Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Ku chwale Ojczyzny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Osobisty Strażnik Króla


Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 21:44, 26 Cze 2010    Temat postu: Ku chwale Ojczyzny

Napisałam to opowiadanie kilka miesięcy temu, w czasie ferii. Było to zadanie domowe na język polski, wybrałam akurat ten temat (przerabialiśmy "Krzyżaków") i wyszło to. Smile Mam nadzieję, że się spodoba.


„Ku chwale Ojczyzny”

Był deszczowy i mglisty dzień. Siedziałem w moim dworze, odpoczywając po długiej wędrówce do Krakowa. Nie spodziewałem się żadnych gości, ani tym bardziej wieści, więc nie byłem przygotowany na wiadomość, która miała całkowicie pokrzyżować moje plany. Z początku nie usłyszałem tętętu kopyt końskich na rozmokłym gościńcu, ale kiedy przybysz wjechał na dziedziniec, wiedziałem, że oznacza to tylko jedno – rozsyłają wici.
Tamten dzień – jakże inny od tego, w którym dotarło do mnie wezwanie na wojnę – był przeładowany napięciem wśród Polaków. Dotarcie z Księstwa Płockiego na pola Grunwaldu zajęło mi kilka dni, więc większość rycerstwa była już na miejscu.
Słońce przygrzewało mocno – nic dziwnego, był przecież środek lata.
Jadąc tak, pomiędzy innymi rycerzami, takimi jak ja, gorszymi lub lepszymi, zastanawiałem się, kiedy rozegra się decydująca bitwa, na którą król Jagiełło sprowadził tak wielu, spośród swego oddanego ludu. Wszyscy powiadali, że lada dzień. Choć stoczyłem wiele walk i dobrze sobie radziłem, byłem wtedy bardzo młody i na myśl, że już niedługo rozpocznie się wielka bitwa z Zakonem, poczułem jak trwoga wzbiera w moim sercu. Mimo wszystko nie chciałem dać po sobie poznać, że bałem się tego, co miało nastąpić i wobec wszystkich zadzierałem głowę i wznosiłem wyżej kopię, aby pokazać, że jestem gotów stawić czoło nadchodzącemu niebezpieczeństwu.
Czekaliśmy jeszcze kilka dni, wciąż i wciąż kierując wzrok ku północy, gdzie Krzyżacy rozbili swój obóz. Przez ten czas zastanawiałem się, czy kiedy przyjdzie mi walczyć, będę umiał zabijać zakonników z krzyżami na białych płaszczach… Owszem, wiedziałem, że byli to podstępni, okrutni i zepsuci do cna ludzie, ale czułem się jednocześnie nieswojo myśląc, że będę zmagał się z zakonnikami.
Aż w końcu, czwartego dnia od mojego przyjazdu – 15 lipca 1410 roku, król Jagiełło ogłosił, że rozpocznie się bitwa. Przyczyną takowego zarządzenia był zapewne fakt, iż nieprzyjaciel ustawił się na pozycji. Wśród rycerstwa zapanowało niemałe poruszenie – tu i ówdzie słychać było szczęk stali, kiedy któryś z rycerzy sprawdzał jak miecz wyciąga się z pochwy, gdzie indziej rżenie koni lub jakieś okrzyki.
Wtedy to przyszedł do mnie znajomy z Mazowsza, aby zamienić słowo.
- Pochwalony – rzekł Jakub, prowadząc za sobą konia.
- Na wieki wieków – odpowiedziałem.
- A to wiecie, że dzisiaj atakujemy? – zapytał.
- Wiem. Teraz wszyscy o tym mówią – odparłem. – Są jeszcze jakie wieści?
- Ano są – rzucił Jakub. – Król kazał wszytkiemu rycerstwu czekać po lasach, ażeby siękrzyżackie psubraty posmażyły na słońcu, a sam polecił dzwonić na dwie Msze.
- Zaiste, słyszałem dzwony – powiedziałem. – A wy? Gdzie idziecie?
- Do mojego oddziału na lewe skrzydło, żeby mi chłopaki nie rzuciły się na Krzyżaków – zażartował i rzucił jeszcze na pożegnanie: - Bywaj!
Jakub był bardzo zamożnym szlachcicem, więc mógł pozwolić sobie na wystawienie własnego oddziału do walki, ja miałem tylko giermka i dwóch pachołków.
Po dwóch godzinach, w południe, było bardzo gorąco i wtedy zrozumiałem, że Krzyżakom naprawdę musi być duszno w zbrojach, ciągle stojącym w pełnym słońcu, podczas gdy my spokojnie czekaliśmy w lesie.
W końcu spostrzegłem na horyzoncie jakieś poruszenie…
- To herodlowie! – wykrzyknął ktoś z tyłu.
- Może przybywają w pokoju? – zapytał kto inny z nutką nadziei w głosie.
Heroldowie przejechali jeszcze parę metrów i zatrzymali się przed królem. Niestety nie słyszałem, co mówili, bo obserwowałem to zdarzenie z pewnej odległości, kryjąc się za pniami drzew, razem z innymi. Gdy wytężyłem wzrok, widziałem niewiele, ale jednak udało mi się dostrzec, jak jeden z krzyżackich heroldów podchodzi do króla z dwoma nagimi mieczami i wbija je w ziemię. Tak, to bez wątpienia było wezwanie do walki! Potem rycerz Jagiełły wyjął miecze z ziemi i przyniósł je królowi.
Wokół mnie zakotłowało się nieco – wszyscy rycerze czekali w pełnej gotowości na znak do ruszenia w bój. Aż w końcu całe rycerstwo, łącznie ze mną, wysunęło się z lasu, ukazując swą potęgę wojskom krzyżackim. I wtedy właśnie poczułem się silny i niepokonany, nabrałem odwagi i byłem gotowy do walki.
Nagle usłyszałem czysty i głęboki dźwięk rogu, a wtedy całe skrzydło litewskie ruszyło szaleńczą szarżą do ataku.
My czekaliśmy.
W chwilę potem dojrzałem poruszenie wśród Krzyżaków i naraz ruszyła ciężkozbrojna jazda od strony nieprzyjaciela.
- Rozgromią ich – usłyszałem za sobą przerażone głosy.
Istotnie, tak się stało. Wojska litewskie i tatarskie uległy rozbiciu. Litwini próbowali walczyć, ale długo to nie trwało i zaraz szybko się rozproszyli, pierzchając na wszystkie strony i wprowadzając między szeregi krzyżackie wielki zamęt. Parę oddziałów wroga zaczęło ich nawet ścigać.
- Ach, więc o to chodziło! – wśród rycerzy stojących za mną rozległy się szepty zrozumienia.
Lecz nagle wszystkie odgłosy zagłuszył jeden zgodny i mocny jak grom śpiew. Więc i ja zacząłem:
- Bogurodzica dziewica… - mój głos utonął w oceanie innych, które dosłownie wzbijały się i unosiły wprost do nieba.
Każdy powierzał swoją duszę Bogu. A potem już tylko cały szereg wstrząsnął kopiami, opuszczając je przed siebie i ruszył jak jeden mąż naprzód. Spiąłem wierzchowca i ze śpiewiem na ustach opuściłem kopię wraz z innymi, ruszając na Krzyżaków. Kłus przemienił się w galop i jechaliśmy tak na spotkanie odwiecznych wrogów.
Wielki Mistrz spuścił na nas kolejne chorągwie, ale jechaliśmy dalej, nie tchórząc. Aż w końcu nadszedł ten moment – jak burza wdarliśmy się w głąb krzyżackich wojsk, łamiąc ich szeregi. Szybko roztrzaskałem kopię na jakimś Krzyżaku, a potem dobyłem miecza i zacząłem ciąć na lewo i prawo. Wstąpiła we mnie przedziwna energia, a wszelkie obawy zniknęły. Walczyliśmy zawzięcie, aż w końcu szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na naszą stronę. Nie trwało to jednak długo – chorągwie krzyżackie, które ścigały kniazia Witolda, powróciły i włączyły się do walki. Wtedy zaczęło ogarniać mnie coraz więkze zmęczenie – zrobiło mi się duszno, tarcza mi ciążyła, a ręka, w której dzierżyłem miecz i którą zadawałem ciosy, poczęła omdlewać…
Jakiś Krzyżak zadał mi mocny cios w lewe ramię tak mocno, że spadłem z konia i uderzyłem o ziemię. Całe szczęście ręka nie była rozcięta, bo trafił w tarczę, jednak ta wbiła się silnie w ramię, które naraz zaczęło niemiłosiernie boleć – zapewne było zwichnięte.
Nagle wokół mnie zafalowały polskie oddziały, z wielkim krzykiem prąc naprzód, jakby w jakim szale.
Po części przez piorunujący ból, po części przez to, że spadłem z konia nie mogłem zorientować się, co się stało.
W końcu zrozumiałem – Krzyżacy przejęli krakowską chorągiew królewską, a Polacy rzucili się, aby ją odbić.
Niewiele widziałem, nie wiedziałem nawet kiedy chorągiew krakowska wkroczyła do boju. Otworzyłem przyłbicę, aby zaczerpnąć tchu i zobaczyć coś więcej – ruszyła do walki piechota polska. Wtedy właśnie starłem się z Krzyżakiem, który miał nade mną tę przewagę, że siedział na koniu. Ugiąłem się, przyjmując jego uderzenie na pogiętą tarczę, która znów obiła zwichnięte ramię. Naraz runąłem na ziemię, pod kolejnym ciosem nieprzyjaciela i byłbym już nie żył, gdyby nie Jakub, który natarł właśnie na niego od tyłu, rozłupując czaszkę.
- Gabriel! Gabriel! Nic ci nie jest? – zawołał na mnie, widząc, że leżę i ledwo dycham.
- Nic prócz zwichniętego ramienia – odkrzyknąłem. – Nie przejmujcie się mną!
Wtem naszą rozmowę przerwał istotn fakt – Wielki Mistrz wkroczył do walki. Dopiero teraz zaczęła siękrwawa rzeź. Między mnie, a Jakuba wtargnął wir walczących Polaków i Krzyżaków. Podniosłem się z trudem, aby resztką sił podjąć walkę z wrogiem. Nie liczyłem na to, że przeżyję – z roztrzaskaną tarczą i zwichniętym mocno ramieniem nie mogłem się bronić i z przerażeniem stwierdziłem, że polscy rycerze są już bardzo zmęczeni.
Popadłem w obłęd – zacząłem się obijać o Krzyżaków, ciągle tylko parując uderzenia, przed oczami wirowały mi pawie czuby i krew. Wtedy cała ziemia była przesiąknięta krwią… Rozbolała mnie głowa, uderzałem we wroga bez nadziei i coraz słabiej, aż w końcu padłem na kolana i począłem się modlić. Wokół mnie trwała walka, a ja czekałem na ostatnie, śmiertelne uderzenie, które nie nadchodziło.
I nagle to usłyszałem – dźwięk rogów i piszczałek, niesiony przez wiatr.
- Litwa! – huknęły wokół mnie polskie głosy. – Litwa wraca!
W tamtym momencie coś się we mnie podniosło i wstałem ja sam, tym razem z nadzieją w sercu. Zacząłem walczyć, mimo znacznego osłabienia i z narastającym zadowoleniem doszedłem do wniosku, że Krzyżaków jest coraz mniej, chorągwii Wielkiego Mistrza nie widać, a zagraniczni goście Zakonu słabną i uciekają.
W końcu nad polami Grunwaldu dał się słyszeć głośny okrzyk Polaków:
- Zwycięstwo!
Choć mocno poraniony, byłem wtedy bardzo szczęśliwy. Nawet ból nie mógł zagłuszyć ogromnej radości, jaka wezbrała w moim sercu. Jednak silnie osłabiony, osunąłem się na ziemię.
Jakub podjechał do mnie i zsiadł z konia, chcąc sprawdzić czy żyję.
- Jeszcze żyję – wychrypiałem doń.
- Widzę – zaśmiał się i pomógł mi ściągnąć duszący hełm z głowy.
Potem zaprowadził mnie do obrzernego namiotu, gdzie mogłem wypocząć.
Kilka dni później wyruszyłem, razem z moim giermkiem i dwoma pachołkami, w drogę powrotną.
Ramię mi opatrzyli i związali mocno, abym mógł nim choć trochę ruszać. Wracałem do dworu, do rodziny, która czekała strwożona…
Gdy wyjechałem na pobliskie zbocze, spojrzałem raz jeszcze za siebie – na zielone pola Grunwaldu, na chwalebne pola polskiego rycerstwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 10:36, 27 Cze 2010    Temat postu:

Piszesz lepiej niż Sienkiewicz! Świetne!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delimorn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 07 Paź 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 14:07, 27 Cze 2010    Temat postu:

Twoje genialne dzieło na polski! No, powiem, że jestem pod wrażeniem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Osobisty Strażnik Króla


Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:04, 27 Cze 2010    Temat postu:

Ej no, nie przesadzajmy... Smile Lepiej niż Sienkiewicz?! Dzięki. :>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 10:02, 28 Cze 2010    Temat postu:

Nie przesadzam. Naprawdę tak uważam. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Pon 17:01, 28 Cze 2010    Temat postu:

Naprawdę wspaniałe. Smile
Masz talent, nie ma co!
Gdybyś tylko choć trochę spróbowała stylizować na staropolszczyznę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island