Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Samotna wieszczka
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 13:03, 24 Mar 2008    Temat postu: Samotna wieszczka

Wicher szalał po pustkowiu i świstał w szczelinach muru. Bawił się drzwiami do wieży otwierając je i zamykając. Wokół wieży rosły rośliny wskazujące na to, że ktoś kiedyś chciał założyć tu ogródek. Chyba mu nic z tego nie wyszło, bo praca została zaniechana i teraz rosły tu głównie chwasty. Miejsce sprawiało wrażenie opuszczonego. Chyba nikt tu nie mieszkał...
Takie myśli kłębiły się w głowach pięciorga ludzi, którzy przybyli na to pustkowie. Wśród nich był młody mężczyzna o królewskiej postawie, starzec w długiej, białej szacie, wojownik i wojowniczka w średnim wieku i karzeł o nieokreślonej liczbie lat. Wszyscy przybyli tu z pewną misją, ale chyba spełznie ona na niczym. Bo tu chyba nikogo nie ma...
- Chyba źle trafiliśmy, wasza wysokość - odezwał się karzeł do młodzieńca. - To prawdziwe pustkowie.
- Tak, masz rację, Kaliksie - odparł zagadnięty. - To nie może być tutaj.
- To tutaj, królewiczu Leonie - rzekł z pewnością w głosie starzec. - To ta wieża.
- Jesteś pewien, czcigodny Metody? - spytała wojowniczka. - Wiem, że wiesz wiele, ale czy na pewno nie pomyliłeś drogi?
- Właśnie, jesteś pewien? - poparł ją wojownik.
- Jakże małej jesteście wiary, Stafanio i Wiliamie - prychnął stary. - Każdy od razu widzi, że jesteście rodzeństwem! Takie same charaktery!
- Ale tu chyba nikt nie mieszka! - nie ustępowała Stefania. - W tej ruinie?
- Otóż to! - poparł ją brat. - Kto chcialby tu mieszkać?
- Jak mi nie wierzycie, to sami ją zawołajcie! - zirytował się starzec. - Zobaczycie, że się nie mylę, gdy wam odpowie.
Królewicz Leon wysunął się naprzód na swoim koniu.
- Hop, hop! - zawołał. - Jest tam kto? Odpowiedz nam, wieszczko!
Cisza. Tylko odgłos wiejącego wiatru.
- Hej! Czy ktoś tu jest? - nie ustępował Leon.
Znów cisza.
- Widzicie? Tu naprawdę nikogo nie ma - odezwał się Kaliks.
- Nieważne. Ona na pewno tu jest. Musi być - mówił Metody.
- Więc dlaczego nie odpowiada? - spytał Wiliam.
- Nie wiem - zasępił się starzec. - Może śpi?
Stefania roześmiała się:
- Śpi... wieszczka ma tak mocny sen, że nasze wołania jej nie obudziły? Może powinniśmy wejśc i szarpnąć ją za ramię?
- Chyba masz rację, wejdżmy - odezwał się Leon. - I mnie się wydaje, że jest tu pusto, ale musimy się przekonać, czy na próżno przebyliśmy taki szmat drogi.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pią 13:15, 26 Gru 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nosferatu
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 24 Wrz 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Podziemia

PostWysłany: Pon 15:09, 24 Mar 2008    Temat postu:

Fajne^^ lubie opoiwadania w których jest więcej dialogów niż tekstu (chyba ze jest to coś historycznego/mitologicznego ^^ to inna sprawa xD)

Cytat:
tu z pewną misją, ale chyba spełznie ona na niczym. Bo tu chyba nikogo nie ma...


Ja bym to napisał w ten sposób: " ale chyba spełznie ona na niczym bo to miejsce wygląda na opuszczone." unikasz powtórzenia.

Cytat:
Miejsce sprawiało wrażenie opuszczonego. Chyba nikt tu nie mieszkał...


Na mój gust dziwnie to brzmi bo obok siebie siedzą dwa takie same zdania tylko inaczej napisane. Takie po pierwsze primo^^

I nie będe już dawał quota, jak się pisze dialog i daje się coś takiego:
Kaliksie- odparł zagadnięty.- To nie może być tutaj.
Po odparł zagadnięty nie daje się kropki. czyli ma być tak:
Kaliksie- odparł zagadnięty - To nie może być tutaj.

To tyle odemnie^^
Czekam na dlaszy ciąg Smile)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vivien
Administrator
Administrator


Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 15:38, 24 Mar 2008    Temat postu:

Nosferatu napisał:
I nie będe już dawał quota, jak się pisze dialog i daje się coś takiego:
Kaliksie- odparł zagadnięty.- To nie może być tutaj.
Po odparł zagadnięty nie daje się kropki. czyli ma być tak:
Kaliksie- odparł zagadnięty - To nie może być tutaj.


A daje się, daje. Razz

Jeżeli to by było zdanie: "Kaliksie, to nie może być tutaj.", to w dialogu wyglądałoby tak:

- Kaliksie - odparł zagadnięty - to nie może być tutaj.

A zdanie z tekstu brzmi tak: "Tak, masz rację, Kaliksie. To nie może być tutaj.", a więc powinno wyglądac tak:

- Tak, masz rację, Kaliksie - odparł zagadnięty. - To nie może być tutaj.

Jest taka zasada w języku polskim, że duże litery stawia się w większości przypadków po kropce. (Mówię w większości, bo przecież są także nazwy własne, które piszemy od wielkiej litery i niekoniecznie po kropce Wink ).
Ta zasada także odnosi się do dialogów. W tym przypadku:

"Kaliksie- odparł zagadnięty - To nie może być tutaj."

to błąd.

To tyle. Smile

Justyno, jak zwykle super, tylko przed i po pauzie dawaj spację - będzie przyjrzyściej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nosferatu
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 24 Wrz 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Podziemia

PostWysłany: Pon 15:51, 24 Mar 2008    Temat postu:

Nie dyskutuje bo ja z polskiego nie "wymiatam" Razz ale jak sie pisze na komputerze to kropka przed pauza odnajdywana jest jako błąd i wiekszość informatyków to jako błąd traktuje Razz ale przyznaje^^ nie znam sie xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Wto 11:49, 25 Mar 2008    Temat postu:

Cała piątka, czując się cokolwiek niepewnie, weszła przez właśnie otwarte przez wiatr wrota bramy do środka wieży. Było tam bardzo ciemno, jedyne źródło światła to otwarte drzwi. Podróżnicy poczuli się jeszcze bardziej nieswojo.
- W takim miejscu mieszkają tylko duchy - mruknął Kaliks.
- Nie pleć bzdur, karle - skarcił go Wiliam. - Nie ma tu żadnych duchów. Ale... mimo wszystko...
- ...to nieprzyjemne miejsce - weszła mu w słowo Stefania.
Leon pokiwał głową. I on tak uważał. Jak można mieszkać w takim miejscu? Chyba naprawdę źle trafili...
Hol był zrujnowany. Wszędzie walały się kawałki gruzu i tynku, a pomiędzy nimi przemykały szczury i myszy. Leon aż się wzdrygnął z obrzydzenia. Jak bardzo ta wieża różniła się od jego domu, jasnego i pięknego pałacu królewskiego. Rozglądając się dookoła uśmiechnął się w duchu, bo był pewien, że gdyby tu zamiast jego była jego matka, to, chociaż jest królową, pierwsze, co zrobiłaby, to podkasała rękawy, chwyciłaby za miotłę i zapędziła pozostałych do sprzątania.
- Jak tu zimno i pusto! - chwytając się za ramiona zadygotała Stefania.
- Metody, naprawdę jesteś pewien? - spytał, po raz już nie wiadomo który, Leon.
Obrażony starzec nie raczył odpowiedzieć. Ale wyraz jego twarzy mówił wszystko. Jest pewny!
Po obu stronach schodów na środku holu były drzwi. Podróżnicy podeszli do tych na prawo. Kiedyś to było chyba coś w rodzaju salonu, obecnie to miejsce nie nadawało się do zamieszkania. Po lewej stronie znajdowała się sypialnia, teraz przypominająca rupieciarnię. Wszędzie było pusto, wędrowcy zatem weszli po schodach na pierwsze piętro. Tam było troje drzwi. Te na prawo prowadziły do czegoś w rodzaju kuchni. Widać jednak było, że już dawno nikt w niej nie przygotowywał żadnego posiłku. Drzwi na lewo prowadziły do łazienki. To było miejsce jeszcze od biedy nadające się do użytku. Środkowe drzwi prowadziły na następne schody prowadzące jeszcze gdzieś dalej w górę. Podrózni wstąpili na nie, czując się coraz bardziej dziwnie.
Schody kończyły się pod klapą. Leon, który szedł pierwszy, popchnął ją i klapa się otworzyła. Wszyscy wyszli i zmrużyli oczy. Znajdowali się w pomieszczeniu na szczycie wieży, gdzie ściany i sufit były ze szkła, więc było tam niezwykle jasno, zwłaszcza po półmroku panuącym na niższych piętrach wieży. Rozejrzeli się wokoło i... zamarli na chwilę w bezruchu. Pod jedną ze ścian, na pięknie rzeźbionym tronie siedziała młoda dziewczyna, ubrana w śliczną suknię z zielonego muślinu, zdobioną pod biustem ciemnozieloną wstażką, z krótkimi bufiastymi rękawami i dekoltem zabudowanym ozdobną koronką. Niesamowite! Jednak ktoś tu mieszkał!
Przyjrzawszy się jej bliżej, zauważyli, że dziewczyna nie miała krótkich włosów, jak sądzili na poczatku, tylko związane czarną wstążką. Czarną? Czyżby żałoba?
Dziewczyna siedziała w bezruchu z opuszczoną głową. Nic nie wskazywało na to, aby zauważyła ich nadejście.
- To ta wieszczka?- spytał Leon Metodego.
Starzec popatrzył na niego po raz pierwszy nie będąc pewny.
- Cóż, wydawało mi się, że powinna być starsza... Ale co do miejsca jestem pewien.
Leon postanowił zaryzykować. Podszedł do dziewczyny, skłonił się i powiedział:
- Bądź pozdrowiona, wieszczko! Przybywamy do ciebie z daleka, z pytaniem i prośbą...
- Odejdźcie! - odezwał się cichy głos dziewczyny, nie pozwalając mu dokończyć.
Wszyscy znów zamarli w bezruchu. Jej głos był jak martwy, nie było w nim słychac żadnych uczuć.
- Chcemy cię zapytać... - nie ustępował królewicz.
- Odejdźcie! - głos dziewczyny był głośniejszy, ale teraz pobrzmiewał też w nim gniew.
- Ale my tylko...
- Wynoście się! - krzyknęła dziewczyna, zrywając się z tronu. Podniosła gowę, którą dotąd trzymała spuszczoną. Z jej oczu lały się łzy, lecz błyszczały one nie tylko łzami, lecz także wściekłością. - Wynoście się, albo was przeklnę!
Wszyscy cofnęli się gwałtownie, trochę wystraszeni. Co to za dziwna wieszczka? Czy to w ogóle wieszczka? Wieszczki są dobre, łagodne i spokojne, zawsze pomagają, gdy się je o pomoc prosi, nigdy nie pozwalają brać góry uczuciom... Co to znaczy?


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 13:26, 08 Sie 2009, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nosferatu
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 24 Wrz 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Podziemia

PostWysłany: Wto 12:23, 25 Mar 2008    Temat postu:

Fajne ^^ podoba mi się Smile

Cytat:
weszła przez właśnie otwarte przez drzwi wrota bramy do środka wieży


^^ lol xD

Cytat:
Było tam bardzo ciemno, jedyne źródło światła to otwarte drzwi


Lepiej brzmi jedynym źródłem światła były otwarte drzwi. Ponadto użyłbym innego słowa niż drzwi by uniknąć powtórzenia.

Cytat:
Po obu stronach schodów na środku holu były drzwi.


to po obu stronach schodów czy na środku holu te drzwi były?

Jest pare literówek i powtórzeń ale nie będe się czepiał xD

Pisz pisz pisz bo mi sie podoba to opowiadanie^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Wto 14:39, 25 Mar 2008    Temat postu:

No, no, coś ciekawego się tu kroi Razz Kończmy ze stereotypami, że jak wieszczka, to musi być od razu sympatyczna i uczynna, a co!
I niezłe ma mieszkanko, przyznaję, zwłaszcza ten szklany szczyt wieży jest urzekający Smile

Nosf już powybierał parę kwiatków, ale ja mam jeszcze jeden:

Justyna napisał:
Z jej oczu lały się łzy, lecz błyszczały one nie tylko łzami, lecz także wściekłością.


Po pierwsze, powtórzenie, a po drugie, zdanie nie jest do końca jasne, gdyż można je zrozumieć również w ten sposób, że to łzy błyszczały łzami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Śro 18:41, 26 Mar 2008    Temat postu:

Wtedy wystąpił Metody. Podszedł do dziewczyny i wpatrzył się w jej twarz. Po chwili rzekł:
- Dziwne... Jakby jednocześnie była i nie była wieszczką... Nic nie rozumiem...
- Wynocha! - krzyknęła jeszcze raz dziewczyna i zbiegła z piętra. Cała piątka ruszyła za nią. Znaleźli ją pod jedną ze ścian rozwalającego się salonu, skuloną, zalewającą się łzami i zanoszącą się od szlochu. Tak żałosnego płaczu żadne z nich dawno już nie słyszało...
Z grupki wysunął się Kaliks. Podszedł do dziewczyny i położył jej pocieszającym gestem rękę na ramieniu. Jak na karła było to doprawdy wiele. Dziewczyna podniosła głowę, popatrzyła na niego przez łzy, a on rzekł:
- Nie bój się. Opowiedz nam, co się stało...
Dziewczyna znów spuściła głowę, ale jednocześnie uczyniła nieznaczny, tajemniczy ruch ręką. W jednej chwili salon zmienił się nie do poznania, zajaśniał dawną świetnością: na posadzce, znów gładkiej i lśniącej jak dawniej, pojawił się dywan, okna zalśniły czystością, zafurkotały zdobiące je zasłony, a na środku pokoju pojawiły się wygodne sofy i fotele otaczające okrągły stół z politurowanym blatem.
- Siadajcie - rzekła cicho dziewczyna. - Przepraszam za mój wybuch... Wszystko wam opowiem, to może mnie zrozumiecie...
Zdezorientowani podróżni usiedli. Dziewczyna zajęła miejsce wśród nich, westchnęła i rozpoczęła:
- Mam na imię Zefiryna i jestem wieszczką, ale nie tą, do której przybyliście. Na pewno chodziło wam o moją matkę. Przekazała mi całą swoją wiedzę, a zdolności również po niej odziedziczyłam... Żyłyśmy tu sobie tylko we dwie i byłyśmy szczęśliwe... Wtedy ta wieża wyglądała zupełnie inaczej... Każdy pokój był pięknie wysprzątany i wygodnie umeblowany, matka planowała założyć ogród kwiatowy... Uczyła mnie swej sztuki i zawsze powtarzała, że przeznaczeniem wieszczek jest pomagać ludziom...
Zefiryna przerwała, westchnęła jeszcze raz, po czym podjęła:
- Pewnego dnia przybyli do niej po pomoc ludzie, tak jak wy dzisiaj. Matka wyjechała z nimi. Wróciła dwa miesiące później, śmiertelnie ranna. Nigdy mi nie opowiedziała, co się zdarzyło, ale zrozumiałam, że przeżyła jakieś okropne rozczarownie. Było to widać w jej oczach... Te rany: cielesna i duchowa sprawiały, że gasła z dnia na dzień... Byłam przy niej przez cały czas. Umierając chwyciła mnie za rękę i zamierającym głosem wyszeptała:
- Myliłam się... Nie warto pomagać ludziom... - i... odeszła.
Oczy dziewczyny znów napełniły się łzami. Ponownie przerwała na chwilę. Pozostali milczeli. Czuli, że to nie jest jeszcze koniec opowieści i nie chcieli jej przerywać. A Zefiryna przełknęła ślinę (a może łzy?), uniosła wyżej głowę i przemówiła teraz już silnym i mocnym głosem:
- Ona była potężną wieszczką! Pełną nie tylko mocy, ale też dobroci, łagodności i poświęcenia! Była też jednak samotna! Pogodziła się z tym, sama wybrała taki los! Ale była też człowiekiem, jak każdy człowiek potrzebowała miłości, przyjaźni, obecności innych! A ludzie? Przychodzili do niej tylko wtedy, gdy była im potrzebna, gdy czegoś od niej chcieli, a w innych okresach czasu zapominali o niej! Nigdy nikt nie przyjechał, ot tak, po prostu, żeby ją odwiedzić, porozmawiać... Była samotna, tak bardzo samotna! A gdy została ranna, przecież właśnie dla nich, dla ludzi, nikt jej nie pomógł, nikt tu jej nie odwiózł i nie zapytał, czy czegoś nie potrzebuje... Ani słowa podzięki czy przeprosin! Nic! Całe życie służyła ludziom, a jak oni jej odpłacili? Kiedy umarła... - łzy na nowo zakręciły się w oczach Zefiryny - i całe dziedzictwo spadło na mnie, postanowiłam, że nie będę wieszczką! Nie będę, bo nie chcę być tak samotna i zawiedziona, jak moja matka! Nie będę pomagać ludziom, bo nie warto! Tak powiedziała mi matka, a ona zawsze miała rację! Tak bardzo cierpiała... a ja nie chcę cierpieć! Nie chcę skończyć tak jak ona!
Znów przerwała na moment, a potem dokończyła:
- Dlatego, jeśli przyszliście po radę i pomoc, to źle trafiliście. Nic dla was nie zrobię, bo nie chcę być wieszczką! Nie pomogę wam!
Wszyscy milczeli. Rozczarowanie ogarnęło ich wielką falą. Wreszcie ciszę przerwał Metody:
- Cóż, panienko, rozumiem cię. Ale mylisz się. W wielu sprawach. Po pierwsze:twoja matka nie była tak do końca samotna. Owszem, wieszczka powinna żyć w odosobnieniu, ale wcale to nie znaczy, że nie moze mieć rodziny i przyjaciół. A twoja matka miała ich co najmniej dwoje: ciebie i twojego ojca. Bo skoro ty istniejesz, musiałaś mieć ojca. Nie wiem, kim był, ani gdzie jest teraz, czy żyje czy też nie, ale to nieistotne. Twoja matka nie była tak samotna, jak myślałaś! Po drugie: sama powiedziałaś, że twoja matka wielokrotnie powtarzała ci, iż wieszczka ma pomagać ludziom. Tylko raz powiedziała, że nie warto i to w chwili bólu i rozgoryczenia... Myślę, że powinnaś wierzyć jej wcześniejszym słowom. I wreszcie, po trzecie, mówisz, iż nie chcesz być wieszczką! To nieprawda! Być może sama sobie z tego nie zdajesz sprawy, ale ty chcesz być wieszczką! Więcej, już nią jesteś! W głębi serca chcesz pomagać ludziom, wierzysz, że takie jest twoje przeznaczenie! Gdybyś naprawdę nie chciała nią być, porzuciłabyś tę wieżę, odeszła stąd, zapomniała całą swoją wiedzę, ba, w ogóle byś nie chciała o niej słyszeć! A jest inaczej. Pozostałaś tu, mimo, że na pewno widok każdego kamienia sprawiał ci ból, przypominając o zmarłej matce. Ale ty pozostałaś tutaj, bo wiedziałaś, że właśnie tu przyjdą ludzie potrzebujący pomocy! Czekałaś na nich!
Zefiryna popatrzyła na Metodego, a na jej wargach po raz pierwszy, odkąd ją poznali, zaigrał leciutki uśmiech:
- Taki jesteś mądry i wyrozumiały, czcigodny starcze. Nie przeraża cię to, że pozwoliłam, aby wieża tak zniszczała?
Metody wzruszył ramionami:
- Byłaś pogrążona w żałobie i bólu, to zrozumiałe... Poza tym, przed półgodziną widziałem, jak niewiele wysiłku kosztuje cię odbudowanie jej!
Zefiryna machnęła ręką:
- To tylko iluzja - rzekła cicho. - Nie trwa więcej niż godzinę...
- A więc skoro to już sobie wyjaśniliśmy - dodał Metody - to wiemy, że jednak jesteś wieszczką! Musisz nam pomóc!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 19:16, 08 Sie 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Śro 21:10, 26 Mar 2008    Temat postu:

Całkiem ładne to było, z tym rozczarowaniem ludźmi itd. Ale niestetyż pan Metody mnie trochę wkurzył - jak ja nie lubię, jak przychodzi taki mądrala i twierdzi, że wcale nie myślisz tego, co myślisz. Trochę mi to pachnie małym fortelem - przekonam cię, że jednak chcesz być wieszczką i mi pomożesz. Interesowność, ot co!

I tylko błagam, spacje po wielokropkach i w okolicach myślników, bo się słowotok robi...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 16:47, 27 Mar 2008    Temat postu:

Zefiryna zerwała się na równe nogi. W jej oczach na nowo zabłysnął gniew:
- A jednak się nie myliłam! - wykrzyknęła. - Nie ufałam wam od początku i okazuje się, że miałam rację! Chcecie tylko pomocy i niczego więcej! Muszę wam pomóc? Otóż dowiedzcie się, że wcale nie muszę! Niczego nie muszę i zrobię, jak będę chciała! Nikt mi nie będzie rozkazywał!
- Wybacz, wieszczko - zaczął Leon - ale naprawdę musisz nam pomóc, bo tylko....
- A czy wy pomogliście mojej matce?! - nie pozwalając mu dokończyć zawołała Zefiryna. - Nie! Nie pomogliście jej! Nie zaznała od was wdzięczności! Wiem, że jeśli wam pomogę, ze mną będzie tak samo! A ja tak nie chcę! Nie chcę być taka jak ona!
Wszyscy milczeli. Nikt, nawet Metody nie odważył się przemówić słowa, widząc jej żal i ból. Przecież nie użalała się nad sobą! Litowała się nad swą matką. Cóż można powiedzieć na takie uczucie? Jest przekonana, że ludzie skrzywdzili jej matkę i nic nie da mówienie jej czegokolwiek innego!
- Przebyliśmy taki szmat drogi - odezwał się Kaliks - i wszystko na darmo?
- Walczyliśmy ze złymi mocami, strzegącymi dostępu tutaj - dodał Wiliam. - Pokonaliśmy je, bo mieliśmy nadzieję na pomoc wieszczki! A okazuje się...
Leon milczał wpatrując się w pałającą twarz Zefiryny. Po chwili rzekł cicho:
- Przykro mi. Tak bardzo liczyłem na pomoc wieszczki. Tylko rada wieszczki może nam pomóc.
Stefania wstała i podeszła do dziewczyny, która siedziała teraz z opuszczoną głową. Uklękła przed nią i ujęła jej twarz w dłonie. Spojrzała jej czule w oczy:
- Rozumiem twój żal, dziecko - rzekła. - Rozumiem, jak się czujesz.
- Skąd możesz wiedzieć? - spytała dziewczyna.
- Ja też straciłam rodziców - odrzekła Stefania. - Byłam tylko trochę starsza niż ty teraz, a poza tym jestem kobietą, więc dobrze wiem, jak się czujesz.
- I jak sobie poradziłaś po śmierci rodziców?
- Przez jakiś czas oddawałam się rozmyślaniom o nich. To bolało, ale ja świadomie rozdrapywałam rany... Nie chciałam, by się zasklepiły. Byłam w złym stanie, gorszym niż ty teraz, bo z nikim nie chciałam rozmawiać. Uratował mnie Wiliam, mój brat - uśmiechnęła się z miłością do niego - który nie pozwolił mi pogrążyć się w boleści. Szkoda, że ty nie miałaś takiego ratownika. To wszystko jego zasługa. Wyciągnął mnie z tych rozważań, zajął innymi sprawami, a potem okazało się, że wspomnienia już nie bolą. Myśli o rodzicach stały się po prostu miłym wspomnieniem. Miałam szczęście, że brat mi pomógł... ale musiałam mu pozwolić, żeby to zrobił... Ty też pozwól sobie pomóc...
- Chcesz mi powiedzieć, że powinnam zapomnieć o matce? - w głosie Zefiryny znów zaczął pobrzmiewać gniew.
- Nie! - zaprzeczyła stanowczo Stefania. - Nie powinnaś o niej zapomnieć! Ale nie wolno ci też bez przerwy o niej rozmyślać. Musisz zająć się też czymś innym. To ci pomoże, zaufaj mi!
- A czym innym mam się zająć?
- Na przykład doprowadzeniem do porządku tej wieży. Normalnym, nie magicznym sposobem. Pomożemy ci.
- A nie powinnaś poprosić jej, żeby w ramach tego "zajmowania się czymś innym" pomogła nam? - szepnął do siostry Wiliam.
- Nie - odszepnęła Stefania. - W każdym razie nie teraz. Musimy zdobyć jej zaufanie, bo inaczej nigdy nam nie pomoże. Nie możemy jej do niczego zmuszać, bo narazimy się jej. A jestem przekonana, że z nią można tylko po dobroci.
- Ale zdobycie jej zaufania wymaga czasu! A my nie mamy czasu!
- Tutaj czas jest konieczny! Tutaj tylko czas może nam pomóc. Nie wolno nam się spieszyć, musimy go trochę odżałować, jeśli mamy osiągnąć nasz cel. I pomimo wszystko... musimy pomóc tej biednej dziewczynie, nie możemy jej tu samej zostawić w tym stanie. Sam widzisz, że jest bliska załamania psychicznego, a wtedy... ratuj nas, Panie Świata! Nie wiesz, jak groźne potrafią być wieszczki w stanie zapaści psychicznej? Moglibyśmy się na zawsze pożegnać z jej pomocą...
- Dobrze już, dobrze, nie roztaczaj przede mną takich katastrofalnych wizji! Boję się na samą myśl o tym! Jeśli uważasz, że powinniśmy tak zrobić, to tak też zrobimy. Myślę, że pozostali zgodzą się z nami.
Spojrzał na Leona, Kaliksa i Metodego. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- A więc załatwione? - rzekła Stefania głośno, zwracając się do wieszczki. - Zostaniemy tu jakiś czas i pomożemy ci doprowadzić wieżę do stanu uzytku. Przekonasz się, że nie wszyscy ludzie są źli.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 11:00, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Czw 17:09, 27 Mar 2008    Temat postu:

No, panna wieszczka nie dała się przerobić Metodemu Smile Dobrze, że kompania ma w swych szeregach kobietę, bo bez Stefanii to by biedaki nie wiedziały, jak ugryźć ten problem. Potrzeba czasu, to prawda. Ale to oznacza również, że odwleka się w czasie wyjaśnienie nam, czytelnikom, z jakim kłopotem przychodzą do Zefiryny bohaterowie... No nic, poczekamy.

I tylko ten "ratownik" w przemowie Stefanii jakoś mi zgrzyta. "Pomocna dłoń przyjaciela" czy coś takiego brzmiałoby chyba w kontekście nieco lepiej, ale to takie w sumie subiektywne odczucie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 18:48, 28 Mar 2008    Temat postu:

- Ale to wy zabiliście moją matkę!
- Nie my! - oburzył się Leon. - Tylko jacyś inni ludzie! Nie porównuj nas do nich! Wszędzie zdarzają się jakieś czarne owce, w każdej nacji, w każdej rasie, w każdym zawodzie i klasie społecznej... Wśród wieszczów i wieszczek na pewno też! Nie czyń nas odpowiedzialnymi za to, co się stało z twoją matką! Nie była to nasza wina!
- Udowodnimy ci to! - poparła go Stefania. - Zostaniemy twoimi przyjaciółmi...
- Jeśli nam na to pozwolisz...- wtrącił się Kaliks.
Zefiryna spojrzała na nich. Zebrała siły i odpowiedziała:
- Postaram się wam zaufać.
Wszyscy uśmiechnęli się do niej. Byli jej wdzięczni za te słowa. Z pewnością wiele ją one kosztowały.
- No to do roboty! - zawołał Leon, wymownym gestem, podpatrzonym u swojej matki, podwijając rękawy. - Mamy tu zostać kilka dni! Nie chcę spać w takich warunkach!
- Pracy jest wiele...- zawahała się Zefiryna, rozglądając się i nie wiedząc, od czego zacząć.
- Ale i nas jest kilkoro! - pocieszył ją Metody. - Szybko nam pójdzie, zobaczysz.
Rzeczywiście tak się stało. Gdy wszyscy wzięli się ochoczo do pracy, do wieczora wieża była wysprzątana, a w następne dni podróżnicy i Zefiryna mieli mnóstwo uciechy, meblując pokoje i wciąż zmieniając ustawienie sprzętów.
Widząc ich pomoc i czując otaczajacą ją życzliwość, Zefiryna uwierzyła, że goście rzeczywiście chcą zostać jej przyjaciółmi. Wbrew sobie już im zaufała, ale to uczucie sprawiło, że czuła się dziwnie. Z jej ramion spadł jakby jakiś wielki ciężar, kiedy uświadomiła sobie, że nie jest już sama. Poczuła w duszy miłe ciepło, ale jednocześnie nie była pewna, czy nie zdradza pamięci matki. Może nie powinna jednak, mimo wszystko ufać tym ludziom? Może powinna nadal opłakiwać matkę?
W pewnej chwili podszedł do niej Metody. Swymi mądrymi oczami spojrzał w jej oczy i odezwał się:
- Sądzisz, że twoja matka chciałaby, abyś ją opłakiwała bez końca?
Zefiryna uśmiechnęła się:
- Czy ty czytasz w moich myślach? Uważaj, bo wkraczasz na moje terytorium - zażartowała.
Tego dnia wieczorem wszyscy zebrali się w świeżo odnowionym salonie. Zefiryna pstryknęła palcami i... w jednej chwili wszyscy odmienili się nie do poznania. Wymyci, odświeżeni, uperfumowani, z utrefionymi włosami wyglądali jakby wybierali się na ucztę do królewskiego pałacu. Kaliks miał na sobie wspaniałą, srebrną zbroję, w której od razu widać było dzieło karłów, Leon srebrzystą kolczugę i białą, jedwabną tunikę, Metody lśniąco białą, długą do kostek szatę z najcieńszego płótna, a Wiliam miedziane uzbrojenie, które upodabniało go trochę do rzymskiego żołnierza. Natomiast Zefiryna i Stefania wyglądały jak księżniczki. Stefania miała na sobie bladoniebieską, długą do ziemi suknię i ciemnoniebieski płaszcz na ramionach, a Zefiryna suknię w kolorze mchu, także do ziemi, dość mocno wyciętą, a we włosach zabłysły jej diamentowe spinki. Na środkowym palcu lewej ręki miała pierścionek ze wspaniałym szmaragdem.
"Zdaje się, że zrezygnowała z żałoby" - pomyślał, ucieszony tym, Leon. A Zefiryna odezwała się:
- Kochani przyjaciele! Cieszę się, że mogę was tak nazywać. Udowodniliście, że naprawdę nimi jesteście. Pomogliście mi, za co jestem wam bardzo wdzięczna. Chcę wam to jakoś wynagrodzić....
- Nie! - przerwał jej Metody, unosząc rękę. - Nie zrobiliśmy tego dla nagrody. Przyjaciele pomagają sobie za darmo.
- Niemniej jednak chcę wam okazać swoją wdzięczność. Chyba przyjaciele mogą okazywać przyjaciołom, że są im wdzięczni? Proszę, przyjmijcie to ode mnie jako przyjaciółki - i klasnęła w ręce. Na stole salonowym pojawiły się półmiski ze wspaniałymi potrawami. Z ust wszystkich prócz wieszczki wydobyły się westchnienia - jednocześnie zdziwienia i zachwytu. A gdy poczuli zapach jedzenia, ślinka napłynęła im do ust. Każdemu by napłynęła, a oni na dodatek byli potwornie głodni. Z radością zasiedli do uczty.
Gdy zaspokoili wreszcie głód, Zefiryna wstała i rzekła:
- A teraz, przyjaciele, nadszedł czas na poważne sprawy. Z czym przybyliście do mnie? Wspomnieliście, że potrzebna wam rada i pomoc wieszczki. Słucham, oto jestem. Jaki macie problem?


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 11:04, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 15:43, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Wszyscy spojrzeli na nią. Zaiste, nikt nie mógłby wyglądać bardziej na wieszczkę, niż ona w tej chwili. Lecz któż jej powie?
- Może ja - odezwał się Leon zwracając się do wieszczki. - Znasz nasze imiona, ale nie wiesz, kim jesteśmy. Chcę powiedzieć ci o wszystkim zaczynając od początku, więc muszę ci to powiedzieć. Ja jestem synem króla Apolinarego i królowej Bernadety, władców Pamfilii. Metody jest moim guwernerem, nauczycielem, opiekunem, przyjacielem, przyczyną kłopotów... - przymrużył szelmowsko oko, a starzec lekceważąco prychnął - i nie wiem, kim jeszcze, w każdym razie służy memu ojcu i mieszka na jego dworze od czasów jego młodości. Kaliks przyłączył się do nas po drodze tutaj, gdy dowiedział się, że jedziemy do wieszczki. Jest synem jednego z naczelników rodów krasnoludów. A Stefania i Wiliam to najlepsi wojownicy, jakich mogłem mieć, dani mi do ochrony. Nie oznacza to oczywiście, że nie są także moimi przyjaciółmi. Ale posłem do ciebie jestem właściwie tylko ja. Dlatego właśnie ja powinieniem mówić. Tak jak ci już mówiłem, potrzebna nam nie tylko twoja rada, ale i pomoc. Bo my jesteśmy bezradni, nie mamy pojęcia co robić, więc gdy mój ojciec przypomniał sobie o wieszczce, zaraz mnie do niej wysłał. Widzisz, sprawa ma się tak: nasze królestwo jest wielkie, piękne i bogate. Jest także silne i potężne, żaden wróg nie ośmieli się mu zagrozić. W każdym razie żaden znany wróg. Ostatnio bowiem stało się coś niepojętego. Nasz kraj zaczeła ogarniać ciemność... Ale nie zwyczajna ciemność. To nie jest ciemność nocy, ani zmroku, ani pochmurnego dnia, nawet nie taka jak przy zaćmieniu słońca. Nawet najstarsi ludzie nie wiedzą, co to może być. Ale sprowadza strach, głód i bezprawie. Nie umiemy się przed nią obronić. Nie wiemy, czym jest i jak ją pokonać...
- Mało tego - odezwała się Stefania. - Wraz z nią pojawiły się potwory, jakich nikt nigdy przedtem nie widział. Ich też nie umiemy pokonać, nie wiemy, jak z nimi walczyć. A oni terroryzują i zastraszają ludzi. Nawet ich zabijają. A my nie potrafimy ich obronić. Nie masz pojęcia, jakie to żenujące. My, najlepsi wojownicy...
- Tylko ty, wieszczko, możesz nam pomóc - odezwał się Metody. - Tylko ty potrafisz nazwać tę ciemność, tylko ty zapewne wiesz, czym ona jest, czym są te potwory i jak je pokonać. Pomóż nam!
- Czy jesteście pewni, że mogę wam pomóc? Że mam wystarczajacą do tego moc? - zapytała wieszczka oficjalnym głosem.
- Jeśli nie ty, to któż inny? - zapytał Leon. - Tylko ty! Jeśli nam nie pomożesz, jesteśmy zgubieni!
Zefiryna podniosła się z krzesła i podeszła do okna. Długo się zastanawiała, wpatrzona niewidzącym wzrokiem w widok za oknem. Gdy wreszcie odwróciła się od okna, wygladała na zafrasowaną.
- Nie mam pewności - rzekła po chwili. - Muszę zajrzeć do ksiąg mojej matki, aby się upewnić. Ale podejrzewam, że rzeczywiście wiem, czym jest ta ciemność.
- Czym więc, czym? - dopytywali się na wyścigi.
Dziewczyna uniosła dłoń.
- Jeszcze nic wam nie powiem, bo nie jestem pewna. Muszę być przekonana, że to jest właśnie to, o czym myślę. Ale na pewno mogę wam powiedzieć jedno: ta ciemność jest związana z magią i to bardzo silnie. Nie pokona jej się siłą mięśni i zręcznością... bez urazy - lekko skłoniła się w stronę Kaliksa, Stefanii i Wiliama - ale w w starciu z magią może pomóc tylko magia. A między nami jest tylko dwoje ludzi, którzy znają się na magii: ja - choć moja magia wiąże się raczej z mądrością, wróżbami i przepowiadaniem niż z walką - i ten szlachetny starzec, Metody.
Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem, a on skłonił się z lekkim uśmiechem.
- Metody... jesteś czarodziejem? - wykrztusił niepomiernie zdziwiony Leon.
- Więcej - odparł starzec niewzruszony. - Jestem Mistrzem Magii.
- Ooo - rozległo się ze wszystkich stron. Zdumienie nie pozwoliło nikomu powiedzieć nic więcej. Metody był Mistrzem Magii! Ależ to bardzo wysokie stanowisko! Zwykły czarodziej to przy nim dziecko! Mistrz Magii to władca, nauczyciel i sędzia wszystkich magów na świecie. Pełni tę funkcję dożywotnio od chwili wyboru. A żeby być wybranym, trzeba się odznaczać wieloma cechami, nie tylko świetną znajomością magii. Skoro Metody został wybrany, musiał mieć te wszystkie cechy.
Stefania zmarszczyła brwi:
- Zaraz... skoro jesteś Mistrzem Magii, to dlaczego nic nam nie powiedziałeś o tej ciemności? Jestem pewna, że wiesz coś o niej. Czemu musieliśmy jechać aż do wieszczki?
Metody pokręcił głową:
- Ta ciemność wywodzi się z ciemnej magii, a ja jej nie znam. My, czarodzieje, nie możemy się nią posługiwać, bo może nami zawładnąć. My, mężczyźni, nie mamy potrzebnej do tego siły psychicznej. Widzę, że ta wieszczka już coś podejrzewa. Oczywiście, nie zajmuje sie ciemną magią, ale ją zna. Dlatego musieliśmy tu przybyć.
Zefiryna pokiwała gową:
- Od razu poznałam, że jesteś Mistrzem Magii - rzekła - ale nic nie mówiłam, bo nie wiedziałam, czy zdradziłeś to swym towarzyszom. Nie chciałam cię demaskować. Może byś sobie tego nie życzył...
- Nie mam się czego wstydzić - uśmiechnął się Metody.
- No dobrze... skoro to sobie już wyjaśniliśmy... to kiedy nam powiesz, co nam zagraża? - spytał Wiliam.
- Ta ciemność zbliża się również do naszego terytorium - wtrącił Kaliks.
- Jutro. Do jutra się upewnię i o wszystkim wam powiem - obiecała wieszczka. - Teraz idźcie spać. Przede mną jeszcze wiele pracy. Muszę przejrzeć księgi matki....
Cała grupa rzeczywiście udała się na spoczynek, a Zefiryna wyszła na szczyt wieży i podeszła do jednej ze ścian. Uczyniła lekki ruch ręką i wtedy otworzyła się szafa ukryta w szkle. Zefiryna wyjęła znajdujące się tam księgi, obłożone w różnokolorowe skóry, usiadła na podłodze i zaczeła je wertować....
Świt barwił już niebo, gdy Zefiryna wstała i podeszła do ściany. Zwróciła pobladłą twarz ku niebu i szepnęła:
- O mamo, czemu mnie opuściłaś? Tak bardzo mi jesteś teraz potrzebna! Jak ja sobie z tym poradzę? Nie mam żadnego doświadczenia, potrzebuję twojej mądrości i przedwodnictwa! Boję się sama stawić temu czoła, teraz, gdy już wiem, przeciwko czemu mam walczyć!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 11:58, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Pon 18:16, 07 Kwi 2008    Temat postu:

No no, akcja zaczyna się rozwijać i wygląda na to, że będzie ciekawie. A Metody się wyszpanił Razz

I mam tylko jedno "ale": tłumaczenie Leona jest trochę nieskładne i pokomplikowane, parę razy się człowiek powtarza, zamiast wyłożyć rzecz jaśniej i zwięźlej. Wystąpił też pewien kwiatek:

Justyna napisał:
Chcę powiedzieć ci o wszystkim zaczynając od początku, więc muszę ci to powiedzieć.


Tak trochę bez sensu, masło maślane i w ogóle brzmi to mniej więcej jak moje analizy i interpretacje na polski Razz


Ostatnio zmieniony przez Traquair dnia Pon 18:16, 07 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 16:38, 11 Kwi 2008    Temat postu:

Chyba raczej "zaszpanował", a nie "wyszpanił", Traquair.

A oto kolejna część.
Zefiryna zamknęła oczy i wtedy w jej uszach rozległ się cichy głos, podobny do głosu jej matki:" Nie lękaj się, dziecino, nie jesteś sama! Masz przyjaciół i pomocnika - Mistrza Magii!"
Wieszczka otworzyła oczy. Tak, to prawda! Oczywiście, Leon, Stefania i Wiliam, a także Kaliks niewiele jej pomogą, ale będzie mogła na pewno liczyć na Metodego! Nie do końca jednak. Nie powinien zbytnio zbliżać się do czarnej magii! Będzie mógł jej pomóc przed bitwą, ale ostateczną walkę będzie musiała poprowadzić sama! Czy potrafi? Czy da sobie radę? Gdy pomyślała o tym, co ją czeka, przez chwilę znów pożałowała, że jednak jest wieszczką!
Gdy jednak jakąś godzinę później podróżnicy weszli do salonu, zastali tam Zefirynę świeżą jak poranek. Nie można było po niej poznać, że nie spała całą noc, nie było też po niej widać smutku ani niepokoju. Nie uśmiechała się, była poważna, ale spokojna. Ubrana w suknię wyglądąjąca niczym piana i z włosami przewiązanymi lekką, jasnoniebieską, satynową wstążką, dopasowaną barwą do sukni, uczyniła ruch ręką, zapraszając ich, aby usiedli. Gdy to uczynili, Zefiryna powiodła wzrokiem po ich twarzach, pełnych oczekiwania i westchnęła. Nie mógła dłużej odsuwać tej chwili, ale och! jak by pragnęła, by nigdy się nie wydarzyła!
- Moi drodzy - zaczęła. - Sprawdziłam księgi matki i moje przewidywania okazały się słuszne. Miałam rację, co do naszego wroga.
- Czyli? - wtrącił Leon.
- Metody także miał rację - ciągnęła dziewczyna. - Ta ciemność pochodzi z czarnej magii. Ona ją stworzyła. Coś podejrzewałam, ale nie byłam pewna, jednakże moja matka w swych księgach opisała coś podobnego i jestem pewna, że to było to samo.
- Twoja matka spotkała tę ciemność?
- Tak napisała. Na szczęście opisała też, jak z nią walczyć...
- Twoja matka prowadziła pamiętnik? - brzmiało następne pytanie Leona.
- Nie, to właściwie nie jest pamiętnik. Obowiązkiem wieszczki jest prowadzić księgi, w których powinna zapisywać wszystko, co wiąże się z magią i z czym się spotka, aby jej następczyni mogła korzystać z rad poprzedniczki i nie była całkowicie bezradna. W ten sposób wiedza jednej wieszczki może być przekazana następnej.
- Ale czym jest ta ciemność? - nie wytrzymał Kaliks.
Zefiryna znów westchnęła.
- Ciężko mi o tym mówić - rzekła. - Wolałabym, aby moje podejrzenia okazały się fałszywym alarmem. Ale teraz, gdy zdobyłam pewność... nie mogę niczego przed wami ukrywać.
Przerwała na chwilę, a potem ciągnęła dalej:
- Ciemność, która wam zagraża, była znana mojej matce. Opisała ją. Według niej nazywa się ona Okiem Waringi.
- Oko Waringi? A co to takiego, u licha? - spytał Wiliam.
Wieszczka znów spojrzała na ich twarze. Każda z nich wyrażała kompletny brak zrozumienia, tylko Metody zmarszczył brwi.
- Oko Waringi to ciemna moc - zaczęła wyjaśniać dziewczyna. - To zło, tak skondensowane, że je widać. Pojawia się właśnie jako mrok. Cokolwiek znajdzie się w polu jego odziaływania, zmnienia się w potwora. Dzieje się tak, gdyż wychodzą na jaw wszystkie najgorsze cechy tej istoty i potężnieją w niewyobrażalny sposób. Oko Waringi zobywa włądzę nad tą istotą, a ona nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Służy jej, ale jest przekonana, że to co robi, czyni z własnego wyboru. Dlatego właśnie Oko jest tak niebezpieczne.
- A dlaczego nazywa się to Okiem Waringi? - spytał Leon.
- Przed wieloma wiekami żyła wieszczka, która nazywała się Waringa - wyjaśniła Zefiryna. - Legenda mówi, że miała najciemniejsze oczy, jakie można sobie wyobrazić. Podobno miała niesamowitą moc w tym spojrzeniu: mogła nim nagiąć innych do swojej woli, a nawet zabić, jeśli chciała. I podobno to właśnie ona jako pierwsza zauważyła i opisała tę ciemność.
- To też wyczytałaś z ksiąg matki? - zaciekawił się Leon.
- Tak się składa, że to legenda, baśń, która matka opowiadała mi na dobranoc - uśmiechnęła się Zefiryna.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 12:02, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island