, wziął z worka drugiego jabłko i ruszył przed siebie. Za nim jako pierwszy poszedł Urg, potem elf, następnie para w kapturach, krasnolud i na końcu czwórka „bohaterów” z baru.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Sob 10:01, 30 Wrz 2006    Temat postu:

no i kolejny fragment, tym razem dłuższy, bo chcę żeby było tu już wszystko, co do tej pory mam na kompie

Kiedy tylko przeszli kilkadziesiąt metrów Urg podszedł do Trogana i odezwał się
- Mógłbym cię o coś spytać
- To zależy.
- Interesuje mnie teraz tylko ten miecz w zamku.
- Co więc chcesz wiedzieć? – ciekawe, pomyślał Urg.
- Znasz jakieś miejsca, jakieś słabe punkty, przez które można by się dostać do zamku?
- Mądre pytanie. A powiadają, że każdy ork to idiota. – uśmiechnął się mężczyzna. Ork postarał się zignorować tą uwagę i skupił się na zadaniu
- Znasz, czy nie?
- Oczywiście, że znam. Tylko czemu miałbym o tym powiedzieć właśnie tobie?
- A czemu nie? Poza tym tylko ja się o to spytałem. – rycerz wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu
- Ciekawy punkt widzenia. Ale jeśli ci to powiem, będziesz miał łatwiej, niż inny. Konkurs będzie nierówny.
- I co z tego? – ruszył ramionami ork – Nie mówiłeś przecież o żadnych zasadach.
- Nie, nie mówiłem. Nie wspomniałem też, że mam odpowiadać za to, żeby każdy uczestnik miał równe szanse.
- Jasne!
- Gdyby było inaczej już bym ci powiedział o tych słabych punktach.
- A może nie chcesz mi o nich powiedzieć, bo spodziewasz się, że zechcę te informacje od ciebie wykupić? – zaryzykował Urg.
- Nie nadużywaj mojej cierpliwości. Coś jeszcze? – spytał już bardziej niechętnym tonem.
- Nie, to na razie wszystko o co chciałem się spytać. Nieugięty skurczybyk – dodał w myślach. Trzeba będzie go jakoś bardziej zmotywować. Najpierw jednak muszę zyskać jego zaufanie, a tym bardziej, poznać resztę "„załogi”.
W tym celu zwolnił nieco kroku tak, aby zrównać się z elfem.
- Nie jesteś zwyczajnym elfem nie? – spytał wpatrując się w niebieski tatuaż na czole rozmówcy.
- Nie, nie jestem. Niewielu elfów walczy dla takich samych celów, jak ja.
- A dla jakich celów ty walczysz?
- Najprawdopodobniej takich samych, jak ty. Dla pieniędzy.
- I tu się mylisz – skłamał ork. Nie lubił, jak inni za dużo o nim wiedzieli.
- Więc dlaczego ty walczysz?
- Na razie nie mogę ci tego powiedzieć.
- Aaa... rozumiem. – powiedział przeciągle elf.
- A u ciebie co spowodowało, że zostałeś łowcą nagród?
- Na razie nie mogę ci tego powiedzieć – uśmiechnął się elf. – Skopałem – skarcił się w myślach Urg, po czym skinął elfowi głową i poszedł dalej. Dzisiaj nie zagadam już do nikogo – pomyślał.
Szli teraz wąską, starą ścieżką pośród lasu. Na razie Urg wiedział, gdzie prowadzi ich Trogan. Nie wiedział tylko, gdzie dokładnie leży ten zamek, o którym mówił. Chociaż niedługo się o tym dowie. Do wieczora zaszli na skraj lasu, gdzie też rozbili niewielki obóz. Trogan wyjął z worka jakiś zapakowany w papier prowiant i podał go każdemu z nich. Oczywiście „bohaterowie” (chyba już do końca życia będę ich tak nazywał – pomyślał ork) zaczęli być nazbyt ostrożni i z początku nie chcieli przyjąć od rycerza jedzenia. W końcu jednak byli tak głodni, że ostatecznie zjedli najwięcej. Wygląda na to, że ze wszystkich sił chcą wyjść na twardzieli – skomentował w myślach ich zachowanie Urg. Z marnym skutkiem.
- Pierwszy wartę pełni ork! – powiedział Trogan a Urg nie widział powodu do sprzeczania się z nim. Usiadł więc na przewróconej belce i patrzył, jak powoli wszyscy zasypiają. Jako pierwsi oczywiście „bohaterowie”, potem ubrany w zbroję mężczyzna, krasnolud, Trogan i elf. Nie wiedział tylko co się stało z parą, stwierdził jednak, że pewnie chcą na chwilę pozostać sami. Tak to już mają zakochani ludzie – pomyślał beznamiętnie ork.
Po ciągnącej się w nieskończoność godzinie, zza drzew wyszła ubrana w czarne płaszcze para.
- Jak było? – rzucił uśmiechając się krzywo ork.
- Nie twoja sprawa. – odpowiedział mu uśmiechem mężczyzna, po czym obaj usiedli koło orka. – Skoro mamy brać udział w jednym „wyścigu” – najwyraźniej każdy nazywał to przedsięwzięcie na swój sposób, pomyślał Urg – to wypadałoby chociaż poznać swoje imiona.
- Jestem Urg-Nush-Khan. Ale możecie mówić mi po prostu Urg.
- I tak bym nie używał pełnego imienia. – odrzekł mężczyzna. – Ja mam na imię Sahren.
- A ja Venya – dodała kobieta.
- Jesteśmy... jakby to powiedzieć...
- Wykonujemy brudną robotę dla ludzi, którzy mają wystarczająco pieniędzy, by móc nas wynająć.
- Nie trudno się domyślić. Za to ja jestem po prostu łowcą nagród.
- Dość utalentowanym. – powiedział Sahren. – Widziałem, jak walczyłeś z Avaldinem.
- Avaldinem?
- No, z tym elfem.
- Achaa. – A więc ma na imię Avaldin – warto zapamiętać, pomyślał ork.
- A w dodatku ta próba wyciągnięcia informacji od Trogana. – dodała Venya.
- Co takiego? – zmieszał się Urg
- Już nie udawaj. Sama próbowałam.
- No dobra, koniec tego dobrego. Idziemy spać. – powiedział Sahren i obaj z Venyią położyli się na swoich kocach i zasnęli. Urg znowu został sam. Po kolejnej nudnej, wypełnionej tylko wpatrywaniem się w nocne niebo godzinie Urg podszedł do jednego ze śpiących „bohaterów” i obudził tego najbardziej chrapiącego. Nie chciał, żeby jakieś chrapanie przeszkadzało mu we śnie. Kopnął go delikatnie mówiąc
- Dawaj, teraz twoja kolej.
Mężczyzna jęknął, po czym podniósł się i przecierając oczy spytał.
- Czemu właśnie ja?
- Takie życie. – odparł ork wcale nie kryjąc się z tym, że zmieszanie tego człowieka sprawia mu przyjemność. Następnie podszedł do swojego materaca i położył się spać. Kiedy tylko znalazł dla siebie jakąś wygodną pozycję zamknął oczy i zasnął.

Następnego dnia obudziło go kopnięcie w plecy ciężkim, stalowym butem. Mrucząc ze złości obrócił się chcąc dowiedzieć się, kto był jego sprawcą. Okazało się, że był to ubrany w zbroję mężczyzna, ten sam, który wczoraj zabił jednego człowieka przed karczmą.
- Wstawaj – rzucił oschle mężczyzna.
Ork bez słowa podniósł się na nogi i widząc wokół zdenerwowanie wszystkich spytał
- Co? Coś nie tak?
- A żebyś wiedział! – powiedział zdenerwowany Trogan. Zaspałeś wachtę!
- Coo?!!! – zdziwił się. – Przecież odbyłem normalny, przewidziany na jedną osobę czas warty. – Coś mi tu nie pasuje – myślał mówiąc i spoglądając na wszystkich dookoła.
- Nie kłam! – odparł szybko wściekły krasnolud a ubrany w zbroję mężczyzna podszedł do niego z wyciągniętym mieczem. Na ten widok Urg chwycił za swój założony na plecach topór. Postanowił jednak jeszcze go nie wyciągać. Wysunął tylko drugą rękę do przodu zatrzymując w ten sposób mężczyznę z mieczem.
- Nie kłamię! – powiedział nerwowo ale i stanowczo.
- Więc jak masz zamiar wytłumaczyć zniknięcie twoich kumpli z karczmy?! – spytał Trogan. A więc o to chodzi, pomyślał Urg. Tego mi brakowało, nie ma wśród nas „bohaterów”.
- Tak, oraz Sahrena i Venyi – dopowiedział elf również wyciągając swój oręż.
- Nie pozostawiasz nam innego wyjścia – rzekł Trogan – Przykro mi. – Akurat, pomyślał ork i mocniej chwycił rękojeść stalowego topora.
- Skumałeś się z nimi. Nie wiem, co wymyśliliście, ale pewnie gdzieś się umówiliście. Tamtych z bary też dorwiemy. Chociaż musze cię pocieszyć. Za kradzież naszych map zginą znacznie wolniej i boleśniej od ciebie. – kontynuował elf. W następnej sekundzie Trogan skinął głową i mężczyzna w zbroi odepchnął rękę Urga i podniósł miecz do ciosu. Korzystając z okazji Urg kopnął go w brzuch i jednocześnie drugą ręką wyciągnął ciężki, stalowy topór. Następnie stanął w pozycji bojowej i przyszykował się na pierwszy prawdziwy cios.
- Co tu się dzieje?! – rozległ się z krzaków głos Sahrena.
- O, jak dobrze, że jesteś – powiedział mierząc go wzrokiem elf.
- Słuchajcie, nie ma czasu – dodała wychodząc z krzaków Venya – ci z baru zabrali nasze mapy i pożywienie i uciekli, musimy coś zrobić.
- Tak, próbowaliśmy ich złapać, ale wygląda na to, że znają te lasy o wiele lepiej, niż nam się wydawało. Zgubiliśmy ich.
- Masz sprytnych kolegów – powiedział krasnolud do Urga.
- To on jest z nimi?
- Tak!
- Nie! – powiedzieli równocześnie mężczyzna w zbroi i Urg.
- Może chociaż pozwolicie mi się wytłumaczyć? – kontynuował ork.
- A niby po co? – odrzekł elf. – lecz przerwał mu Trogan
- Mów! Ale się streszczaj!
- Po odbyciu normalnego czasu wachty, obudziłem jednego z tych kretynów i położyłem się spać. – prościej nie dało się tego wytłumaczyć, pomyślał sobie.
- To miałoby sens. – powiedział Trogan.
- A więc sugerujesz, że powinniśmy mu zaufać? – spytał elf niepewnie patrząc na orka
- Wiecie co? Ruszcie mózgami! – powiedziała Venya. – Gdyby skumał się z tamtymi idiotami już by go tu nie było! – powiedziała usilnie gestykulując. – A niby elfowie są inteligentni – dodała po cichu z pogardą, co oczywiście zdenerwowało tutejszego elfa, który od razu groźnie na nią spojrzał. Venya jednak nic sobie nie zrobiła z jego spojrzenia i czekała na reakcję Trogana.
- Podejdź no tu. – odezwał się szybko mężczyzna.
Nie było wątpliwości do kogo to było. Kiedy Urg stanął na tyle blisko, że czuł oddech zdenerwowanego całą tą sytuacją Trogana ten znowu się odezwał.
- Powiedz, jesteś z nimi, czy nie!? Bo mam już tego dosyć!
Ork bez wahania odpowiedział
- Oczywiście, że z wami. To, że przyszliśmy z tej samej speluny nie znaczy, że jesteśmy razem.
Przez cały ten czas rycerz uważnie patrzył mu w oczy, co też Urg odwzajemniał. Stali tak przez kilka milczących, długich sekund, po czym znowu odezwał się Trogan, tym razem do wszystkich.
- Ork nie kłamie. Uznaję więc tą sprawę za zamkniętą. A teraz w drogę. Już i tak za dużo czasu straciliśmy przez tych kretynów. I przez was, oczywiście. – dodał na koniec, po czym bez słowa ruszył przed siebie. Jego dwaj służący pospiesznie pozbierali jego rzeczy. Reszta „drużyny” nie miała innego wyjścia. Zostawili ognisko i wszystko, co przy nim i z samym tylko uzbrojeniem ruszyli dalej.
Pierwszy odezwał się elf.
- Nie ścigamy ich?
- Te mapy nie pokazują wszystkiego – ściął rozmowę Trogan. Nie miał dzisiaj ochoty na jakiekolwiek konwersacje, co wszyscy dostrzegli na tyle szybko, żeby o nic więcej go nie pytać.

Po kilku godzinach marszu przez las wyszli wreszcie na otwarty teren. Była to wielka polana porośnięta bujną, wysoką trawą. Poza nią, jedyną rzeczą, jaką można by tu znaleźć jest droga, którą właśnie szli.
Po chwili Trogan zarządził krótki postój. Tym razem bez ogniska, ani jedzenia. No, może z wyjątkiem rycerza, który wyjął z worka niesionego przez sługę jakiś egzotyczny owoc i zaczął się nim zajadać. Urg natomiast cały czas obserwował swoich rywalów starając się jak najlepiej ich poznać. W pewnym momencie dostrzegł coś, co nawet jego wprawiło w zdziwienie. Otóż okazało się, że ubrany w zbroję mężczyzna (jak podczas prowadzonej później rozmowy wyszło – Kreon) kiedy zdjął lewą rękawicę nie miał kciuka. Później też wyszło na jaw, że i w drugiej ręce pozbawiony jest tego ważnego palca. Jednak na ich miejscach znajdują się wbite w dłoń stalowe pręty, pozłączane ze sobą w taki sposób, że tworzą zagięte palce. Kiedy Urg go o to spytał, Kreon powiedział, że były to pamiątki po ostatnim jego spotkaniu z ojcem. Kreon bowiem jest synem Świętego Rycerza z królestwa Balmora. Jego jednak, zamiast chwały i czynienia dobra w imieniu Stwórcy (trzeba przyznać, że czasem zbyt często – w Balmorze Stwórcy i jego świętości przypisywano wiele przyziemnych spraw) bardziej interesowały po prostu pieniądze. Kiedy więc już dostatecznie nauczył się walczyć, cały czas udając swoje oddanie sprawie, pewnej nocy zwyczajnie okradł ojcu jego najlepszą zbroję, zabrał jego najlepszego konia i uciekł. Był jednak na tyle naiwny i niedoświadczony, że w niecały tydzień po ucieczce sam padł ofiarą kradzieży. Został więc z niczym leżąc w jakimś rynsztoku. Kreon jednak nie załamał się i po załatwieniu kilku „brudnych spraw” stać go było na nową zbroję i broń. W końcu jednak jego ojciec, który był mistrzem w tropieniu dopadł go w jednej z karczm w chwili, w której jego syn „neutralizował” właśnie swój kolejny cel. Święty Rycerz bez słowa zaatakował Kreona, ratując tym samym życie jego „celowi”. Po krótkiej walce Kreon rozbrojony padł na ziemię. Wtedy to ojciec schował miecz, wyciągnął mały sztylet i zapytał syna, czy wróci z nim do zamku. Kiedy Kreon zaczął szarpać się, wyzywać ojca i odmawiać, rycerz chwycił do ręki najpierw prawą, potem lewą dłoń syna i obciął mu oba kciuki. Następnie wstał i zostawiając tak rannego Kreona wyszedł z karczmy i zapomniał, że kiedykolwiek miał syna. Ten jednak, w całym swoim uporze i bezwzględności kazał sobie wbić w ręce te sztuczne palce. Powiadali później, że ból temu towarzyszący był tak silny, że w ataku wściekłości Kreon zabił lekarza, który wykonywał ten zabieg. Teraz jednak mężczyzna był znacznie bardziej doświadczony. Nie miewał już ataków gniewu, ani szaleństwa. Pozostało jednak jedno: upór. Bezkompromisowe dążenie do celu.

Po krótkim postoju ruszyli dalej. Po chwili odezwał się elf
- A dokąd my właściwie idziemy? - spytał
- Do maglijskich koszar. Spędzimy tam noc. Potem udamy się prosto do oblężonego zamku. – odpowiedział krótko, jak to miał w zwyczaju Trogan. Po tej odpowiedzi wszyscy umilkli i szli, prowadzeni przez ponurego, jak zawsze rycerza.
Nagle, po godzinie nudnej wędrówki Trogan skręcił w prawo, prosto w gęstą, wysoką trawę.
- Co jest?! – zdziwił się Urg
- Coś nie tak? – odpowiedział pytaniem rycerz
- Nie, nic. Tylko nieco się zdziwiłem.
- Nie mój problem – skwitował to Trogan i ruszył dalej, karząc swoim parobkom iść przodem. Za nim poszła cała reszta. Urg nie ukrywał, że nie podoba mu się to. Zresztą nigdy nie lubił chodzić po wysokiej, zasłaniającej wszystko trawie. Pomimo, że był tu najwyższy. Szedł jednak nie odzywając się do nikogo. Po kilku krokach wdepnął w niewielką dziurę.
- Cholerna trawa! – powiedział głośno – Wszystko zasłania!
Nikt tego nie skomentował. Chociaż Urg był prawie pewien, że wszyscy podzielają jego myśli. No, może poza Troganem, ale on chyba w ogóle nic nie czuje. Szedł teraz jednak nieco ostrożniej. Nie chciał, żeby widzieli go upadającego z powodu jakiejś dziury w ziemi. Odwrócił się jeszcze do tyłu, żeby zobaczyć, jak radzą sobie pozostali. I wtedy na jego ustach pojawił się szczery uśmiech. Krasnolud był tak niski, że nie było go widać, a o jego obecności świadczyły tylko ruchy kęp trawy wokół niego.
Szli w takiej atmosferze przez ponad trzy godziny. W dodatku zaczęły wokół nich latać przeróżne owady, co jeszcze bardziej rozdrażniło i tak już zdenerwowanego Urga. Oby tylko nikomu nie zachciało się na jakąś rozmowę ze mną, pomyślał. Mogłoby się to źle skończyć. Postanowił jednak, że kiedy dojdą do koszarów zniszczy parę manekinów (bo przecież w koszarach muszą mieć coś do ćwiczeń) i będzie po wszystkim. Po tych trzech godzinach ich oczom ukazał się wreszcie duży, ceglany budynek. Był cały biały, z czerwonym dachem i zdobionymi drzwiami i oknami.
- To mają być koszary?! – zdziwił się ork – Raczej jakiś pałac.
- Rozumiem, że wy, Orkowie przywykliście do prymitywnych typów budowli, ale mógłbyś chociaż okazać trochę szacunku dla tego miejsca – odpowiedział mu elf. Ork zacisnął pięści (był akurat w złym humorze), po czym odpowiedział.
- Nie o to chodzi. To nie jest obiekt wojskowy! A przynajmniej na taki nie wygląda.
- Ale przynajmniej w ogóle jakoś wygląda – kontynuował kłótnię elf.
- Dosyć! – powiedział nagle stanowczo Trogan. Najwyraźniej on też nie jest dzisiaj w dobrym nastroju, pomyślał Urg.
Po kilku kolejnych minutach doszli do bram koszar. Gdy tylko Trogan zapukał w ich drewnianą powierzchnię z wnętrza dał się słyszeć głos, z pewnością należący do jakiegoś wątłego mężczyzny.
- Kto tam?
- Trogan!
- Kto?!
- Trogan!!! A teraz otwieraj te drzwi! – Rzeczywiście, jest w o wiele gorszym nastroju.
Po chwili dało się słyszeć odgłosy, jakie wydaje otwierany zamek i mosiężne drzwi bramy otworzyły się. Ich oczom ukazał się niewysoki, chudy mężczyzna z pękiem kluczy w ręku. Kiedy tylko spojrzał na grupę osób przed sobą, strachliwie usunął się na bok. Wszyscy, włącznie z Troganem spojrzeli na niego z pogardą i weszli w głąb budynku. Po chwili na drodze stanął im ubrany w jakieś ozdobne szaty mężczyzna. Rozłożył ręce w powitalnym geście i odezwał się głośno
- Witaj Troganie! Kopelat! – patrząc po minie rycerza można się było domyślić, że to właśnie ten człowiek jest głównym powodem złego humoru Maglijskiego rycerza. Mimo tego Trogan uściskał starego znajomego i dał się poprowadzić. Reszta „ekipy” nie wiedząc, co robić po prostu poszła za nimi.
- A więc to są ci szczęśliwcy? – mówił mężczyzna szeptem. Najwyraźniej myślał, że nikt poza Troganem go nie słyszy. Głupiec!
- Tak, to oni. – odpowiedział rycerz głośno.
- Myślisz, że sobie poradzą? – kontynuował tamten szeptem
- A skąd ja mam to wiedzieć?! – Trogan nie udawał zdenerwowania, czego tamten człowiek zdawał się nie zauważać. Jeszcze jeden powód, żeby nazwać go głupcem, pomyślał ork.
Po chwili mężczyzna, najprawdopodobniej kapitan, czy jak to na nich mówią, tych koszar odwrócił się do „najemników” i zaczął mówić.
- Witajcie w moich koszarach. Mam nadzieję, że wam się tu spodoba...
- Macie tu jakieś łóżka? – przerwał mu Kreon.
- Oczywiście, że tak. Najlepsze łóżka. Wykonane z...
- A coś do jedzenia? – tym razem spytał Urg
- A jakże by inaczej. Co tylko możecie...
- A do picia – tym razem krasnolud. Wygląda na to, że wszyscy nim tu gardzą, pomyślał sobie ork, lekko się uśmiechając. Tylko Venya i Sahren szli spokojnie szepcząc coś do siebie.
- Najlepsze trunki.
- To daj nam coś do jedzenia i picia i potem wygodne łóżka. – dodał rozkazującym tonem elf.
Mężczyźnie wyraźnie skwaśniała mina i odwrócił się do Trogana
- Ci barbarzyńcy mają szczęście, że kazano mi być dla nich miłym – szepnął mu na ucho, jednak znowu na tyle głośno, że wszyscy to usłyszeli. Co za idiota!
Słysząc to wszyscy „barbarzyńcy” zaśmiali się. Tak, żeby zdołał ich usłyszeć. To same zresztą (tylko dyskretniej) uczynił sam Trogan . Wprawiło to mężczyznę w lekkie zakłopotanie. Zaczerwienił się, zacisnął pięści, po czym zdołał się opanować i znowu odezwał się do idącej z tyłu grupki.
- Jak chcecie. Proszę za mną.
- Chcemy, chcemy. – dodał krasnal wyśmiewczym tonem. Wszyscy tu obecni wiedzieli, że ten laluś nie jest im w stanie nic zrobić. Przynajmniej poprawił mi się humor – pomyślał sobie Urg.
Po kilku minutach krążenia po różnych „KOSZAROWYCH” komnatach i korytarzach dotarli wreszcie do jadalni. Stół, który ujrzeli był bardzo obficie zastawiony we wszelkiego rodzaju mięsiwa, poukładane elegancko w zdobionych naczyniach. Urg, krasnolud i Kreon błyskawicznie podeszli do pierwszych lepszych siedzeń i zaczęli jeść, popijając jakimś wytrawnym winem. Elf zachowywał się trochę dostojniej. Najwyraźniej widok ten przypomniał mu maniery, jakich go kiedyś uczono. Venya i Sahren podeszli tylko do stołu, wzięli tackę z pieczonym dzikiem, butelkę wina i stwierdzili, że zjedzą w pokoju. Mężczyźnie nie pozostało nic innego, jak spełnić ich żądania. Trogan natomiast podszedł spokojnie do stojącego na początku długiego stołu krzesła usiadł i równie spokojnie zaczął zajadać się pałkami z kurczaka. Ork tymczasem nawet nie wiedział, co je. Zresztą nie jadł przez prawie cały dzień. Krasnolud natomiast znacznie więcej pił, niż jadł. Po chwili od stołu odszedł też elf, który uznał, że to mu wystarcza. Zadziwiające, pomyślał Urg, jak te elfy mało jedzą. Po kilkunastu minutach krasnolud zaczął się znacznie więcej odzywać. Z początku mówił róże bzdury, potem jednak powiedział coś, co od razu zainteresowało wszystkich siedzących przy stole.
- ... A wiecie, co? Falander...
- Kto? – spytał Urg
- Falander, ten elf. Wiecie co on kiedyś zrobił?!
- A niby skąd mamy to wiedzieć.
- Opowiem wam – powiedział śmiejąc się krasnal – To najdziwniejszy przypadek elfa, jaki znam. Powiadają, że wychował się w porządnej, elfowej rodzinie. Rodzice chcieli, żeby został muzykiem, on jednak, gdy tylko dostawał do ręki jakiś instrument walił nim o ścianę. W dodatku, jak był mały, duże podejrzenia wywoływała niebieska plama na jego czole. Widząc jego chory zapał do walki, rodzice postanowili oddać go do elfowej...
- Elfickiej – poprawił go Trogan
- Nieważne. Do elfowej szkoły rycerskiej. Tam, młody Falander był najzdolniejszym uczniem – jeśli chodzi o walkę. Podobno z innych dziedzin szło mu najgorzej. Jeśli w ogóle mu szło. Omijał wszystko, co nie było związane z walką. Kiedy dorósł, był najlepszym wojownikiem. Ciągle jednak siedział w szkole, gdzie cały czas próbowano nauczyć go innych różnych rzeczy. Już nie pamiętam co to było. Nagle jednak, kiedy osiągnął wiek dorosły plama na czole ułożyła się w tatuaż. Wszyscy zaczęli zawracać mu głowę i domyślać się, co ten tatuaż ma oznaczać. Aż w końcu znalazł się pewien odważny jasnowidz, który powiedział, że to symbol władzy. Mówił, że Falander ma rządzić. Przesądni, jak głópki
- Głupcy – znowu poprawił go Trogan
- Niewaażne. Przesądni jak głópki elfowie z jego królestwa obalili poprzedniego władcę i osadzili Falandera na tronie. Ten pierwsze, co zrobił, to zainteresował się dwoma rzeczami. Armią i skarbcem sąsiedniego królestwa. A było ono cholernie bogate, lecz pozbawione jakiejś większej armii. Kiedy tylko Falander ukończył budowę swojego wojska najechał sąsiednie królestwo licząc na to, że szybko je zdobędzie. A wraz z nim ogromny skarbiec. Tak też się działo. W przeciągu zaledwie tygodnia Falander zajął 70% królestwa. Wtedy jego król podjął się desperackiego ruchu. Otworzył skarbiec i szybko zwerbował armię najemników: ludzi, orków, krasnoludów i innych takich. Wśród nich byłem ja – ostatnie zdanie krasnolud mówił z wyraźną dumą – Gurd. Zaczęliśmy z nimi walczyć. I wygrywaliśmy. Po kilku tygodniach wygoniliśmy go z kraju. Jednak król chciał odwetu, więc teraz to my najechaliśmy na Falandera. Ale to była zabawa. Walczyć z bezbronnym królestwem – rzeczywiście świetna, stwierdził w myślach ironicznie ork – W końcu, kiedy zrujnowaliśmy cale jego królestwo do naszego obozu podkradł się sam Falander i złożył nam pewną propozycję. „Czemu mamy walczyć dla tego króla? – mówił - Podobno ma on wielki skarbiec. Zaatakujmy go i zdobądźmy dla siebie wszystkie jego pieniądze”. Ja byłem przeciwny – Jasne, pomyślał Urg, pewnie zgodziłeś się jako pierwszy – ale większość się zgodziła, więc ja też musiałem. Wszyscy zawróciliśmy, pozostawiając zrabowane i spustoszałe królestwo i zaatakowaliśmy naszego dawnego króla. Bez problemu pokonaliśmy jego marne straże i dotarliśmy do skarbca. I wtedy okazało się, że miałem rację. Skarbiec był pusty. Król wydał cały majątek, na zwerbowanie naszej armii. I tak było nas tak dużo, ze nikt tego nie odczuł. Wściekli, zrabowaliśmy kolejne królestwo. I wtedy pojawił się Wielki król Amras ze swoimi rycerzami. Szybko opanował sytuację pojmując i skazując na wygnanie wielu najemników. Falanderowi pozostały tylko dwa wyjścia: albo poddać się królowi i niechybnie zginąć, za spowodowanie upadku dwóch pięknych, jak to mówią elfowie krain, albo uciec. Podszedł więc do mnie i razem uciekliśmy. Wtedy, po długiej drodze przez tą parszywą pustynię złapał nas Trogan, mówiąc, że ma dla nas pewne zadanie.
- Tak – dodał na koniec rycerz wstając od stołu i kierując się do swojego pokoju.
- Ciekawa historia. – powiedział na koniec Urg, choć tak naprawdę gardził nią i tym, co zrobili. On, mimo, że był łowcą nagród miał jakieś swoje zasady. Miał dla pewnych rzeczy szacunek. Teraz jedna całkowicie stracił zaufanie, zarówno do elfów, jak i do krasnoludów. Minie potem (kiedy już dotrze kiedyś do Aratei) dużo czasu, zanim przywróci do nich zaufanie. Teraz jednak najważniejsze było położyć się spać.
- Ej ty! Chodź tu! – krzyknął do jakiegoś młodego człowieka
- Tak – odpowiedział tamten przestraszonym tonem
- Zaprowadź mnie do mojego pokoju! – rozkazał. Chłopak błyskawicznie wykonał jego polecenie i w kilka minut później Urg leżał już w wygodnym, miękkim łóżku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island