Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
... o Claire Monaghan? :)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kitty
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 18 Lut 2007
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 14:56, 28 Lut 2008    Temat postu: ... o Claire Monaghan? :)

Mój kilkustronowy twór. Sama już nie wiem, co z tym zrobić. Ech...
Jeśli chcecie, wyraźcie swoja opinię.

PROLOG ?

Claire Monaghan była zwykłą nastolatką.
Codziennie rano budziła się czterdzieści minut po sygnale budzika, w pośpiechu wkładała pierwsze lepsze ubrania które wpadły jej w ręce i wybiegała z domu bez pożegnania.
Z resztą, w domu chyba nikt nie oczekiwał od niej pożegnań. Nikt nie pytał także, kiedy wróci ze szkoły i o której położy się spać. Nic, nawet kartki na lodówce. Jedyne, co mogła znaleźć w domu, to gazeta jej ojca z jakąś wstrząsającą informacją, na przykład: ”Skala ruchów skorupy ziemskiej w stanie Alabama wzrosła o 13% - to najwyższa zaobserwowana częstotliwość od 17 lat!”.
Taki stan rzeczy, naturalnie, nauczył ją dbać wyłącznie o siebie samą - szybko stała się więc egoistką, a reszta ludzi, z którymi utrzymywała bardziej zażyłe kontakty, zaczęła mieć jej serdecznie dość. Najdziwniejsze było to, że nawet nie próbowała się zmienić. Mając szesnaście lat musiała startować w życie z przegranej pozycji, nie mając ani przyjaciół, ani prawdziwego domu, ani nawet większej chęci poznania tego, co będzie dalej.
Claire w większości swoimi życiowymi niepowodzeniami obarczała swojego ojca, Toma Monaghan’a - po części miała w tym jednak trochę racji - beznadziejnie zapracowanego żywiciela rodziny. Miała to nieszczęście, że był niespełnionym naukowcem, którego bardziej od własnej córki obchodził nagły wzrost trzęsień ziemi w Alabamie. Zazwyczaj gdy wychodził do pracy, ona jeszcze spała, a kiedy wracała ze szkoły ojciec albo jeszcze nie wrócił, albo zamykał się w swoim gabinecie - czyli jakby go nie było. I tak mijały im wspólne miesiące i lata, aż Claire nabrała przeświadczenia, że jedyne co łączy ją z tym czterdziestolatkiem z parteru to to, że mieszkają razem. Życie upływało jej w nudnym pochodzie identycznych dni, od tamtego zimowego wieczoru, kiedy skończyła sześć lat. Ale jeszcze nie czas, żeby o tym mówić.
Nie myślcie, że piszę to wszystko, aby usprawiedliwić Claire i jej bliskich - możecie powiedzieć, że dziewczyna właściwie sama zafundowała sobie taki los. Cóż, może to śmieszne, ale kiedyś Tom naprawdę był dla niej wspaniałym, kochającym tatą. Nie, nie tłumaczę ich - chcę tylko, żebyście dobrze zrozumieli ich trudną sytuację. Żebyście zobaczyli nie tylko stukniętego geologa i jego niewychowaną córkę z pretensjami do całego świata. To historia o dwojgu zagubionych ludzi, zbyt słabych i przerażonych, aby zmierzyć się z przeszłością.
Przez lata Monaghan’owie wybudowali między sobą wygodny mur niepamięci, który miał uchronić ich przed cierpieniem - w wyniku tego wszystkiego teraz byli sobie zupełnie obcymi ludźmi. Była tylko jedna zasada: jedno nie miało prawa ingerować w życie drugiego, aby nie naruszyć świętości Milczenia.
Wzorowy ojciec i urocza córka.
Tatuś nieudacznik i jego wiecznie uśmiechnięte słoneczko.
Życie Claire Monaghan rozciągało się nad dwoma różnymi światami. Różnica była kolosalna.

Jej przygoda zaczęła się dokładnie 22 września 1989 roku. To był czwartek, równie nudny i przewidywalny jak wszystkie inne czwartki. I nic nie wskazywało, że coś ma się zmienić.
Claire naturalnie spóźniła się na zajęcia, dostała sto pierwszą reprymendę od profesor Deer, potem powłóczyła się trochę po klasach odbębnić lekcje i o piętnastej była już w domu. W pustym domu.
Na stole kuchennym leżały jeszcze brudne talerze z jej naprędce zjedzonego śniadania. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do obrazka, był brak gazety ojca. Nie widywała jej przez kilka poprzednich dni, więc wyczuła, że w Black Ship musi dziać się coś tak zajmującego, że ojciec zapomina nawet o prenumeracie swojego ulubionego pisma dla geologów. Wzruszyła ramionami w stronę zmywarki, manifestując, że wcale ją to nie obchodzi.
Przebrała się, umyła naczynia, odrobiła lekcje. Zaskakująco pospolite, prawda?
Około dwudziestej trzeciej Claire usłyszała szczęk zamka i czyjeś głosy na dole. Nie mając nic ciekawszego do roboty, ubrała szlafrok i wyszła na korytarz. Zdziwiła się, słysząc kłótnię - w tym domu od dawna nikt nie podnosił głosu. W ogóle tutaj rzadko kto się odzywał.
Czuła, że powinna od razu się wycofać - jednak ciekawość pchała ją do przodu. Przylgnęła do ściany i ostrożnie posuwała się naprzód. Przy schodach zatrzymała się na chwilę, po czym ostrożnie wychynęła zza ściany.
Zauważyła w kuchni dwie osoby: swojego ojca i Edwarda Richardson’a, meteorologa z działu nawigacji powietrznej. Blondynka przycisnęła okulary do piegowatego nosa i wytężyła zmysły.
Tom ściągnął kurtkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła.
- Zrobię nam herbaty - mruknął obojętnie, kładąc czajnik na gazie. To było jego stałe zagranie: kiedy trzeba, puszczał wszystko mimo uszu i udawał, że jest w porządku. Ot, co tam, że Richardson miota się z oburzenia - łyk dobrej herbaty nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda?
Edward zatrzymał się na chwilę, jakby mając nadzieję, że się przesłyszał.
- Nie, dziękuję - wydukał po chwili.
- A ja się napiję.
- Do cholery, co z tobą?!
Monaghan odwrócił się i spojrzał na przyjaciela.
Edward pokręcił głową i ponownie podjął przerwaną kłótnię.
- I nie obchodzi cię, po co mu to było? Po co to wszystko?! Wyprawa do Trójkąta? Mógł chociaż pomyśleć o Susan i małym!
Tom usiadł ciężko przy stole w kuchni, ściągnął okulary i przetarł dłonią oczy. Sprawiał wrażenie, jakby był znudzony powtarzaniem po raz setny tych samych formułek.
- Przestań. Nie mów tak po tym, co się stało.
- Gdyby nie on to NIC BY SIĘ NIE STAŁO.
- Przestań! To była jego praca, rozumiesz? - syknął.
Edward oparł zaciśnięte pięści na blacie stołu.
- Jego praca, hm? Ty też pojechałbyś tam jak ten dureń?! Też dałbyś się zabić, tak?!
- Uspokój się. Na jego miejscu...
Urwał.
- No słucham, co byś zrobił na jego miejscu? - spytał Edward, zakładając ręce.
Tom nie odpowiadał. Był zły na siebie, że postanowił ciągnąć dalej tę dyskusję.
- ... na jego miejscu wykonywałbym polecenia - skończył po chwili.
Claire miała wrażenie, że miał trudność z wypowiedzeniem każdego z tych słów.
Edward uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Już rozumiem! Przecież TY dałbyś się pociąć za tą misję, co?! A wiesz dlaczego? Bo od dziesięciu lat o niczym innym nie myślisz! BO OD DZIESIĘCIU LAT ŁAMIESZ SOBIE GŁOWĘ NAD TYM, CO TAM SIĘ STAŁO Z MARY!
Claire zakryła usta dłonią, a ojciec spojrzał spode łba na Richardson’a, jakby nagle obudził się z amoku. Nie, on nie patrzył - on sztyletował tym spojrzeniem.
W domu nad zatoką znów panowała cisza, ale zupełnie inna niż pozostałe - powietrze było gęste od złych emocji. Dopiero po chwili Edward zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział.
- Tom, przepraszam. Nie powinienem był... - zaczął się plątać.
- Wyjdź - powiedział Tom.
- Tom, posłuchaj...
- WYJDŹ! - ryknął, zrywając się z krzesła.
Edward jeszcze przez chwilę mocował się sam ze sobą, po czym machnął ręką i wyszedł z hukiem.
Tom patrzył jeszcze przez chwilę na zamknięte drzwi, po czym ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. Tak po prostu.
Claire zdziwieniem stwierdziła, że nawet nie jest jej go żal. Wyglądał teraz jak zbity pies, skamlący o rozgrzeszenie dawnych grzechów. Ale przecież było już za późno na skruchę, on też dobrze o tym wiedział.
Uspokoił się równie szybko, jak wpadł we wściekłość. Wyprostowany, popatrzył gdzieś przed siebie. Czajnik prychnął raz i drugi, a chwilę później rozległ się przeciągły świst gwizdka. Ojciec nie reagował. Był teraz o wiele dalej, niż mogłoby się wydawać - o wiele dalej od Swojego zimnego, pustego domu.
Claire zacisnęła zęby, wstała i ostrożnie zeszła po schodach. Zatrzymała się w kilka kroków przed stołem, jakby czekając na przepustkę, ale ojciec zdawał się jej nawet nie zauważyć. Milczał. Znowu milczał.
- Coś się stało? - spytała cicho.
Dziwiła ją obojętność tego pytania - w rzeczywistości kosztowało ją to o wiele więcej, niż można przewidzieć.
Nie reagował. Claire podeszła sztywno do kuchenki i zdjęła czajnik z gazu. Czekała, aż ojciec wybuchnie, ale ta chwila wciąż nie nadchodziła.
- Nic.
Nic? I tylko na tyle cię stać? Pokręciła głową, jakby miało jej to pomóc odpędzić tę myśl. Zebrała w sobie całą odwagę i ciągnęła dalej.
- Słyszałam kłótnię.
Prawie widziała, jak ojciec odwraca się do niej i miażdżył ją spojrzeniem. Postanowiła nie dawać mu tej satysfakcji, wyciągnęła filiżanki i zaczęła robić herbatę.
- Nie powinno cię to zajmować - wydukał po chwili.
Melisa będzie bardziej na miejscu skwitowała w myślach, zalewając dwie torebki wrzątkiem. Czuła, że jeśli nie dziś, to nigdy się nie dowie. Wytężyła wszystkie zmysły gotowa na atak i już miała spytać, kiedy Tom uprzedził:
- Idź już spać.
Idź już spać! I to miało był odpowiedzią na te wszystkie pytania? Idź już spać?!
Przeklęła siarczyście.
- Claire!
- Za mocna! - wrzasnęła bezsensownie, ciskając filiżankę do zlewu. Gorąca melisa chlupnęła jej na rękaw, a to, co zostało z roztrzaskanej filiżanki rozsypało się do całej kuchni.
Ojciec wstał, zastawiając jej najwygodniejszą drogę: ucieczki.
Zacisnęła pięści i spojrzała na niego z zawiścią w oczach. Chciała mu teraz wygarnąć tyle, że aż zachłysnęła się ilością słów.
- Dobranoc! - pisnęła z wściekłości, wyminęła go i pobiegła schodami na górę.
- Wracaj! - usłyszała jeszcze, ale nie miała najmniejszego zamiaru posłuchać.

* * *

Trzasnęła drzwiami i przekręciła klucz w zamku, choć nie mogła przecież oczekiwać, że ojciec pofatyguje się dla niej na górę. Znalazła słuchawki i usiadła na łóżku.
Potrzebowała więcej niż tych kilku godzin, które zostały do rana, aby się uspokoić. Żeby znów mogła być z tym wszystkim na porządku dziennym. Zdziwiła się, że sen przyszedł tak szybko. Chociaż, może lepiej zrobiłaby nie zasypiając tej nocy.

We śnie spadała.
Coś z niewyobrażalną prędkością ciągnęło ją w dół. Nie mogła oddychać, a uszy zatkały jej się od ciśnienia. To wszystko wydawało się takie realne, że Claire prawie uwierzyła, że to dzieje się naprawdę. W ręce ściskała kurczowo coś, co w dotyku przypominało piasek, ale nie wiedziała dokładnie, co to, bo przez cały czas mocno zaciskała powieki. Kiedy zaczęło jej już brakować tchu, a świst powietrza stał się prawie nie do zniesienia, nagle - upadła. Upadła na jakiś twardy, zimny grunt, chociaż nic nie bolało tak, jak można by się spodziewać po sile tego uderzenia.
Podniosła się i rozglądnęła się dookoła.
Stała pośrodku dziedzińca otoczonego kamiennymi arkadami. Ale było w tym coś dziwnego - nad jednym rzędem kolumn pojawiały się następne, tworząc kolejne balkony i piętra, aż budowla stawała się tak wysoka, że prawie nie docierało tu światło słońca. Dziwne, czerwone światło, w którego promieniach nie tańczyły choćby drobinki kurzu.
Po jakimś czasie Claire zrozumiała, że światło po prostu było martwe.
Otrząsnęła się. Przeszła przez dziedziniec i... znalazła się w kolejnym, jeszcze większym niż poprzedni. Patrzyła ze zdziwieniem na puste, ciemne okna, a raczej to, co po nich zostało. Przez chwilę miała niemiłe wrażenie, że ktoś może ją teraz obserwować, że ktoś stoi właśnie w jednej z tych czarnych wnęk, które prowadziły kiedyś do rzędów korytarzy i komnat, bardzo, bardzo dawno temu. Jednak nie słychać było nic prócz Ciszy tego dziwnego miejsca.
To było miasto- inne niż wszystkie, jakie dotąd widziała. Piękne, monumentalne i... puste. Wydało jej się czymś niemożliwym, że mogło tu kiedyś istnieć życie. A jednak - na starych płytach posadzki Claire dostrzegła wyraźne wygniecione ślady ludzkich stóp.
Dreszcze przeszły jej po plecach. Wolała nie wiedzieć, co się tutaj stało.
Przeszła przez jeszcze kilka komnat i placów, jeden most i siedem korytarzy. Powoli ogarniała ją panika - miasto zdawało się nie mieć końca. Po jakimś czasie znalazła się na ogromnym placu, potrzebowała kilku minut, żeby znaleźć się po drugiej stronie.
Wielkie, mosiężne, uchylone lekko drzwi. Wahała się przez chwilę, po czym położyła rękę na złotej klamce.
- Nie tutaj.
Claire aż podskoczyła na dźwięk czyjegoś głosu.
Zdała sobie sprawę, że już chwilę wcześniej słyszała szmery za plecami, ale była za bardzo skupiona na tych cholernych wrotach. Gorączkowo zastanawiała się, co robić - nie może przecież odwrócić się i po prostu uciec, szczególnie, że ten ktoś stał tuż za nią. Jedynym wyjściem były drzwi.
Ledwo sięgnęła po klamkę, czyjaś dłoń chwyciła ją mocno za ramię i odwróciła przodem do siebie. Poczuła na szyi zimne ostrze sztyletu.
- Nie tutaj! - wysyczał głos, z twarzą tuż przy jej uchu.
Coś z hukiem runęło w dół, gdzieś z lewej strony placu. Na pewno bardzo daleko on nich, ale dźwięk potoczył się głuchym echem po martwym mieście.
Cisza.
Potem następny huk. I kolejny.
Zaczęły walić się ściany bram prowadzących na plac, gruz zasypywał czarne okna.
Claire zaczęła drżeć, ale nadal natarczywie wpatrywała się w człowieka z ciemnozielonym płaszczu. Odwracał się, patrzył z trwogą na niszczejące miasto. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a spod kaptura wychynęła para ciemnobrązowych oczu. Było w nich przerażenie.
- Za późno - wyszeptał, patrząc gdzieś w bok - Charn umiera.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Czw 16:05, 28 Lut 2008    Temat postu:

Aaaaa, niezłe, ciekawe i wciągające. Smile
Dynamiczne i pisane z lekkością pióra. Smile
I rozumiem, że Mary to matka Klary, znaczy Claire...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Czw 17:50, 28 Lut 2008    Temat postu:

Kit, niezła jesteś.
Widać, że o nie pierwsze Twoje opowiadanie, widać pewną wprawę w pisaniu. Styl jest płynny, emocje dobrze oddane, całość spójna i logiczna. I naprawdę ciekawa.
Z ostaniego zdania wnioskuję, że ff. Mam rację? Wink

Parę razy coś mi zgrzytnęło, ale same drobiazgi i teraz ich nie wyłapię.
Pisza dalej. Powodzenia Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 18 Lut 2007
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 18:00, 28 Lut 2008    Temat postu:

W odpowiedzi na

- pierwsze pytanie: tak, Mary to matka Claire
- drugie pytanie: sama nie wiem. To miało być ff, nawet dobrze przemyślane, ale... jakoś wszystko spełzło na prologu. I nie wiem, czy pisać, czy nie. I czy warto :/

Dziwny ten post ^^
Aa, co do opowiadań, to piszę coś (tak, ZNOWU) na [link widoczny dla zalogowanych] I to JEST reklama, możecie mnie za to zbanować xD


Ostatnio zmieniony przez Kitty dnia Czw 18:00, 28 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Czw 18:10, 28 Lut 2008    Temat postu:

Pisz dalej Kit, naprawdę warto!! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island