Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
W niewoli
Idź do strony 1, 2, 3 ... 16, 17, 18  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 18:24, 20 Lip 2009    Temat postu: W niewoli

Gdyby nie to, że każdego dnia kilka razy zatrzymywano się na odpoczynek, Justyna nie przeżyłaby podróży do domu swego nowego pana. Jej kostki zaczęły się goić, za to bose stopy... Chyba nie trzeba tego opisywać. Zawsze, gdy się zatrzymywano i Tarkaan ogłaszał początek odpoczynku, Justyna po prostu opadała na ziemię. Męcząca wędrówka w upale, przez kilka godzin bez picia i jedzenia, a nawet bez możliwości otarcia potu z czoła, po prostu ją wykańczała. Na szczęście na każdym postoju dawano jej odrobinę jedzenia i wody - tyle, żeby nie umarła z głodu i pragnienia. Czarodziejka nie miała pojęcia, czemu Tarkaan wybrał lądową drogę do Kalormenu, a nie morską. Przecież podróż statkiem byłaby krótsza i przyjemniejsza. Ale widać miał swoje powody, a niewolnicy przecież nie wypadało wyptywać swojego pana.
Na którymś z kolei odpoczynku, gdy rozłożyli się w oazie, Tarkaan nakazał przyprowadzić Justynę przed swoje oblicze. Słudzy Tarkaana podnieśli ją i postawili przed nim. Tarkaan siedział pod palmą, na ozdobnej, złotem wyszywanej kapie, a z jego ubioru, pierścieni i najszynika bił blask, jaki słońce wydobywało z diamentów, które miał na sobie. Justyna w swej zniszczonej sukni poczuła się tak, jakby znaczyła tyle, co proch pod jego stopami. Stała przed nim, ledwie trzymając się prosto na swoich poranionych stopach, z opuszczoną głową.
- Podnieś głowę - zażądął Tarkaan.
- Powiedziano mi, że to zabronione - rzekła cicho dziewczyna.
- Zezwalam ci - odrzekł Tarkaan.
Justyna podniosła głowę. Popatrzyła na twarz Tarkaana, ale nie umiała nic z niej wyczytać. Była jak wyryta w kamieniu.
- Twe imię? - zapytał Tarkaan.
- Justyna - odparła czarodziejka.
- I jesteś czarodziejką? - uzupełnił Taarkan, bo to właściwie nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
Justyna zawahała się:
- Chyba raczej... byłam - odrzekła po chwili.
- Jak to byłaś?- zdziwił się Tarkaan.
- Korion podał mi jakiś napój, który uwięził moją magię. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze nie będę mogła z niej korzystać - wyjaśniła Justyna. - Czy kupiłeś mnie ze względu na moją magię, panie?- odważyła się zapytać.
Tarkaan machnął ręką:
- Magia nie magia - odparł. - Na moim dworze nam dość sztukmistrzów, którzy potrafią zabawić mnie i moich gości. Ciebie kupiłem z innego powodu... - zawiesił głos.
Justyna milczała. Wiedziała, że i tak za chwilkę jej wyjawi, po co ją kupił. Za chwilę rozstrzygnie się jej los.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Czw 15:38, 17 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Pon 14:07, 20 Lip 2009
PRZENIESIONY
Pon 18:33, 20 Lip 2009    Temat postu: W niewoli

Niewolnicy nowej pani Riliana mieszkali pod pokładem w 1 - 10 osobowych kajutach. Jako, że od handlarzy, niewolnicy odchodzili bliscy śmierci z wyczerpania, dostawali jednoosobową koję. Rilian zapoznał się z jednym z niewolników; był to Archenlandczyk o imieniu Orion.
- Jedynym plusem pracy u niej jest to, że podczas morskich podróży my prawie nic nie robimy - powiedział.
- Tak? Dlaczego? - odpowiedział zaciekawiony mag.
- Uważa ona, że na statku przeszkadzalibyśmy tylko. Woli wynajmować doświadczoną załogę.
- Tym lepiej. Za nieposłuszeństwo lub nieumiejętność dostalibyście wiele batów.
- Dostalibyście? Dostalibyśmy! - poprawił Riliana, unosząc lekko głos. - Ty jesteś jednym z nas, takim jak my niewolnikiem.
Nagle z góry dało się słyszeć:
- Ziemia, Taszbaan na horyzoncie!
Po plecach Riliana przebiegł dreszcz. Już niedługo dotrze do miejsca, w którym dokona się wybór jego przyszłości...
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 19:55, 20 Lip 2009    Temat postu:

- Kupiłem cię - podjął po krótkiej przerwie Tarkaan - z jednego powodu: pragnę, abyś mi służyła swoim ciałem!
Justyna pobladła, a potem mimowolnie cofnęła się o krok. Służyła swoim ciałem? W pierwszej chwili nie zrozumiała tego, co powiedział, ale już po chwili wiedziała, czego od niej żąda. Na Grzywę Aslana! To los gorszy niż śmierć!
Była tak przejęta, że nawet nie zauważyła, że wypowiedziała imię Aslana na głos. Tarkaan usłyszał i zapytał:
- A więc wierzysz w demona Aslana? Zresztą nic dziwnego, pochodzisz przecież podobno z Narnii...
Mimo grozy, jak ją opanowała na wieść o swym dalszym losie, Justyna zaprotestowała energicznie:
- Aslan to nie żaden demon! To Król, jedyny w swym rodzaju, dobry i kochający...
Pachołek, który już dwa razy znęcał się nad nią, znów uderzył ją batem, tak, że opadła na kolana i skuliła się.
- Jak śmiesz sprzeciwiać się panu! - wrzasnął.
Ale Tarkaan uspokoił go ruchem ręki:
- Daj spokój - powiedział, a zwracając się do Justyny, dodał:
- Dobry i kochający? Jakoś ten twój wspaniały Lew nie przybył ci na pomoc, kiedy wpadłaś w ręce handlarzy. Nie przybędzie też, gdy w tej niewoli będzie czekała cię śmierć, mozesz być tego pewna!
Justyna odczekała chwilę, a potem odpowiedziała cicho:
- Jeśli taka będzie Jego wola...
Pachołek z biczem znów ją smagnął przez plecy. Czarodziejka zadrżała z bólu.
- Nie wolno odzywać się bez pytania i pozwolenia pana! - pouczył ją.
Tarkaan pokręcił głową nad fanatyzmem Narnijczyków, a potem powiedział:
- Możesz sobie wierzyć w Aslana, czy w Tasza, czy w cokolwiek zechcesz, mnie to nie obchodzi. Zapamiętaj sobie jednak, że od tej pory podlegasz tylko jednej woli: mojej. I tylko jej masz być posłuszna, zrozumiałaś, niewolnico?
- Tak, zrozumiałam - odparła posłusznie Justyna.
- Gdy dotrzemy do mego domu w mieście Kazim - bel- Adhrad, dostaniesz odpowiednie odzienie, stosowne do twojej nowej pozycji - dodał Tarkaan.
A widząc, że Justyna przypomniała sobie o czekającej ją przyszłości i w jej oczach odbiło się przerażenie, uniósł rękę i powiedział:
- Widzę, że twój przyszły los nie napełnia cię szczęściem, ale nawet nie próbuj błagać mnie o litość. Nie wysłuchałem cię na targu i nie zamierzam wysłuchiwać teraz. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie rzucam słów na wiatr i nie ustępuję. Masz mi być posłuszna! A jeśli nie zechcesz - zakończył - zapoznasz się bliżej - nawet bardzo blisko - z moim nadzorcą niewolników, Ahoszitą - wskazał na pachołka, który uderzył ją już trzykrotnie. - Dał ci już próbkę swoich możliwości, a zapewniam cię, że potrafi o wiele więcej, a żadna z tych rzeczy nie byłaby przyjemna dla ciebie, możesz mi wierzyć! I zapomnij o ucieczce! Czeka cię w moim domu wiele lat w roli niewolnicy. Zapamiętaj sobie raz na zawsze: jesteś teraz niewolnicą Korradina z Kazim - bel - Adhrad! A masz się do mnie zwracać: mój panie!
- Tak, mój panie - odparła posłusznie Justyna. Bo co innego mogła zrobić? Nie było żadnego wyjścia.
Korradin skinął ręką:
- Możesz odejść.
Służący odprowadzili ją pod inną palmę. Traktowali ją teraz o wiele lepiej, gdy dowiedzieli się, jaką zajmie pozycję. Zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli zrobiliby jej jakąkolwiek krzywdę, odpowiadaliby przed swoim panem. A jemu łatwo przychodziło wydawać wyroki śmierci!
Justyna usiadła pod drzewem, podciągnęła kolana, objęła je związanymi w nadgarstkach rękami i zatopiła się w ponurych myślach o swej przyszłości.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Nie 16:14, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Wto 12:33, 21 Lip 2009    Temat postu:

Okazało się, że Estera będzie dzielić kajutę na statku z czarodziejką. A właściwie, czarodziejką, którą była kiedyś. Nazywała się Rire. Jak się później dowiedziała, Rire oznacza uśmiech... uśmiech, który już dawno znikł z twarzy nowej koleżanki Estery.
- Gdzie jest ta nowa? - usłyszała krzyk mężczyzny zza drzwi do kajuty, które się otworzyły.
- Aa. Tu jesteś. Chodź za mną, niewolnico. Pan chce cię widzieć - powiedział do elfki, a ta podążyła za nim. Ahdar siedział w swoim "pokoju" na pokładzie statku. Mężczyzna zapukał, a Ahdar odkrzyknął, że można wejść. Mężczyzna imieniem Fulmini pchnął Esterę, a ta upadła na podłogę, tuż przed jej panem.
- Podnieś głowę – powiedział po chwili Ahdar.
- Nie… nie jestem pewna, czy… - odparła niepewnie.
- Nie rozumiesz, co Pan mówi? – krzyknął sługa Tarkaana i już miał ją zdzielić batem, gdy nagle ręka Ahdara uniosła się, a bat zatrzymał się tuż przy plecach Estery, która teraz patrzyła na Tarkaana ze zdziwieniem.
- Jak brzmi twoje imię? – spytał.
- E… Estera, panie – odpowiedziała zmieszana.
- I co potrafisz robić? – dociekał Ahdar.
- No więc, umiem dobrze gotować, zajmować się dziećmi… - ciągnęła Elfka patrząc mu prosto w oczy.
- Nie o to mi chodzi, głupia! Chodzi mi o twoje sztuczki magiczne i inne umiejętności! – warknął na nią Tarkaan.
- Nie wiedziałam, panie… wybacz… Więc… umiem panować nad naturą. W pewnym sensie… ale nie teraz. Teraz moja magia jest zablokowana – odpowiedziała smutno Estera spuszczając oczy w dół.
- Hmm… a czy umiesz walczyć? - spytał, nie wiedzieć czemu, podejrzliwie.
- T… tak. Umiem strzelać z łuku i walczyć z jego pomocą – powiedziała.
Estera nie chciała, aby Ahdar wiedział o wszystkich jej umiejętnościach, jakie posiadała będąc Elfem. A najbardziej nie chciała zdradzać swych umiejętności zielarskich.
- Dobrze. A więc będziesz pracowała w kuchni. A kiedy czasem będę przyjmować gości, będziesz nas zabawiać walką z innymi niewolnikami. A teraz możesz odejść. Verdolino, zabierz ją stąd – skończył. A Estera poszła posłusznie za nadzorcą i przed wyjściem ukłoniła się Ahdarowi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Wto 14:46, 21 Lip 2009    Temat postu:

Nowa pani Riliana zatrzymała się w Taszbaanie. Spędzili już tam dwa dni. W końcu przywołała maga do siebie i zapytała:
- Słyszałam, że umiesz walczyć. A więc, czym posługujesz się w walce?
- Mieczem, pani. Ale tylko wtedy, gdy nie można było załatwić sprawy magią...
- Zawołajcie Ahosa! - krzyknęła. Po kilku minutach w drzwiach pojawił się chłopiec w wieku około dziesięciu lat. Jedno odróżniało go od innych - chociaż był opalony, jego odcień skóry nie miał aż tak ciemnej barwy.
- To mój syn - powiedziała Tarkiina. - Nauczysz go posługiwania się bronią. Niewiele jest w Kalormenie osób, które posługują się długim mieczem. Mam nadzieję, że będziesz dobrym nauczycielem. Inaczej już nigdy nie ujrzysz słońca - dodała ze stoickim spokojem.


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Wto 14:48, 21 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Wto 16:05, 21 Lip 2009    Temat postu:

Lawinia Tarkiina, tak bowiem nazywała się kobieta, która kupiła Traq na targu niewolników, okazała się osobą dość ciekawą. Nie była okrutna, tylko po prostu nikim i niczym się nie przejmowała. W czasie podróży do jej rezydencji - a trwało to dziesięć dni, ponieważ nie zależało jej na pośpiechu - ze trzy razy zapomniała wydać służbie polecenia, by przynieśli „nowemu nabytkowi” coś do jedzenia. Potrafiła w jednym momencie gawędzić wesoło z Traq, jakby ta była jej najlepszą przyjaciółką, a chwilę później zupełnie zapomnieć o jej istnieniu i oddać się innej rozrywce.
Traq jednak nie narzekała, bo mogło być o wiele, wiele gorzej. Nie wiedziała, co prawda, jak będzie wyglądać jej życie, gdy dotrą już do domu Lawinii, ale jak na razie nie zapowiadało się, by miało to być coś strasznego.
W końcu dotarli jednak do jednego z kalormeńskich portów, a stamtąd mieli jeszcze pół dnia drogi pieszo wzdłuż rzeki. Oczywiście Lawinia nie szła sama, tylko była niesiona w lektyce. Traq była opasana sznurem i prowadzona na postronku jak zwykły koń czy muł. Tarkiina postanowiła, że w drodze do domu przejedzie przez Taszbaan, by pochwalić się nowym nabytkiem. Wysłała niewolnika, by przyniósł jej bogato zdobione siodło, po czym kazała założyć je na grzbiet centaura i dosiadła go po damsku. Dopiero wtedy Traq poczuła się naprawdę upokorzona i zrozumiała, że ta niewola będzie straszna, nawet jeśli nie każą jej pracować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 12:02, 24 Lip 2009    Temat postu:

Minęły jeszcze trzy dni, nim dotarli do domu Korradina na głębokim południu Kalormenu. Mieszkał on bowiem na obszarze, które było wysunięte najbardziej na południe, już nad samym oceanem.
Justyna miała dość czasu, aby rozmyślać nad tym, co ją czeka, gdy już dotrą do celu. Minęło kilka godzin, zanim przyswoiła sobie tę informację: ma być nałożnicą. Nałożnicą tego Tarkaana. O hańbo!
Czarodziejka śmiertelnie się bała. Bała się tego, co ją czekało. Nie chodziło o to, że nie wiedziała, co ma się stać; była dorosła i miała odpowiednią wiedzę. Może gdyby była bardziej doświadczona, przełknęłaby tę gorzką pigułkę łatwiej i pogodziła się ze swym losem. Kłopot polegał na tym, że Justyna z żadnym jeszcze mężczyzną nie była tak blisko. Innymi słowy, była nietknięta. Oczywiście, podobali się jej różni mężczyźni, pozwalała im na pocałunki i pieszczoty, ale do samego aktu miłosnego nigdy nie doszło. Zanim zaczęła się uczyć magii, była na to zbyt młoda, a gdy już została czarodziejką, to mężczyźni albo się jej bali, albo uważali, że są jej niegodni. Tak, tak, jeśli czarodziejka liczyła na szczęście rodzinne, to mogło jej się udać tylko z innym magiem lub czarodziejem... albo wyjątkowo liberalnym mężczyzną.
Justyna nie była nieuleczalną romantyczką, ale pragnęłaby swój "pierwszy raz" przeżyć z kimś, na kim by jej zależało, z kimś, kogo by - jeśli już nie kochała - to przynajmniej lubiła i szanowała... a do tego Tarkaana nie czuła żadnego z tych uczuć. Jeśli w ogóle w stosunku do niego odczuwała jakieś uczucia, to tylko lęk.
Wreszcie jednak dotarli do domu Korradina. Justyna już ledwie dyszała po prawie półdniowej wędrówce pieszo, w gorącym, lepkim upale. Nogi ją bolały, jak nigdy wcześniej, bowiem tego dnia nie zatrzymywali się na odpoczynek i okropnie chciało jej się pić. Gdy weszli pomiędzy domy miasta, czarodziejka miała nadzieję, że wkrótce się zatrzymają, ale oni minęli miasto, bowiem dom Tarkaana znajdował się poza nim. Dom - to zbyt łagodne określenie. To był pałac, a raczej posiadłość. Sam bowiem dom mieszkalny był tak olbrzymi, że wyglądał, jakby miał ze sto komnat i drugie tyle pokojów gościnnych, ale oprócz tego były wielkie stajnie i przeogromne ogrody w stylu kalormeńskim, czyli z fontannami, wodotryskami i sztucznymi wodospadami. Justyna całe życie ogromnie lubiła ogrody, ucieszyła się więc na ich widok i nawet pomyślała, że gdy nie będzie miała zajęcia, uda się na ich zwiedzanie. Wkrótce jednak przypomniała sobie, że chyba nie ma co liczyć na wolny czas i raczej nie zobaczy ogrodów, a w każdym razie nie w świetle dziennym. W dzień pewnie będzie musiała odsypiać po nocnych obowiązkach... Przypomniała sobie, że jest przecież niewolnicą a nie gościem, i nie przyjechała tu, aby podziwiać i zwiedzać.
Ponieważ do posiadłości Korradina przyjechali w środku dnia, Justyna widziała wszędzie mnóstwo niewolników, uwijających się przy pracy jak mrówki. A zanim lektyka Korradina zatrzymała się przed schodami wiodącymi do pałacu, już wyległa nań cała służba, pracująca w pałacu, a na samym szczycie stanęło kilka kobiet ubranych w bardziej eleganckie stroje niż służebne. Justyna pomyślała, że to pewnie rodzina Korradina.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 15:41, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Pią 18:48, 24 Lip 2009    Temat postu:

Po tygodniu spędzonym w Taszbaanie, Aria Tarkiina postanowiła wyruszyć do domu. Gdy opuszczali miasto południową bramą, Rilian spojrzał z tęsknotą na północ...
Już za rzeką znajdowały się rozstaje dróg, Tarkiina wybrała drogę prosto do domu - na zachód. Porozumiewając się z Orionem na przerwach w oazach, Rilian dowiedział się, że będą podróżować przez pięć dni. Tarkiina osobiście wydawała rozkazy wszystkim niewolnikom. Jedynie Rilian siedział bezczynnie pod drzewem i obserwował otaczającą go szarą rzeczywistość.


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Pią 18:49, 24 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Pią 19:36, 24 Lip 2009    Temat postu:

Verdolino odprowadził Esterę do jej kajuty. Gdy drzwi się zamknęły, elfka usiadła obok Rire.
- Hmm... Kim... To znaczy, jako kto tu pracujesz? - spytała.
- Ja ? Można powiedzieć, że jestem kucharką. A ty ? - zapytała równie ciekawie co ona.
- No cóż. Wygląda na to, że ja też... - odparła szczęśliwa, że będzie pracować razem z Rire.
- To świetnie - uśmiechnęła się do niej. Wtedy pierwszy raz zobaczyła, jak się uśmiecha. I nie dziwiła się, dlaczego rodzice ją tak nazwali.
- Tak, ale to nie wszystko. Będę też zabawiać gości, walką z innymi niewolnikami. I wcale mi się to nie podoba. Mam nadzieję, że to będą walki pokazowe - powiedziała Ester i spuściła wzrok.
- Moim zdaniem walki pokazowe jakoś nie pasują do Ahdara. Wiesz, to nie to samo co walka na śmierć i życie - stwierdziła Rire.
- Ale ja nie chcę zabijać niewinnych ludzi dla przyjemności Ahdara i jego gości! - Esterę widocznie poniosło.
- Spokojnie, nie krzycz tak, bo zaraz tu ktoś przyjdzie i (nie dopuść do tego Aslanie!) nas ukarze - uspokajała ją Rire.
- Dokąd tak właściwie zmierzamy? - spytała elfka po kilku minutach ciszy.
- Do Nareil Mare. To miasto leży u ujścia Potoku Krętej Strzały - powiedziała. I obie zamilkły.
Po dwu dniach żeglugi usłyszały:
- Ląd na horyzoncie! Za niedługo dotrzemy do Nareil Mare, mój panie! - krzyknął Verdolino, którego głos rozpoznała Estera.
Statek dobił do brzegu. Na pokład zwołano wszystkich niewolników, związano ich. Ahdar wsiadł do lektyki i wszyscy ruszyli w stronę posiadłości swojego pana.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Pią 19:53, 24 Lip 2009    Temat postu:

Po paru dniach wędrówki krajobraz zaczął się zmieniać. Drogę okalały gęste puszcze, przecinały liczne strumienie. Rilian pomyślał, że przypomina mu to chociaż w jakimś stopniu ojczyznę... Jednak ta myśl zniknęła, gdy wyszli z puszczy i zanurzyli się w gwarze miasteczka Zulindeh. Orszak Tarkiiny przeszedł przez całe miasto, nie zatrzymując się. W końcu w oddali Rilian ujrzał przyszły "dom". Była to wielka rezydencja. Część niewolników odeszła do posiadłości. Tarkiina wciąż w lektyce powiedziała do Riliana:
- Twoje miejsce pracy będzie tam - wskazała palcem na małą chatkę na wzgórzu. Obok niej stała szopa oraz leżał niezgrabnie ułożony stos drewna.
- W szopie znajdziesz wszystkie potrzebne rzeczy - broń, tarcze i co ci tam potrzeba. Gliko, do domu - niewolnik nie niosący lektyki a idący przed nią, dał sygnał do dalszego marszu. Jeden ze strażników odprowadził Riliana do chaty. Miała myśliwski wystrój, na ścianie nad kominkiem wisiał łuk, pokój dzienny połączony był z kuchnią. Oprócz tego w domku był jeden pokój i łazienka. Przed gankiem stała studnia, obok niej wiadro.
"Może wcale nie będzie mi tutaj tak źle?"pomyślał Rilian."Chociaż to nadal niewola."
Do końca dnia Rilian zwiedzał posiadłość. Pozycja nauczyciela fechtunku dawała mu niejaką satysfakcję. Lepsze to niż praca w polu.
Dopiero następnego dnia zrozumiał, w jakim był błędzie. Syn Tarkiiny zachowywał się jak tornado - dotykał wszystkiego a po chwili to coś zazwyczaj spadało ze ściany i rozpadało się.
- Ahosie! Proszę, uspokój się - mówił Rilian.
- Nie możesz mi rozkazywać! - zazwyczaj tak brzmiała odpowiedź.
Mag postanowił więc podejść chłopca sposobem. Przestał zwracać na niego uwagę. Z szopy wyciągnął manekina, wziął do ręki miecz i zaczął się z nim pojedynkować. Widocznie taka jednostronna walka zainteresowała Ahosa.
- Jak wykonujesz tak szybkie ruchy? - zapytał ze zdziwieniem.
- Lata praktyki - odpowiedział mag. - Chciałbyś się tego nauczyć? - zapytał chłopca. Ten pokiwał ochoczo głową.
- A więc najpierw będziesz się uczył na... tym drewnianym... prototypie miecza.
- Ale ja chcę prawdziwy! - krzyczał chłopak.
- Jeśli nauczysz się walki tym drewnianym, to obiecuję, że pewnego dnia otrzymasz swój własny stalowy miecz - odpowiedział Rilian.
- Dobrze, więc zaczynajmy - powiedział z entuzjazmem chłopak.
Mag zaczął pokazywać mu podstawowe ruchy mieczem. Gdy Ahos zmęczył się, powiedział:
- No dobrze, na dziś starczy. O, idzie twoja opiekunka - młoda dziewczyna zabrała chłopca do domu a mag pozostał w swojej chatce. Wyjął niektóre części uzbrojenia, przysiadł przy szopce i zaczął dokładnie czyścić wszystkie elementy zbroi.


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Pią 22:04, 24 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 12:41, 25 Lip 2009    Temat postu:

Korradin wszedł po schodach i ucałował stojącą tam kobietę:
- Witaj, żono - powiedział.
Następnie na szyi uwiesiła mu się młoda dziewczyna, nieco młodsza od Justyny:
- Tak tęskniłam za tobą, ojcze!
A więc była to jego córka.
Następnie otoczyły Tarkaana inne kobiety, a zachowywały się w tak znaczący sposób, że Justyna nie miała wątpliwości, kim są. Najwyraźniej były to jego pozostałe nałożnice, można powiedzieć - ulubione nałożnice, faworyty.
Tarkaan przywitał się ze wszystkimi, nie zwracając jednak uwagi na ukłony służby i skinął na Justynę. Ona podeszła do niego, a on przeciął jej wreszcie sznury na nadgarstkach i zwrócił się do starszej kobiety, stojącej obok niego:
- Longon, zabierz ją do pokoju łaziebnego i przygotuj odpowiednio na dzisiejszą noc - jego ton nie pozostawiał wątpliwości, co czego Longon ma ją przygotować.
Odchodząc z Longoną, Justyna usłyszała jeszcze głos żony Tarkaana:
- A to kto?

Longon kazała Justynie zdjąć z siebie "te szmaty", które dotąd miała na sobie, a następnie przywołała inne niewolnice, aby przygotowały kąpiel. Następnie kazała Justynie wejść do mosiężnej wanny, o nogach przypominajacych lwie łapy i zanurzyć się cała w wodzie pachnącej konwalią. Potem pomogła jej gruntownie się wyszorować i umyła jej włosy. Justyna z radością witała te zabiegi. Nie z powodu tego, co ją czekało, ale z samej przyjemności tych czynności. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak świeża i czysta. Nawet zmęczenie podróżą minęło. Longon opatrzyła jej stopy, pomarudziła trochę, że "będzie potrzeba wiele tygodni, aby doprowadzić je do stanu używalności", a potem przywołała inne niewolnice, a te zajęły się jej włosami. Jedne rozczesywały, inne plotły, jeszcze inne trefiły i kiedy w końcu pozwolono czarodziejce wyjść z wody, jej głowa była przystrojona pięknym kokiem w stylu wiktoriańskim, przeplatanym warkoczem, przybranym kwiatami.
Longon osuszyła dziewczynę i narzuciła na nią wielowarstwową, białą suknię z tiulu. Miała ona głęboki dekolt, a pomimo, że miała kilka warstw, była prawie przezroczysta. Trudno wyobrazić sobie szatę bardziej odpowiednią dla nałożnicy. Potem Longon skropiła ją jeszcze perfumami, też o zapachu konwalii. Najwyraźniej był to ulubiony zapach pana domu.
Gdy wszystko się już skończyło, Longon wezwała dwóch niewolników, aby zaprowadzili ją do sypialni pana.
- Jak to, już? - spytała Justyna, czując skurcze żołądka na myśl o tym, co ma się stać tej nocy
Longon poklepała ją po ramieniu:
- Zmierzch już zapadł. No, nie ma się czego bać...
Niewolnicy, osiłki o ponurych twarzach, zaprowadzili ją do pięknie rzeźbionych w hebanowym drewnie drzwi, otworzyli je, kazali dziewczynie wejść i zamknęli je za nią.
Czarodziejka rozejrzała się. Wnętrze było przebogato urządzone. W wielkim kominku buzował ogień, przed nim stał stolik z tacami owoców i jakieś wina, podłogę pokrywał wymyślnie haftowany kobierzec, okna były przysłonięte jedwabnymi zasłonami. Ale to, co przyciągnęło przede wszystkim uwagę Justyny, było łoże, ustawione pośrodku komnaty, z baldachimem i delikatnymi zasłonkami. Czarodziejka mogła się założyć, że pościel jest również z jedwabiu.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Korradin. Miał na sobie jasnoniebieski szlafrok, a bez turbanu sprawiał zupełnie inne wrażenie. Nie wbudzał już w niej lęku, ale to nie sprawiło, że jej przyszłość zaczęła się jej wydawać przyjemniejsza.
- A, jesteś! - powiedział Korradin, przyglądając się jej uważnie. Obszedł ją dookoła, lustrując każdą część jej ciała tak znacząco, że Justyna poczuła, iż zaczyna oblewać się rumieńcem od stóp do głów. Tarkaan pokiwał z satysfakcją głową:
- Wiedziałem - powiedział. - Dostrzegłem klejnot nawet pod pod popiołem.
Popchnął ją w kierunku łoża, tak, że Justyna usiadła na jego skraju. Pochylił się nad nią. Chwycił ją pod plecy, zaczął opuszczać na pościel. Jego usta zbliżały się do jej ust... Dziewczynie zrobiło się gorąco...


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 15:51, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Sob 13:14, 25 Lip 2009    Temat postu:

Posiadłość Arii Tarkiiny była ogromna. Zaliczały się do niej puszcze, jezioro, ogrody i pałac.
Zaczął się trzeci dzień Riliana w niewoli. Z rana śniadanie wspólnie z niewolnikami, potem krótka rozmowa z Orionem.
- Jak duża jest posiadłość? - zapytał Rilian.
- Tego nie wiem - padła odpowiedź - ale podobno całą okala mur. Co mila rozstawione są wieże ze strażnikami. Wież jest ponad czterysta. Oj, idzie mój nadzorca, wracam do pracy.
Sługom Tarkiiny nie powodziło się nader źle. Dostawali dobre posiłki i pracowali zmianami. Każdy niewolnik musiał pracować dwanaście godzin dziennie, nie wliczając w to posiłków i kontroli pracy w samo południe. Sprawował ją główny nadzorca, który... no, nie był najlepszym człowiekiem.
Jeden z nadzorców przesiadywał pod chatą maga, nie zwracając zbytnio na niego uwagi. Cieszył się tym, że może cały dzień przesiedzieć w cieniu.
Do zajęć maga należało uczenie Ahosa walki i opiekowanie się wszelkiego rodzaju bronią w posiadłości. Szopa, w której leżały elementy uzbrojenia, wskazywała na to, że przeniesiono je tu dość dawno. Większość prawie całkiem zardzewiała a więc mag pomiędzy lekcjami nie miał czasu na odpoczynek. Rilianowi zaczęło się wydawać, że tak będzie wyglądało jego rutynowe życie przez najbliższy czas...


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Sob 13:16, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Sob 14:55, 25 Lip 2009    Temat postu:

Dzień był wyjątkowo upalny, a na ulicach Taszbaanu panował taki ścisk, że ledwo można było oddychać. Co prawda przed jadącą dumnie na grzbiecie centaura Lawinią szedł niewolnik i nakazywał pospólstwu rozejście się, ale niewiele to zmieniało, więc Traq miała przynajmniej pretekst do zasłaniania twarzy dłonią. Udawała po prostu, że się wachluje. Słyszała wokół siebie zdumione okrzyki, a także drwiące śmiechy, ale starała się skupić wzrok na błękicie nieba i nie myśleć o tym wszystkim. Zwłaszcza o ciężarze, który niosła na plecach. Bo Tarkiina do najlżejszych nie należała, a Traq nigdy nie była niczyim wierzchowcem. W Narnii to byłoby nie do pomyślenia...
Droga pod górę była trudna, za to przy schodzeniu ze szczytu wzgórza "tobołek", który niosła Traq, niebezpiecznie się chybotał. Lawinia jednak zaśmiewała się z tego do łez i wydawała się nie przejmować faktem, że w każdej chwili może spaść i potoczyć się po zboczu jak dojrzała śliwka.
W końcu jednak doszli do bramy, przez którą opuścili Taszbaan. Znaleźli się na rozległej równinie, usianej rezydencjami arystokratów. Traq słaniała się już na nogach ze zmęczenia, ale Lawinia nadal chciała się chwalić swoim nabytkiem i nie zamierzała przesiąść się do lektyki. Wreszcie dotarli do ukrytego wśród egzotycznej roślinności pałacyku Lawinii i Traq mogła odpocząć w cieniu palmowych liści. Tarkiina wraz ze swym dworem poszła odświeżyć się po podróży i przywitać z rodziną, więc Traq została pozostawiona sama sobie. Poszła za dźwiękiem szemrzącej wody i znalazła małą fontannę, z której natychmiast napiła się wody. Nagle uświadomiła sobie, że jest zupełnie sama i może bez przeszkód wyśliznąć się przez bramę, by uciec. Bez namysłu ruszyła w tamtym kierunku, jednak już po chwili wyrosło przed nią dwóch niewolników.
- Nie tak szybko, dziwolągu - mruknął jeden.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 12:39, 26 Lip 2009    Temat postu:

Wreszcie usta Tarkaana dosięgły ust Justyny. Najpierw musnęły je lekko, wkrótce jednak zwiększył nacisk. Czarodziejce wcale ten pocałunek nie sprawił przyjemności, nie miała jednak możliwości zaprotestować. Wnet też poczuła rękę Korradina, odsuwającą kolejne warstwy tkaniny, aby się dostać do nagiego ciała. Gdy mu się to wreszcie udało i ręka Tarkaana spoczęła na jej nagim biuście, dziewczyna poczuła w oczach łzy. A więc to koniec. Nie uratuje się. Dotąd miała nadzieję, może irracjonalną, ale jednak, że może coś się wydarzy, może Aslan ześle jej jakiś ratunek, teraz jednak zrozumiała, że jej los jest już przesądzony. Nie minie wiele czasu, Korradin weźmie ją w posiadanie, a ona zostanie zhańbiona na całe życie! Lecz jak miała się obronić? Nie było żadnego ratunku!
Rozgorączkowana, zszokowana, przerażona i zrozpaczona, nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi. Dopiero po chwili do jej uszu dobiegł wrzask. Tarkaan i Justyna spojrzeli w stronę jego źródła. Wydała go żona Tarkaana, która stała teraz na środku pokoju, ubrana w bogaty nocny strój. Podparła się rękami pod boki, a jej błękitne oczy ciskały błyskawice.
- No nie! - krzyknęła. - Tego już za wiele!
Nie zwracała uwagi na Justynę, mówiąc do męża:
- Tolerowałam twoje nałożnice, bo obiecałeś mi, że to będą wszystkie! Obiecałeś, że nie weźmiesz sobie więcej! A ty powróciłeś z jeszcze jedną! A przyrzekałeś! Więc my ci już nie wystarczamy?! Musiałeś wziąć sobie młódkę?! Dlaczego więc nie odwiedziłeś domu rozkoszy, ty obleśny wieprzu?! A nie przywozić tu tę... tę... - chyba nie umiała znaleźć wystarczająco obraźliwego słowa określającego Justynę, bo ciągnęła dalej:
- Jeśli natychmiast jej nie oddalisz, zaraz wyjeżdżam! Pojadę do ojca, odwiedzę wuja i stryja i wkrótce wieść o tym, że mnie pohańbiłeś, pod dachem mego domu pokładając się z branką, dojdzie do Tisroka (oby żył wiecznie)! Doskonale wiesz, że on lubi moją rodzinę! I co on zrobi, jak sądzisz, gdy się dowie, jak mnie potraktowałeś?
- Ależ, Liino... - próbował przerwać jej mąż.
- Żądam, słyszysz? Żądam, byś ją oddalił!
- Ona nic dla mnie nie znaczy! - zdołał wreszcie przemówić Tarkaan. - To tylko ciało, na które wzięła mnie ochota... ale już mnie odeszła - zapewnił szybko, widząc wyraz oczu żony.
- Udowodnij to! - zażądała jego kochająca małżonka.
- Co mam zrobić? - zapytał Korradin.
- Oddaj ją mnie! Chcę, aby była moją osobistą niewolnicą!
Tarkaan wyglądał przez chwilę tak, jakby nie chciał spełnić jej żądania, ale wreszcie machnął ręką i powiedział:
- A bierz ją sobie, jak tak chcesz i zejdźcie mi obie z oczu!
A do Justyny rzekł:
- Doprowadź do porządku szaty i idź za swoją nową panią!
Jak tylko małżonka Tarkaana przyłapała ich in flagranti, Justyna przeżywała burzę uczuć. Najpierw poczuła wstyd. Potem, gdy Tarkaan podniósł się i zostawił ją w spokoju i zrozumiała, że jest świadkiem kłótni małżeńskiej, zrobiło się jej nieprzyjemnie i miała ochotę uciec. Nie było jednak jak, bo drogę do drzwi blokowała rozzłoszczona megiera. Miała ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, tak jak robiła to czasami, gdy jeszcze władała magią. Teraz jednak nie miała takiej możliwości. Nie miała też ochoty słuchać, jak mąż i żona wyciągają jakieś rodzinne niesnanski i rzucają je sobie w twarze... Jednocześnie doszła do wniosku (i ta myśl wydała się jej zabawna), że chociaż Korradin groźnie wyglądał i służba najwyraźniej się go bała, to jednak był pantoflarzem i słuchał się żony. Inaczej wrzasnąłby pewnie: "Nie wtrącaj się, babo!", wyrzucił ją za drzwi i dokończył, co zaczął z Justyną. Dziewczyna pomyślała, że chyba powinna być wdzięczna żonie pana, bo ją uratowała, choć z pewnością to było efektem ubocznym. Toteż, gdy Tarkaan oddał ją na własność swojej małżonce, postanowiła być jej posłuszna. Przygładziła suknię i ruszyła za Tarkiiną, która dumnie odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty sypialnej. Śpiesząc za swą nową panią, Justyna zastanawiała się, czym różni się osobista niewolnica od zwykłej niewolnicy. Wreszcie odważyła się zagadnąć. Choć żona Tarkaana była rozgniewana, czarodziejce wydawało się, że jako kobieta, będzie dla niej łaskawsza, niż byłby mężczyzna. Zapytała więc:
- Jakie zamierzasz dać mi obowiązki, pani?
Ta odwróciła się do niej z ogniem w oczach, wściekła jak furia, uderzyła ją w twarz i odrzekła głosem brzmiącym jak syk żmii:
- Zamierzam zamienić twoje życie w piekło!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 16:02, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Nie 18:32, 26 Lip 2009    Temat postu:

Następnego dnia, gdy Rilian i Ahos ćwiczyli obronę przed atakiem z góry, z posiadłości zaczęły dobiegać krzyki.
- Pomocy, ratunku, bestie! - tyle można było zrozumieć. Rilian doskoczył do najlepszego miecza, wziął lekką tarczę i powiedział do Ahosa:
- Zostań tutaj! Razem z Tuksem!
Nadzorca Riliana wziął chłopca pod rękę i wszedł do chatki. Najwyraźniej nie miał ochoty na spotkanie z "bestiami".
Mag pobiegł do ogrodów. Na drzewach zwisali niewolnicy i niewolnice. Gdy zobaczyli uzbrojonego maga, zaczęli krzyczeć:
- Ratuj nas! Bestie w domu!
Rilian wbiegł więc po marmurowych schodach i zaczął przeszukiwać dom...
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 16, 17, 18  Następny
Strona 1 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island