Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Samotna wieszczka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Pią 18:57, 11 Kwi 2008    Temat postu:

Przyznaję sie bez bicia, że pozwoliłam sobie na słowotwórstwo, które bardziej oddawało moje odczucia Razz

Pomysł z Okiem Waringi ciekawy. I słusznie, że wieszczki mają obowiązek spisywania swoich doświadczeń dla następczyń, w końcu inaczej wszystko trzeba by było zawsze zaczynać od początku.

I znowu jedno "ale":

Justyna napisał:
jednakże moja matka w swych księgach opisała coś podobnego i jestem pewna, że to było to samo.
- Twoja matka spotkała tę ciemność?
- Tak napisała. Na szczęście opisała też, jak z nią walczyć...


Justyna napisał:
Przerwała na chwilę, a potem ciągnęła dalej:
- Ciemność, która wam zagraża, była znana mojej matce. Opisała ją.


Wiem, że to takie czepianie się dla samego czepiania, ale osobiście nie uważam, żeby powtarzanie tej informacji było konieczne. Chyba że był to celowy zabieg, ale w takim razie nie zrozumiałam Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 10:00, 13 Kwi 2008    Temat postu:

- Mówisz, że twoja matka opisała, jak pokonać Oko Waringi. Jak?
- Tak, jak można by się spodziewać. Magią. Magię może pokonać tylko magia. W tym przypadku należy wykorzystać magię imienia. Mamy szczęście, że znamy imię tej złej mocy...
- Czy to wszystko?
- Potrzebna nam jeszcze jedna rzecz. Matka nazywa ją Żółtym Przedmiotem. Ten Przedmiot ma tak wielką moc, że może pokonać Oko Waringi, jeśli się ją wyzwoli i połączy z własną.
- A czym jest ten Żółty Przedmiot?
- Nie mam pojęcia - oświadczyła Zefiryna z zakłopotaniem.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Czy wieszczka może czegoś nie wiedzieć?
- Matka nic o nim nie pisze - pośpieszyła z wyjaśnieniem Zefiryna. - Tylko o nim wspomina. Ale... spróbuję się dowiedzieć. Nie wiem, czy mi się uda - zastrzegła - ale spróbuję.
- Nie musisz - wtrącił się milczący dotąd Metody. - Musiałabyś wykorzystać wiele sił, a powinnaś je zachować na ostateczną walkę z Okiem Waringi. Ja wiem, czym jest Żółty Przedmiot.
- Naprawdę? - zdumieli się wszyscy, prócz Zefiryny. Ona uśmiechnęła się do Metodego:
- Wiem o tym, że posiadasz wielką wiedzę. Oświeć nas więc, czym jest ten Żółty Przedmiot?
- To kielich ze szczerego złota z rubinową pokrywą - wyjaśnił Metody. - Legenda głosi, że pierwszy Mistrz Magii zaklął w nim cąłą swą potęgę i dlatego ma tak wielką moc.
- A wiesz, gdzie się znajduje? - spytała Zefiryna.
Metody skinął głową:
- Wiem - odparł. - W Świątyni Mistrzów Magii.
- O świetliste niebiosa! - jęknęła Zefiryna.
- O co chodzi? - spytała Stefania. - To coś strasznego?
- Nikt nie wie, gdzie jest Świątynia Mistrzów Magii - wyjaśniła Zefiryna ciężko wzdychając. - Przed wielu wiekami tam właśnie spotykali się czarodzieje pod przewodnictwem Mistrza Magii. Ale po Wielkim Przełomie, gdy już zakończyły się prześladowania magów, Świątynia została ukryta. Znikła z powierzchni ziemi i nikt nie wie, gdzie się podziała.
- Z wyjątkiem mnie - dodał Metody.
Zefiryna zerwała się na równe nogi:
- Wiesz? - wykrzyknęła. - Skąd?
- Jestem Mistrzem Magii - odparł po prostu. - Podobnie jak ty, wiele dowiedziałem się z ksiąg. Jedna z nich znana jest tylko Mistrzom Magii. W niej to właśnie opisano, jak odnaleźć Świątynię.
- Skoro wiesz, gdzie się znajduje, to dlaczego nie spotykasz sie tam już z czarodziejami? - wypaliła Stefania.
Metody pokręcił głową.
- Nie mogę - odparł z żalem. - Na przestrzeni wieków zgromadzono tam zbyt wiele magicznych skarbów i cała atmosfera jest aż przesycona magią. Niektórzy mogliby tego nie zniesć. Nie wiem nawet, czy ja sam bym to zniósł.
Zefiryna spojrzała na niego prosząco:
- Powiesz mi, jak tam trafić? A może byłbyś tak dobry i nas tam zaprowadził?
Metody zawahał się:
- Czy ja wiem? - rzekł. - To tajemnica magów...
- Ciemność... Oko Waringi - szepnął znacząco Leon.
Metody podjął decyzję.
Następnego dnia wyruszyli. Zefiryna ogarnęła po raz ostatni wzrokiem samotną wieżę.
- Obym cię jeszcze mogła zobaczyć... - szepnęła i szybko się odwróciła.
Po kilku miesiącach wędrówki, w ciągu których nie zdarzyło się nic godnego uwagi poza tym, że między Leonem a Zefiryną zaczęło się rodzić uczucie, stanęli przed wielką górą, wewnątrz której - jak zapewnił Metody - kryła się Świątynia.
- Doskonale, tylko jak my się tam dostaniemy? - zastanowił się Leon.
- To moje zadanie - rzekł Kaliks, znaczącym ruchem podnosząc swój topór.
- Nie - powstrzymał go Metody. - To nie będzie potrzebne.
Podjechał do skalnej ściany i pogładził ją dłonią. Góra natychmiast otworzyła się, ukazując ciemny tunel. Wszyscy powstrzymali głośny okrzyk podziwu i wkroczyli w mroczny korytarz. Po kilku minutach ujrzeli jego wylot. Gdy stanęli u wyjścia, oniemieli. Przed nimi rozciągała się przepiękna zielona dolina z płynącym przez nią przejrzystym strumykiem, nad brzegiem którego stała budowla z białego marmuru, z licznymi kolumnami i portykiem. Nie mogłaby bardziej wyglądać na świątynię.
- Idziemy? - spytał Leon. - Dalej, wejdźmy do środka!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 12:08, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Nie 10:11, 13 Kwi 2008    Temat postu:

Justyna napisał:
Po kilku miesiącach wędrówki, w ciągu których nie zdarzyło się nic godnego uwagi poza tym, że między Leonem a Zefiryną zaczeło się rodzić uczucie, staneli przed wielką górą, wewnątrz której - jak zapewnił Metody - kryła się Świątynia.


"zaczęło" i "stanęli"

Czy to był zamierzony efekt humorystyczny? Razz Bo ja osobiście padłam. No dobra, przepraszam, ale śmieszą mnie wszystkie opisy w stylu: "nie zdarzyło się nic ciekawego, oprócz...". Rozumiem, że niektóre rzeczy w opowiadaniu się omija i nie opisuje ich zbyt dokładnie, choć oczywiście podróż byłaby o tyle ciekawa, że zobaczylibyśmy trochę świata przedstawionego i jego mieszkańców Smile Ale pominięcie tego można, jak mówię, wybaczyć Smile Tylko skoro Zefiryna jest główną bohaterką, to czy można tak po macoszemu potraktować uczucie rodzące się między nią a Leonem? A poza tym to chyba ciekawe, co ona myśli o tym, co się z nią dzieje. Przecież, jak tytuł wskazuje, była do tej pory samotną wieszczką, mieszkała na odludziu w jakiejś wieży i nic nam nie wiadomo o tym, by była kiedyś zakochana. Więc jest to chyba uczucie dla niej nowe i zaskakujące wręcz... Ale to takie moje prywatne odczucie.

Justyna napisał:
nad brzegiem którego stała budowla z białego marmuru, z licznymi kolumanmi i porytkiem. Nie mogłaby bardziej wygladąć na świątynię.
- Idziemy?- spytał Leon.- Dalej, wiejdźmy do środka!


Chyba ostatnie zdanie było szybko pisane Razz - "kolumnami", "portykiem", "wyglądać", "wejdźmy".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 10:17, 13 Kwi 2008    Temat postu:

Zefiryna jest główą bohaterką, ale to opowiadanie fantasy,a nie romans, więc kładę nacisk na akcję, a nie na to, co sie dzieje w duszach boahterów, chyba, że chodziłoby o coś magicznego... jakiś trudny wybór czy coś takiego... Poza tym nie śpiesz się tak... Zefiryna jeszcze sobie nie uświadomiła tego, że rodzi się w niej miłość. Leon też jeszcze nic o tym nie wie. Po prostu miło im przebywać ze sobą... Ale to tak na marginesie. I cieszę się, że zauważyłaś humor w moim tekście.

Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 12:09, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Nie 10:24, 13 Kwi 2008    Temat postu:

Ależ skąd, ja się wcale nie spieszę Razz Tak po prostu zrozumiałam ten fragment.

A co to romans od razu musi być, żeby opisywać przeżycia wewnętrzne bohaterów? Smile Ale oczywiście szanuję Twoją decyzję, bo to w końcu Twoje opowiadanie.

A, i oczywiście czekam z ciekawością na to, co też się w tej świątyni wydarzy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 14:44, 14 Kwi 2008    Temat postu:

- Zaczekaj! - powstrzymał go Metody. - Tak jak wyglądamy, nie możemy tam wejść!
- Dlaczego? Co z nami nie tak?
- To sakrum, świete miejsce. A my jak włóczędzy i żebracy... Mogłabyś coś z tym zrobić? - zwrócił się do Zefiryny.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pstryknęła palcami. W mgnieniu oka na Kaliksie, Leonie i Wiliamie pojawiły się srebrne zbroje, Metody otrzymał lśniącą, białą szatę, a Stefania i Zefiryna cudowne suknie: Stefania jasnobrzoskwiniową, opływającą wdzięcznie ciało, a Zefiryna kremową, jedwabną, z koronek i piór.
- No to jesteśmy gotowi - odetchnął Metody. - Dziekuję, już nie sprofanujemy Świątyni. Ale... obawiam się, że będziecie musieli tam wejść sami. Ja się nie odważę.
- Dlaczego? - spytał Leon.
- Już mówiłem. Zbyt wiele potężnej magii.
- Nie traćmy czasu - odezwała się Zefiryna. - Chodźmy tam. Tylko powiedz nam jeszcze, Metody - zwróciła się do starca - gdzie znajdziemy ten kielich?
- W głównej sali. Idźcie cały czas prosto - objaśnił Metody.
- Dzięki. Idziemy, przyjaciele - odrzekła Zefiryna i ruszyła naprzód.
"Jest naszą przywódczynią!" pomyślał zdumiony Leon, który dopiero teraz sobie to uświadomił. "Nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy zaczęła nam przewodzić!" Nie czuł jednak z tego powodu żalu ani pretensji. Czuł się nawet z niej dumny, jakby to była jego zasługa...
Gdy weszli do Świątyni, ogarnął ich mrok. Zefiryna zdawała się jednak widzieć w ciemności, bo pewnie podążała naprzód, a jej biała suknia prawie lśniła w mroku.
Po kilku minutach weszli do wielkiej sali, całej ze złota. Złota była podłoga, ściany, sufit, a także meble, których zresztą nie było wiele. Tylko stół i stojące dookoła niego krzesła. A na stole stał przecudny puchar, szczerozłoty, ozdobiony brylantami iskrzacymi się jak gwiazdy, z rubinową pokrywą przymocowaną do pucharu.
- Oto on - rzekła Zefiryna prawie bez tchu. - Żółty Przedmiot.
- To zbyt prozaiczna nazwa dla czegoś tak pięknego - mruknęła Stefania.
- Specjalnie go tak nazwano. Aby nikt nie podejrzewał, co to jest i jaki jest. Inaczej znalazłoby się wielu nikczemników, pragnących go zdobyć wyłącznie dla pieniędzy. A on ma o wiele wiekszą wartość dla magów - wyjaśniła Zefiryna.
Podeszła do stołu i ujęła kielich w dłonie. Podniosła go do góry i wyszeptała jakieś dziwne słowa, których nikt nie zrozumiał, ani nawet nie umiałby powtórzyć, ale brzmiały prastaro. Z kielicha wytrysnęła nagle złocista poświata, która otuliła dziewczynę. Była tak silna, że towarzysze Zefiryny musieli zamknąć oczy. Gdy poczuli, że poświata przygasła, otworzyli oczy i... oniemieli ze zdumienia. Przed nimi stała niby Zefiryna, niby nie ona. Twarz, włosy, oczy i sylwetka zostały takie same, ale ubrana była teraz w bladożółtą, jedwabną suknię, obramowaną wokół stanika i skraju spódnicy jaśniejszą koronką. Podobna w odcieniu wstążka opasywała jej tors poniżej biustu. We włosach miała zbliżone kolorystycznie wstażki, a na serdecznym palcu lewej dłoni lśnił pierścień ze szmaragdem i szafirem. Wydawała się cała spowita w złocistą poświatę, a godność i wiedza malujące się teraz na jej twarzy zmieniały ją prawie nie do poznania. Nadawały jej jakby jakąś królewską godność. Jej dumna postawa zresztą też przypominała królową.
Przyjaciele, patrząc na nią, zrozumieli, że oto moc pierwszego Mistrza Magii, spoczywająca dotąd bezpiecznie w kielichu, przeszła na Zefirynę i połączyła się z jej własną.
- Jest teraz najpotężniejszą czarodziejką na ziemi - szepnął Leon.
- Co za szczęście, że jest po naszej stronie - mruknął Kaliks.
- Tak, żaden wojownik nie ośmieliłby się jej teraz zaatakować - dodała Stefania.
- Wiecie, to dziwne - stwierdził Wiliam. - Do dzisiaj wydawała się zwykłą dziewczyną, obdarzoną niezwykłymi zdolnościami, to prawda, ale spokojną, łagodną dziewczyną. A teraz wydaje się... niebezpieczna, nawet groźna!
- To prawda - potwierdził Kaliks. - Ale na szczęście ta groza nie jest skierowana przeciwko nam. Drżyj, Oko Waringi! Drżyj, zła, ciemna siło! - zawołał.
Po raz pierwszy Leon i jego przyjaciele nabrali otuchy i poczuli nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i można pokonać Oko Waringi. Skoro wystąpi przeciwko niemu taka wieszczka...
Zefiryna spojrzała na nich i uśmiechnęła się:
- Jestem gotowa - rzekła. - Opuśćmy Świątynię.
Wszyscy bez słowa podążyli za nią. Wkrótce wynurzyli się z mroku Świątyni na zalaną słońcem łąkę. Gdy Metody zobaczył ich i odmienioną Zefirynę, aż westchnął z podziwu.
- Udało się! - zawołał.
- Tak - odrzekła Stefania. - Chyba aż za bardzo się udało...
- Nic podobnego - sprzeciwiła się Zefiryna. - Stało się tak, jak powinno. Posiadłam teraz wielką moc, a z nią mądrość i wiedzę. Lecz nie zachowam jej na zawsze. Gdy Oko Waringi zostanie pokonane, zwrócę ją kielichowi.
- Dlaczego nie chcesz zachować tak wielkiej potęgi? - spytał Kaliks.
Zefiryna uśmiechnęła się pełnym mądrości uśmiechem:
- Bo to zbyt wielkie obciążenie i zbyt wielka odpowiedzialność... Nie, nie chcę jej zachować. Wystarczy mi to, co odziedziczyłam po matce.
- No dobrze, ale co teraz? - zapytał znów Kaliks. - Co teraz robimy? Dokąd pójdziemy?
- Tam, gdzie jest Oko Waringi - odparła Zefiryna.- Trzeba je jak najszybciej pokonać, nie wolno tracić czasu, bo im dłużej istnieje, tym jest silniejsze. Jego moc wzrasta, a moja już się nie powiększy. Mówiłeś - zwróciła się do Leona - że Oko pojawiło się w Pamfilii. Prowadź nas więc do twojego kraju!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 12:13, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 17:49, 19 Kwi 2008    Temat postu:

I wszyscy ruszyli w drogę. Stamtąd do Pamfilii nie było już daleko. Leon jechał z radością w duszy, że wreszcie wraca do domu, ale też z niepokojem, czy jeszcze zastanie rodziców żywych. A jeśli ciemność już ich pochłonęła? Poruszała się przecież z wielką szybkością!
Gdy jednak dotarli do pałacu władców Pamfilli, Leon odetchnął z ulgą. Pałac był nietknięty i wszystko wskazywało na to, że ciemność jeszcze tu nie dotarła.
Królewicz wprowadził swoich przyjaciół na pokoje królewskie do sali audiencyjnej. Tam, na złotych tronach, na podwyższeniu, siedzieli jego rodzice. Król ojciec, pełen godności starzec z siwą brodą, ubrany w złociste i karmazynowe szaty, ze złotą koroną na głowie i królowa matka w pięknej sukni z bladożółtej, koronkowej tkaniny i wysokim czepku na głowie z czterema fioletowymi, strusimi piórami. Gdy zobaczyli przybyłych, oboje krzyknęli z radości:
- Wróciłeś, synu! - zawołał król. - Czy odnalazłeś wieszczkę?
- Tak, ojcze, jest wśród nas - odrzekł Leon i wskazał Zefirynę, która cała jaśniała swą nową mocą.
Król przyjrzał się jej z zainteresowaniem.
- Hm - mruknął. - Widzę, że jest potężną wieszczką, ale wydawało mi się, że powinna być starsza...
- Bo to nie jest ta wieszczka, o której słyszłałeś, ojcze - wyjaśnił Leon. - To córka tamtej. Ale to nie znaczy, że jest słabsza czy bardziej tchórzliwa niż jej matka.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pokonać Oko Waringi - zapewniła Zefiryna.
- Oko Waringi? - zdziwił się król.
- Wieszczka uważa, że tak właśnie nazywa się ta ciemność, która nam zagraża - pośpieszył z wyjaśnieniem Leon.
- Kochane dziecko - zwróciła się do Zefiryny królowa. - Czy zdołasz nam pomóc?
- Mam taką nadzieję, najjaśniejsza pani - odpowiedziała Zefiryna. - Zrobię wszystko, co tylko będę mogła. Przysięgam!
- A my cię nie opuścimy - dodał Leon. - Pójdziemy walczyć razem z tobą.
- Nie! - sprzeciwiła się Zefiryna. - To zbyt niebezpieczne! Poskromienie Oka Waringi to moja sprawa!
- Nie pleć głupstw! - oburzył się Leon. - Idziemy z tobą i to bez żadnych wątpliwości! Nie opuścimy cię w potrzebie!
Zefiryna spojrzała na pozostałych: Stefanię, Wiliama, Kaliksa i Metodego. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Dobrze - ustąpiła wreszcie. - Jeśli tak bardzo chcecie, to chodźcie ze mną. Ale musicie mi przyrzec, że gdy wam powiem, zatrzymacie się i pozwolicie mi walczyć samej - oznajmiła.
- Musimy?! - jęknęli wszyscy.
- Musicie! - odparła twardo Zefiryna.
Z niechęcią, ale przyrzekli.
- Gdzie jest teraz Oko Waringi, ojcze? - spytał Leon króla.
- Ostatnio widziano je nieopodal wioski Quum - odparł smutno król.
- To niedaleko stąd - stwierdził zaniepokojony Leon.
- Tak - skinął głową król. - Jeśli jej nie pokonamy, wkrótce i nas pochłonie.
- Nie pozwolę na to - rzekła stanowczo Zefiryna. - Za mną, przyjaciele! Naprzód, na bój!
Wszyscy ruszyli za nią. Prowadził Leon, bo to on znał drogę. Wioska Quum rzeczywiście była blisko. Była, bo gdy przybyli na to miejsce, już jej nie było. W miejscu gdzie leżała wioska, było coś... właściwie nie wiadomo co. Wyglądało to jak wysoka czarna ściana, czy raczej fala tsunami, bo poruszało się i nigdy nie było nieruchome. Z jego wnętrza dochodziły przeróżne odgłosy, krzyki i jęki, śmiech i płacz, i przede wszystkim szum, jakby gwałtownego wichru. Zgroza ogarnęła wszystkich na ten widok. Nawet Kaliks pobladł.
- Jak my to pokonamy? - jęknął Wiliam.
- To Oko Waringi, bez wątpienia - stwierdziła zimno Zefiryna. - Po stuleciach znów się pojawiło....
- Och, co mamy zrobić? - szepnęła Stefania.
- Wy nic - oświadczyła wieszczka. - Musicie teraz ustąpić i pozostawić walkę mnie.
- Samej? - spytał Kaliks. - O nie, nigdy!
- Przyrzekliście! - przypomniała im z oburzeniem wieszczka.
Wszyscy znów jęknęli.
- To cię zabije! - zawołał Leon.
- Nawet jeśli, nie przyjdzie mu to łatwo. Pamiętajcie, że posiadam teraz wielką moc. Myślę, że dam sobie radę z Okiem. Ale ponieważ będzie tu gorąco, skryjcie się gdzieś!
- Tak, niech tak zrobią - wtrącił się wreszcie Metody. - Niech zrobią tak wszyscy, którzy nie mają pojęcia o magii. Ale ja zostanę. Co prawda, nie mogę ci pomóc w walce z tym przekleństwem, ale mogę ci dodać trochę sił, dać ci osłonę, czy coś takiego....
Zefiryna uśmiechnęła się:
- Owszem, twa pomoc może mi się przydać. Ciężka to będzie walka i muszę całą swą uwagę skierować na Oko Waringi. Wołabym więc nie musieć się oglądać, aby coś nieoczekiwanie nie zaatakowało mnie z tyłu. Gdybyś więc mógł mnie ubezpieczać...
- Naturalnie!
Leon, Stefania, Wiliam i Kaliks odeszli dalej z kwaśnymi minami. Zwłaszcza rodzeństwu wowjowników nie podobało się to, że zostali wyłączeni z głównej walki. Rozumieli jednak, że tam, gdzie jest walka magii z magią, na nic nie mogą się przydać. Modlili się tylko gorąco, aby Metodemu i Zefirynie nic się nie stało i aby mogli pokonać Oko Waringi.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 15:13, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Nie 9:05, 20 Kwi 2008    Temat postu:

No, ładnie, ładnie. Podobało mi się wyjaśnienie, dlaczego kielich nazwano Żółtym Przedmiotem. Przebiegle Smile

A walka zapowiada się interesująco, nie powiem. Trochę to obiecywanie, że inni opuszczą Zefirynę w momencie, kiedy im rozkaże, skojarzyło mi się z Aslanem w KK. Z tym że on nie był tak stanowczy Razz

Justyna napisał:
Drżyj, Oko Waringi! Drżyj, zła, ciema siło! - zawołał.


ciemna

Justyna napisał:
- Jestem gotowa - rzekła. - Opuścmy Świątynię.


opuśćmy

Dziękuję, czekam na więcej Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Wto 14:07, 22 Kwi 2008    Temat postu:

Tymczasem Zefiryna podeszła bliżej ciemności, uniosła rękę i zawołała władczym głosem:
- Usłuchaj mnie! Znam cię i wiem, czym jesteś! Zła siło, jak śmiałaś znów wtargnąć w nasz świat? Czy mało ci było porażek? Tyle razy już cię pokonaliśmy! Czy nigdy nie nabierzesz rozumu? Zaklinam cię na wszelkie moce, odejdź stąd, albo cię zniszczę!
Gdzieś, jakby ze środka ciemności, dobiegł drwiący śmiech, a chwilę później ozwał się głos. Ale jaki to był głos! Niepodobny do żadnego ludzkiego języka! Był w nim i pomruk burzy, i syk żmii, i jęk wiatru. Głos przemówił:
- Kłamiesz! Nie znasz mnie i nigdy mnie nie pokonasz! Nie posiadasz żadnej mocy, nędzna niewiasto! Takim jak ty nijak mierzyć się ze mną! Nic mi nie zrobisz i nie masz prawa mi rozkazywać! Nic mi nie zdołasz uczynić, bo nie znasz mego imienia!
- Owszem, znam! Jesteś Oko Waringi!
Głos na chwilę umilkł, ale powrócił:
- Oho, jesteś pewna?
- Tak, jestem! Jeszcze raz ci nakazuję: opuść tę ziemię! Albo walcz ze mną!
Oko Waringi znów się roześmiało:
- Śmiesz mierzyć się ze mną? Ty? A kimże ty jesteś, aby mnie wyzywać?
- Chyba nie sądzisz, że wyjawię ci swoje imię? Dałabym ci tym samym broń do ręki! Wiedz jednak, że jestem wieszczką i posiadam moc wystarczającą do tego, ażeby cię zetrzeć z powierzchni ziemi!
- Nie dasz rady! Lepiej odejdź, nim będzie za późno! Odejdź, dopóki jestem w dobrym humorze i puszczam cię żywą! Bo mogę ten humor stracić i pożreć cię!
- Nie! Nie odejdę stąd, póki ty tu będziesz! I nie strasz mnie! Nie boję się ani ciebie, ani twoich sztuczek!
Mimo, że Zefiryna przemawiała tak odważnie, w głębi duszy była śmiertelnie przerażona. Na cóż ona się porywa? Słyszała, jak za jej plecami Metody szepce jakieś zaklęcia, mające prawdopodobnie zapewnić jej ochronę. Nabrała więc otuchy i znowu zawołała:
- Odejdź stąd, Oko Waringi! Odejdź, albo przygotuj się na unicestwienie!
Oko się roześmiało:
- Jak śmiesz mi grozić, nędzna śmiertelnico? Jesteś niczym wobec mnie! Nigdy mnie nie unicestwisz! A wiesz dlaczego? Bo ja jestem ciemnością i złem, strachem i lękiem, lenistwem, żarłocznością i pijaństwem, chciwością i pazernością, zazdrością i zawiścią, gniewem i złością, pychą i nieczystością! To wszystko trwa, a dopóki trwa, ja będę istnieć również! Nie zdołasz tego zniszczyć!
- To się dopiero okaże! Pamiętaj, że to był twój wybór! Twoja decyzja!
Zefiryna uniosła obie ręce i wyszeptała zaklęcie. W jej uniesionych dłoniach pojawiła się świetlista kula, którą rzuciła w Oko Waringi. Ściana ciemności zafalowała, zachwiała się i świetlista kula będąca teraz czarną kulą po chwili została wyrzucona z ciemności i trafiła w wieszczkę. Uderzona w brzuch stęknęła i aż przysiadła na ziemi, a z ciemności odezwał się drwiący głos:
- Tym czymś chciałaś mnie pokonać? Nic z tego! Czym jeszcze mi zaimponujesz? A może to wszystko, na co cię stać?
Zefiryna podniosła się. Zorientowała się już, że to nie przelewki. Zrozumiała także, że walka będzie o wiele cięższa niz myślała. Zamknęła oczy, objęła się ramionami, skupiła się, napięła wolę i zmysły. Pojawiła się na niej znana już jej przyjaciołom złocista szata i otulająca ją poświata. Poświata ta zaczęła rosnąć i powiększać się, aż poczęła przypominać słońce z promieniami. Te promienie dosięgły Oka Waringi, a wtedy rozległ się syk, jak gdyby ogień zalano wodą. Ciemna ściana zaczęła się cofać przed światłością, bo została przez nią zaskoczona. Niestety, po chwili ochłonęła z zaskoczenia i zatrzymała się. Dwie siły, jasna i ciemna walczyły ze sobą, mocowały się, będąc równe, jedna nie mogąc pokonać drugiej. Zefriyna widząc, że to nic nie daje, uciekła się do innych zaklęć. Wiele ich znała, drugie tyle poznała w Świątyni Mistrzów Magii, była więc pewna, że któreś z nich z pewnością zadziała. Ale, ku jej przerażeniu, choć każdym z tych zaklęć trafiała w Oko, nie robiły mu one żadnej krzywdy. Za każdym razem Oko tylko drwiąco się śmiało. Zdenerwowana i zirytowana wieszczka, czując, że po rzuceniu tylu zaklęć siły ją opuszczają, postanowiła to zakończyć. Wyciągnęła ręce w bok, następnie uniosła je do góry, a potem skierowała ku Oku, wykrzykując specjalne zaklęcie przeciwko Oku Waringi. Ciemna fala poruszyła się, jak poruszana wiatrem zasłona, ale... nic więcej się nie stało!
- Zaklęcie nie poskutkowało? - szepnęła zdumiona Zefiryna. - Niemożliwe! Wiele razy to właśnie zaklęcie niszczyło Oko Waringi!
Zła siła roześmiała się szyderczo:
- I co? Jak się teraz czujesz? Nikczemna smiertelnico, rozumiesz już, że się pomyliłaś? Nie jestem Okiem Waringi!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 15:25, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Wto 14:13, 22 Kwi 2008    Temat postu:

No i zonk! Może u tych ciemnych sił też występują jakieś mutacje? Smile

Justyna napisał:
- Nie dasz rady! Lepiej odejdź, nim nie będzie za późno!


nim będzie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Śro 13:52, 23 Kwi 2008    Temat postu:

- Nie jesteś Okiem Waringi? - powtórzyła pytająco zdumiona Zefiryna, ale już po chwili wykrzyknęła:
- No tak! Jak mogłam się aż tak pomylić? Przecież Oko Waringi zostało ostatecznie zniszczone przez Wielkiego Maga już setki lat temu! Poza tym słyszę męski głos, podczas gdy Oko Waringi było istotą rodzaju żeńskiego! Wiem już, kim jesteś! Jesteś najgorszą częścią jej mocy; możnaby powiedzieć, że jej synem!
- Właśnie! I nie mam imienia, dzieki poznaniu którego mogłabyś mnie pokonać! Rozumiesz teraz, że jesteś wobec mnie bezsilna?
Zefiryna milczała. "Chyba rzeczywiście nic nie poradzę - pomyślała rozpaczliwie. "Nie mogę użyć magii imienia, skoro go nie ma. Żadne zaklęcie na niego nie działa. Och, co robić? Mogłabym jeszcze wykorzystać całą moją moc, ale jeśli i to nie poskutkuje?"
- Mimo wszystko zasłużyłaś sobie na mój szacunek - odezwał się syn Oka Waringi. - Podobają mi się istoty odważne. Dlatego pozwolę ci wybrać rodzaj śmierci. Jak chcesz umrzeć? Mogę ci ofiarować każdy rodzaj śmierci, jaki sobie wybierzesz! Bo nie sądzisz chyba, że po tym, jak wystąpiłaś przeciwko mnie, daruję ci życie?
Gdy Zefiryna usłyszała te słowa, bezsilność zmieniła się w gniew. Co to dziwadło sobie wyobraża! Trudno, musi wykorzystać to, co jej pozostało!Zawołała więc:
- Uważasz, że będę cię prosić, abyś mi darował życie? O nie, mylisz się! Nie bedę cię błagać o litość! Nie dam ci tej satysfakcji! Nie będę twoją igraszką! Ale nie zamierzam też dać ci się tak łatwo zabić! Sądzisz, że cię nie pokonam? Każdą złą siłę można unicestwić. Unicestwiło się twoją matkę i unicestwi się ciebie!
Syn Oka Waringi znów tylko się roześmiał. Rozzłoszczona Zefiryna pomyślała, że albo ma wyborny humor, albo też ona go wyjątkowo bawi, i ta myśl wprawiła ją w jeszcze większą złość. Nie czas było jednak nad tym rozmyślać. Nadszedł czas ostatecznej rozgrywki.
Zefiryna przypomniała sobie, co mówił o sobie samym syn Oka Waringi i wpadł jej do głowy pewien pomysł. Pomyślała, że warto go wypróbować. To chyba jedyny sposób. Jeśli zawiedzie, to już nic więcej nie da się zrobić. Wyciągnęła ręce w kierunku nieba i zawołała:
- O mieszkańcy naszej planety! Proszę was o pomoc! Potrzebna mi wasza siła! Proszę, pomóżcie mi pokonać ciemność, która nam zagraża!
Jej słowa usłyszał też potomek Oka Waringi i znowu się zaśmiał:
- Co ci pomogą zwykli ludzie? Chyba się też nie spodziewasz, że bezinteresownie zechcą ci pomóc?
Zefiryna nie raczyła zwrócić na niego uwagi i wołała dalej:
- Dajcie mi to, czego potrzebuję, abym mogła was ocalić!
Zaczęła wyliczać, a z każdym wezwaniem wokół niej zaczynały się kłębić kolorowe wstęgi, spalatając się w jedną, tęczową, migoczącą wstęgę:
- Światłości! - i przybyła świetlista wstęga;
- Dobroci! - i jest już złota wstęga;
- Odwagi! - i oto jest srebrna;
- Śmiałości! - i jest brunatna;
- Umiarkowanie! - i oto jest zielona;
- Pohamowanie! - i jest seledynowa;
- Pracowitości! - i przybyła czerwona wstęga;
- Wesołości! - i oto przybyła niebieska;
- Skromności! - i jest fioletowa;
- Szczodrości! - i oto jest szara.
- Pokoju! - i jest wstęga akwamarynowa.
- Czystości! - i jest wstęga żółta.
Wstęgi zawirowały, zakręciły się dookoła i splotły w jedną, która, posłuszna ruchowi ręki Zefiryny, pomknęła szybko w kierunku dziecka Oka Waringi. Trafiła w falę, przebiła ją, a potem wydostała się na zewnątrz i opasała ją mocno, ściskając i niwecząc. W powietrzu rozległ się wrzask, jakiego nigdy wcześniej nie słyszano. Syn Oka Waringi ginął. W ostatniej jednak chwili jedna jego macka sięgnęła Zefiryny i uderzyła ją w twarz. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i upadła jak martwa na ziemię. Ale wstęgi cnót już pokonały ciemność. Syn Oka Waringi został unicestwiony, wstęgi rozplotły się i poleciały z powrotem tam, skąd przybyły - do ludzkich serc.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 15:30, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Śro 17:56, 23 Kwi 2008    Temat postu:

No, proszę, proszę, syna sobie Oko Waringi wyhodowało... Pomysł unicestwienie w sumie niezły ^^
Ale jeśli jesteśmy już przy opisie tych wstąg, to:

Justyna napisał:
Zaczęła wyliczać, a z każdym wezwaniem wokół niej zaczynały się kłębić kolorowe wstęgi, spalatając się w jedną, tęczową, mogoczącą wstęgę:


"splatając", "migoczącą", a do tego powtórzenie "wstęgi"

Potem w opisie tego, co przybywało, raz był czas przeszły, potem teraźniejszy, potem znowu przeszły, a także nieodmienione "umiarkowanie" i "pohamowanie", nie wiedzieć czemu. To tak w kwestii technicznej Razz

Natomiast ostatnie zdanie całkiem poetyckie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 15:09, 26 Kwi 2008    Temat postu:

Gdy fale ciemności znikły, przerażony Metody i inni podbiegli do leżącej nieruchomo Zefiryny. Z jej skroni sączyła się krew, a twarz była śmiertelnie blada.
- Na wszystkie moce! - jęknął Leon. - Czy ona nie żyje?
Metody położył palce na szyi dziewczyny.
- Żyje, ale ledwo co - odrzekł. - Jest w śpiączce.
Wszyscy jęknęli rozpaczliwie.
- Możesz ją uleczyć? - spytała Stefania.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale nic nie obiecuję. To wieszczki zajmują się uzdrawianiem, nie Mistrzowie Magii. Wszystko zależy od niej. Ja mogę jedynie spróbować przytrzymać ją na tym brzegu.
- Nie! - zawołali wszyscy jednocześnie. - Przecież nie chcieliśmy, aby poświęciła dla nas życie!
- Módlmy się, aby nie stało się to prawdą - rzekł Metody.

Zefiryna otworzyła oczy i zobaczyła, że znajduje się na jakimś nabrzeżu, przy którym stoi mnóstwo statków. Wcale nie zdziwił jej ten widok. Nie wiedziała, gdzie jest, ale było jej to obojętne. Pragnęła tylko dostać się na jeden z tych statków, aby zawiózł ją do Domu. Nie wiedziała, gdzie jest ten Dom, ani czym, czy jaki jest, ale wiedziała, że spotka tam swoją matkę i tam będzie wreszcie szczęśliwa. Któryś z tych statków musi ją tam zawieźć...
- Kochanie! - usłyszała nagle znajomy głos i ujrzała, że z jednego ze statków macha w jej stronę jakaś kobieta, ubrana w kremową suknię z delikatną koronką, podobną do walencjańskiej dookoła dekoltu. Na szyi lśnił jej naszyjnik, w uszach kolczyki, a na przegubie bransoletka z diamentów i szafirów. Na głowie miała kapelusik z kremowej słomki, przybrany małymi, jedwabnymi stoktrotkami, zawiązany pod brodą bladożółtą wstążką. Dziewczyna wytężyła wzrok, chcąc dostrzec twarz kobiety, a kiedy ją dostrzegła, nie mogła wprost uwierzyć. To była mama!
- Mamo, mamusiu! - zawołała i ruszyła w stronę statku, na pokładzie którego stała matka.
- Zatrzymaj się! - zawołała matka. - Nie wsiadaj na żaden statek!
- Chcę być z tobą! - krzyknęła rozpaczliwie Zefiryna.
- Jeszcze nie czas na ciebie! Zostawiłaś na ziemi nie załatwione sprawy!
- Co takiego?
- Raczej kogoś! Nie wolno ci odejść i zostawić go samego!
- Kto to taki?
- Królewicz Leon! On cię kocha! Jeśli go opuścisz, straci chęć i sens życia! Chcesz tego? Chcesz, aby cierpiał? Przecież ty też go kochasz!
Zefiryna milczała. Wiedziała, że matka mówiła prawdę. Ona od dawna kochała już Leona, choć dopiero ruszając na śmiertelną walkę zdała sobie z tego sprawę. On też ją kocha? Jej serce wypełniła fala obezwładniającego szczęścia.
Statek, na którego pokładzie stała matka, zaczął oddalać się od brzegu.
- Nie, zaczekaj! - zawołała Zefiryna i ruszyła ku niemu.
- Zostań z nim! - wołała matka.
- A co z tobą? - odkrzyknęła Zefiryna
Wtedy znikąd usłyszała nagle głos Metodego:
- Dziecko kochane, zostań z nami, nie opuszczaj nas!
Dziewczyna przystanęła. Z jednej strony pragnęła popłynąć z matką, z drugiej pragnęła wrócić do przyjaciół. Nie wiedziała, co robić.
- Kocham cię! Bądź szczęśliwa! - dobiegło ją jeszcze wołanie matki.
- Ja też cię kocham! - wykrzyknęła z całej siły w kierunku statku, który uwoził jej matkę.
Jej odpowiedź, jeśli była, już do nie nie dotarła.
Siadła na nabrzeżu, oplotła rękami kolana i zamknęła oczy. Czuła, że coś ją porywa, unosi nie wiadomo dokąd...


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 16:01, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Nie 21:08, 27 Kwi 2008    Temat postu:

No no, przenośnia ze statkami całkiem ładna. Przy opisie matki prawie zwątpiłam, bo tu opisujesz jaką ona koronkę miała przy dekolcie i jakie kwiatki na kapelusiku, a potem, że Zefiryna musi wytężać wzrok, by dostrzec jej twarz. Jakby jej się nie udało, to by było trochę naciągane, ale tak jest dobrze i w ogóle już nic nie mówię Smile

Tylko tak troszkę, troszeńkę patetycznie z tym, że Leon ją kocha i powinna dla niego zostać. Aczkolwiek należy w tym momencie wziąć pod uwagę fakt, że jestem w tej kwestii bardzo cyniczna i niewrażliwa i być może dlatego tak to odbieram Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Wto 13:48, 29 Kwi 2008    Temat postu:

- Dzięki wszystkim dobrym mocom! Mamy ją! - usłyszała i otworzyła oczy. Pierwsze, co zobaczyła, to zatroskane twarze jej przyjaciół, spoglądające na nią z niepokojem. Teraz jednak wszystkie rozjaśniły się uśmiechem.
- Ocknęła się! - zawołali Stefania, Wiliam i Kaliks w tym samym momencie, kiedy Leon i Metody wykrzyknęli:
- Otworzyła oczy!
- Co wy tu robicie? - zapytała niepewnie Zefiryna. Z jakiegoś powodu to wydało jej się najważniejsze. Ale gdy tylko rozjaśniło jej się trochę w głowie, zadała dalsze pytania:
- Co się stało? Gdzie ja jestem? Co ze złą siłą?
- Nie bój się, już wszystko dobrze - odparł Metody. - Zła siła została pokonana. A ty jesteś w pałacu królewskim i teraz już mamy pewność, że będziesz żyła. Mało brakowało, aby Oko Waringi cię zabiło, ale na szczęście wróciłaś do nas.
- To nie było Oko Waringi - czuła się w obowiązku wyjaśnić Zefiryna. - Tylko jej syn.
- Nieważne, oboje byli tak samo paskudni - mruknęła Stefania.
A Leon usiadł obok niej na łóżku i uniósł jej dłoń do ust.
- Nieważne - potwierdził. - Ważne, że został pokonany, a ty znów jesteś z nami.
Czując ciepło jego warg i pamiętając, co mówiła matka, Zefiryna oblała się rumieńcem.
- Wszystko będzie dobrze - rzekł Metody. - Wyjdzie z tego, pozwólmy jej odpocząć.
- Za chwilę - odrzekł Leon, nie mogąc oderwać od dziewczyny swoich oczu, spragnionych jej widoku.
Gdy wszyscy opuścili komnatę, uśmiechając się wyrozumiale, Leon przytulił Zefirynę i powiedział:
- Kiedy myślałem, że cię straciłem... nie chciałem już żyć. Nie widziałem powodu... Nie potafię powiedzieć, jak bardzo jestem szczęśliwy, że wróciłaś do nas!
- Zrobiłam to... dla ciebie - wyjaśniła Zefiryna, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
Leon też się spłonił, ale ze szczęścia. Jeszcze mocniej chwycił ją w ramiona i wyznał:
- Wiesz, co sobie uświadomiłem, gdy ciemność po raz ostatni cię zaatakowała? Nie, nie to, że cię kocham, o tym wiedziałem już wcześniej... To, że nigdy nikogo nie kochałem tak jak ciebie. I że chcę, abyś była przy mnie każdego dnia i kazdej nocy, bo ty jesteś moim życiem.
Urwał na chwilę, ale zaraz potem zapytał, aby z zapartym tchem czekać na jej odpowiedź:
- Zostaniesz moją żoną?
Fala szczęścia zalała Zefirynę.
- Tak, o tak! - zawołała tak głośno, na ile pozwalały jej siły.
- Lecz - dodała po chwili, poważniejąc - zastanów się dobrze. Czy naprawdę chcesz mieć taką żonę jak ja? Pamiętaj, że jestem wieszczką. Może się zdarzyć, że kiedyś znów będę musiała wyruszyć na walkę. Nawet niejeden raz. Co wtedy zrobisz?
- Naturalnie pojadę z tobą i pomogę ci walczyć!
- A twoi królewscy rodzice? Co powiedzą na nasze małżeństwo? Czy się zgodzą?
- Czy się zgodzą? Ależ, najdroższa, oni cię kochają! Uratowałaś nasz kraj i cały świat!
- Tylko za to?
- Nie - Leon pochylił się i złożył na jej ustach pierwszy gorący pocałunek. Wszelkie wątpliwości Zefiryny rozwiały się w mgnieniu oka.

No i proszę, Traquair. Chciałaś romans, masz romans.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 16:20, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island