Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
W niewoli
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 16, 17, 18  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Pią 11:23, 31 Lip 2009    Temat postu:

Pewnego dnia młody niewolnik, który się nią opiekował (ten sam, który tego pierwszego wieczora dobrze ją potraktował), przybiegł rano z niezwykle ważną wiadomością. Zbliżały się urodziny Tisroka (oby żył wiecznie!) i Lawinia wyruszała z rodziną i całą świtą do Taszbaanu! Traq od razu zabiło mocniej serce. Może w takim razie pałacyk będzie mniej strzeżony i uda jej się uciec?
- ...i będą tam na pewno smakowite potrawy, i tańce, i sztuczne ognie! Wszystko... - wzdychał tymczasem chłopiec, szczotkując jej grzbiet. - Szkoda, że tego nie zobaczę. Będziesz mi musiała wszystko opowiedzieć, Traq.
- Co? O czym ty mówisz, Ravi? Przecież ja tam nie jadę... Prawda? - spytała z niepokojem. Chłopiec spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Oczywiście, że jedziesz. Przecież to kolejna okazja, żeby nasza pani mogła cię zaprezentować ludziom. Sam Tisrok (oby żył wiecznie!) będzie pewnie zainteresowany.
Traq ta perspektywa się zdecydowanie nie podobała. Jednak na nic zdały się wszelkie protesty (wypowiadane zresztą tylko w obecności Raviego i Lwipostracha). Musiała jechać i już. Rano w dzień wyjazdu została oporządzona przez kilku stajennych niczym najlepszy koń wyścigowy pełnej krwi, po czym została poprowadzona za lektykami Lawinii i jej rodziny. Do Taszbaanu mieli niedaleko, dotarli tam więc wczesnym popołudniem. Cała świta, z wyjątkiem kilku służących, którzy mogli zamieszkać wraz z Lawinią w pałacu Tisroka, została zakwaterowana w położonych nieopodal domach bogaczy. Dla Traq znalazło się miejsce przy marmurowej fontannie w jednym z ogrodów, gdzie była przez cały czas pilnowana przez dwóch niewolników.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Pią 21:23, 31 Lip 2009    Temat postu:

Niedługo po wieści o przyjęciu, połowa dworu zaczęła przygotowywać się do wyjazdu. Aria postanowiła nie dotrzeć do Taszbaanu w lektyce jak zwykła Tarkinna. Już parę tygodni wcześniej zamówiła specjalną karetę. Była obłożona złotem. Koniom założono pozłacaną uprząż, nawet lejce wykonane były ze złotopodobnego materiału.
Tydzień przed urodzinami Tisroka, Tarkiina zarządziła wyjazd. Dotarcie z jej posiadłości do stolicy w zwykłym tempie zajmowało cztery - pięć dni. Jednak teraz kalormeńska część służby, tak jak i nadzorcy, dostali konie. Jedynie niewolnicy biegli. Taki los miał również podzielić Rilian, ale Ahos wstawił się za nim u matki, mówiąc, że to wspaniała okazja, aby Rilian udzielił mu parę lekcji jazdy konnej. Tarkiina zmęczona jego ciągłym narzekaniem[color=blue],[/color] zgodziła się. Na jednym z postojów Aria zbliżyła się do maga i powiedziała:
- Może i pokonałeś te potwory, ale zniszczyłeś mój prezent dla Tisroka (oby żył wiecznie). Gdyby nie mój syn i jego wstawianie się za tobą, już dawno kazałabym cię rzucić lwom.
Mag i tak wiedział, że powodzenie w życiu niewolnika zawdzięcza chłopcu. Miał jednak podejrzenia co do jego pochodzenia, obaj mieli identyczny odcień skóry, nie kalormeński.
W końcu dotarli do rzeki, nad którą leżał Taszbaan. Gdy zbliżali się do południowej bramy, Rilian westchnął ze smutkiem i spojrzał poza miasto - na wielką pustynię, na północ - gdzie leżała Narnia. Zniewolona.
Zakwaterowano ich w domu Tisroka. Tarkiinę i jej służki w południowym skrzydle pałacu, zaś Riliana i Ahosa w skrzydle północnym, gdzie przebywały dzieci kalormeńskich wielmożów wraz z opiekunami i odrobiną (dwóch - trzech niewolników) służby. Został jeden dzień do przyjęcia. Resztę wieczoru mag spędził pilnując Ahosa zwiedzającego pałac.


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Pią 21:26, 31 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 7:59, 01 Sie 2009    Temat postu:

Drugi dzień po przybyciu do Taszbaanu był dniem wytężonej pracy dla służby i niewolników. Trzeba było rozpakować przywiezione rzeczy, wśród których również były różne cenne dary dla Tisroka (nie brakowało również żywych prezentów, czyli niewolników), urządzić gości w ich kwaterach, zaznajomić się z innymi służącymi i niewolnikami, aby wszystko wiedzieć...
Gdy tego wieczoru Justyna wbiegła do komnaty Lasenne po jakąś rzecz, zastała swoją panią we łzach. Żal wezbrał dziewczynie w piersi. Podeszła do niej, uklękła i objęła ją ramionami, zupełnie zapominając, że niewolnikom nie wolno w ten sposób dotykać swoich panów. Ale chciała po prostu pocieszyć młodą Tarkiinę. Zresztą Lasenne wydawała się być wdzięczna za ten gest.
- Dlaczego płaczesz, pani? - spytała. - Co się stało? No, już, już spokojnie... Ktoś cię skrzywdził?
Lasenne pokręciła głową. Siąkając nosem i wstrzymując łkanie, pokazała Justynie kłęby białego, przetykanego złotem jedwabiu, trzymanego na kolanach:
- Popatrz... popatrz na to - wyjąkała, głosem przerywanym szlochem.
Justyna uważnie obejrzała materiał. Nie był to zwykły materiał, lecz suknia, jedna z najlepszych sukni Lasenne. Nie zauważyła jednak na niej nic dziwnego.
- O co chodzi? - zapytała. - Nic nie widzę...
Lasenne nagle wpadła we wściekłość. Niezwykle rzadko jej się to zdarzało, najczęściej wtedy, gdy przerwano jej płacz.
- Jak to nic nie widzisz? - wykrzyknęła, zrywając się na nogi i szturchnęła dziewczynę. - Czy jesteś ślepa?!
Chwyciła za jedną falbankę i podsunęła dziewczynie pod nos:
- A to?!
Justyna odsunęła trochę oczy, aby lepiej widzieć, i ujrzała niewielką plamkę na falbance.
- A, to... - odrzekła, oddychając z ulgą, bo po reakcji Lasenne zaczęła się bać, że sukienka jest podarta albo brudna tak, że nie nadaje się do noszenia, a przecież ona za to odpowiadała... Zaczęła też dziękować Aslanowi, że to nie ona ją ostatnio prała...
Lasenne znów oklapła:
- Jak ja pójdę jutro na ucztę u Tisroka!? - jęknęła. - Miałam iść w tej sukni... Przecież nie mogę się dwa razy pokazać w tej samej! A jak pójdę z plamą, ściągnę na siebie pośmiewisko! Nie mogę pójść i uczta mnie ominie, a to jest pierwsza uroczystość i nikt mnie tam nie zobaczy, i... och! - znów zalała się łzami.
Justyna z trudem stłumiła uśmiech. Jej młoda pani była jeszcze tak dziecinna!
- Nie przejmuj się, pani - rzekła, tuląc ją. - Wszystko będzie dobrze. Jeszcze dziś upiorę tę sukienkę. To żaden problem! Jutro włożysz jakąś inną, a tę założysz, gdy będzie sucha.
Lasenne spojrzała na nią oczami zalanymi łzami:
- Gdzie upierzesz? Wszystkie pralnie o tej porze na pewno są zamknięte...
Czarodziejka wzruszyła ramionami:
- Pójdę nad rzekę.
- Sama woda nie upierze tej plamy! - sprzeciwiła się Lasenne.
- Wezmę kawałek mydła stosowanego do prania. Nie martw się, pani, wiem, jak to się robi. W moim kraju często pierzemy w rzece.
Lasenne trochę się uspokoiła.
- Więc biegnij już! - poleciła. - Całe szczęście, że nie musisz wychodzić poza miasto... Pójdź do rzeki, od tej strony, na którą wychodzą nasze okna, żebym cię mogła zawołać, jak będziesz mi potrzebna.
- Oczywiście, pani - odrzekła Justyna, wzięła sukienkę, pobiegła do kuchni po kawałek mydła i poszła nad rzekę. Uklękła na brzegu, namydliła plamę i zaczęła płukać w rzece falbankę. Następnie całą sukienkę zanurzyła w wodzie. Gdy wyciągała już ją, aby wyżąć, usłyszała głosy i śmiech. Podniosła głowę. Brzegiem nadchodziło dwóch mężczyzn. Nie, mężczyzna i chłopiec. Rozmawiali i śmiali się głośno z jakiegoś tylko im znanego żartu...


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:04, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Sob 13:45, 01 Sie 2009    Temat postu:

Po drugim dniu spędzonym na pilnowaniu Ahosa, Rilian nabrał ochoty na wyjście poza ściany pałacu.
- Ahosie, może pójdziemy na dwór, nad rzekę? - zapytał mag.
-O! Tak, tak! - wykrzyknął chłopiec. Uwielbiał odkrywać nowe miejsca. Idąc brzegiem rzeki, po śliskich kamieniach, Ahos poślizgnął się i wpadł do wody. Po chwili ciszy obaj wybuchnęli śmiechem. Mag pomógł mu wstać i już mogli kontynuować spacer. Właśnie wyszli z cienia drzewek brzoskwiniowych, nad rzeką nie leżały już kamienie, ale piasek. Parę metrów dalej na piasku jedna z niewolnic zajmowała się praniem. Wyciągnęła właśnie z wody jakąś suknię. W tym momencie kichnęła. Mag odpowiedział:
- Na zdrowie!
Dziewczyna odwróciła się i odpowiedziała:
- Dziękuję.
Rilian przetarł oczy i wykrzyknął:
- Justyna?


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Sob 13:47, 01 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 18:09, 01 Sie 2009    Temat postu:

Justyna w pierwszej chwili nie poznała głosu Riliana, ale usłyszawszy swoje imię z jego ust, aż wypuściła z rąk sukienkę. Gwałtownie poderwała głowę i spojrzała na niego. Zamarła. Długą chwilę wpatrywała się w niego bez słowa.
- Rilian? - wykrztusiła wreszcie drżącym głosem.
To nie mógł być on! Był ubrany jak niewolnik, a bez swoich przyborów i laski wyglądał inaczej, jakby nieco starzej, dojrzalej, a może tak się zdawało czarodziejce, nie widziała go przecież ładny szmat czasu, a ich przeżycia zapewne i na jej twarzy pozostawiły ślady... ale te włosy, ta sylwetka, ta twarz... Podniosła się wolno, wciąż z oczami utkwionymi w jego twarzy, tak zdumiona, że zupełnie zapomniała o towarzyszacym mu chłopcu. "O Aslanie!" modliła się w duchu. "Spraw, aby to nie był tylko piękny sen, nie dręcz mnie wizjami twarzy utraconych przyjaciół!"
- Rilian! - wykrzyknęła wreszcie, podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję, na bacząc na to, że ręce me wciąż całe w pianie od mydła. Mag chwycił ją w pasie i zakręcił z nią młynka z radości. Justyna zaśmiała się tak, jak już dawno się nie śmiała, a w niej w środku wszystko aż gotowało się ze szczęścia.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:06, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Nie 19:13, 02 Sie 2009    Temat postu:

- Skąd ty się tu wzięłaś? - powiedział Rilian. Dopiero potem uświadomił sobie, że odpowiedź jest jasna - jest w służbie u gości Tisroka. Ale i tak cieszył się na widok czarodziejki.
- Co się z tobą działo? - powiedział po chwili.
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 15:32, 03 Sie 2009    Temat postu:

Czarodziejka nie była w stanie mu odpowiedzieć. Płakała i śmiała się na przemian, tuląc się do piersi przyjaciela. Napięcie ostatnich miesięcy, cierpienie i rozpacz skumulowały się w jednej chwili z radością i szczęściem i trzeba to było jakoś odreagować. Dopiero po jakichś 10 minutach uspokoiła się na tyle, żeby móc mu odpowiedzieć:
- Moja pani jest gościem Tisroka - wyjaśniła głosem przetykanym łzami. - Och, Rilianie, sądziłam, że już nigdy cię nie zobaczę! A co ty tu robisz?
Rilian nie zdążył odpowiedzieć, gdyż z jednego z okien pałacu rozległo się wołanie:
- Justyno! Justyno! Wracaj! Jesteś mi potrzebna!
- Usłyszeć znaczy wykonać - jęknęła Justyna cicho. Dlaczego właśnie teraz? Justyna wiedziała, że powinna iść, ale nogi nie chciały jej słuchać. Dopiero co odnalazła swego przyjaciela - jak sądziła - na zawsze straconego i już miałaby go opuścić?
- Justyno! Wracaj natychmiast! - wołanie stało się bardziej naglące.
- Moja pani mnie woła, muszę iść - zwróciła się cicho dziewczyna do Riliana, który wciąż trzymał ją za ręce, jakby nie mógł uwierzyć, że jest tutaj, z krwi i kości. - Puść mnie, proszę.
Ale Rilian ani myślał. Zapewne też nie chciał się z nią już rozstawać.
- Niewolnico, słyszałaś, co powiedziałam?! Natychmiast tu wracaj! - tym razem w głosie pojawiła się lekka nuta groźby.
- Proszę, puść mnie, Rilianie - nalegała Justyna. - Nie mam ochoty na kolejną chłostę.
Dopiero na dźwięk słowa "chłosta" Rilian jakby się ocknął i puścił ręce dziewczyny.
- Już idę, pani!- zawołała Justyna i pobiegła w stronę pałacu. Potem zatrzymała się, wróciła nad rzekę, złapała sukienkę, o której całkowicie zapomniała i - uśmiechając się przepraszająco do Riliana - pobiegła z powrotem. Ale po kilku krokach znów się zatrzymała, podbiegła do niego jeszcze raz i szepnęła:
- Korradin. On mnie kupił. Moją panią jest jego córka, Lasenne. Spróbuj mnie odnaleźć w pałacu. Oby Aslan sprawił, żeby ci się udało. Do zobaczenia! - z tymi słowy pobiegła do furtki prowadzącej do wnętrza pałacu.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:08, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Wto 13:48, 04 Sie 2009    Temat postu:

- Estero! Pójdziesz ze mną na przechadzkę! Gdzie jest moja lazurowa suknia?! - krzyknęła Oro.
- Dobrze. Już panience przynoszę suknię. Proszę o chwilę cierpliwości - powiedziała Estera i przyniosła suknię Oro.
"Co ja mówię? O cierpliwość ją proszę. Zaraz uzna, że ją obrażam, że uważam ją za nierozgarniętą. Po niej wszystkiego się można spodziewać. Doskonale pasuje do swojej macochy. "
- Idealnie. A teraz chodź. Tylko masz się ani słowem nie odzywać. Chyba, że ci na to pozwolę. - powiedziała ostro dziewczyna.
- Jak sobie życzysz, panienko - rzekła elfka, otworzyła drzwi komnaty i poczekała, aż Oro wyjdzie. Potem ruszyła za nią. Po chwili Estera wpadła na jakąś dziewczynę - zapewne niewolnicę, sądząc po jej ubiorze - niosącą wilgotną suknię. Widziała jej twarz tylko przez sekundę. "Głowę bym dała, że to była Justyna! A może... a może tylko mi się przywidziało. Mój umysł szwankuje. Dobrze przynajmniej, że to świństwo antymagiczne na mnie nie działa. Jak dobrze, że znam się na zielarstwie."
Była bardzo zamyślona. O mało nie wpadła na jakiegoś Tarkaana. To by groziło jej chłostą. Kto wie, co by z tego wynikło...
Po przechadzce po zamku Tisroka, Oro i Estera wyszły do ogrodów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Wto 14:34, 04 Sie 2009    Temat postu:

Po spotkaniu i szybkim rozstaniu się z Justyną, mag zauważył, że Ahos zniknął. Zaczął go wołać, rozglądać się za nim i nic. Nagle zobaczył, że z pobliskiej pomarańczy zwisa fragment czerwonego płaszcza, który chłopiec miał na sobie. Mag zbliżył się do drzewa od tyłu, stanął na palcach, złapał w rękę pelerynę, pociągnął i krzyknął:
- Mam cię! - jednak z drzewa spadła gałąź owinięta w płaszcz chłopca. Mag poczuł, że do pleców przyłożony ma patyk, a za sobą usłyszał:
- Nie, to ja mam ciebie - odwrócił się i obaj z chłopcem zaczęli się śmiać.
- No, skradanie się i mylenie przeciwnika idzie ci dobrze, chociaż miecza lepiej nie unosić tak wysoko, trzymaj go w wyprostowanej ręce odrobinę niżej od twojej głowy...
Chłopiec znów założył płaszcz. Po chwili usłyszeli dzwon z wieży - sygnał wzywający na wieczerzę. Rilian najpierw zaprowadził Ahosa do sali w której posilały się dzieci gości, a potem sam poszedł do niewielkiego pomieszczenia, gdzie kolację spożywali ich opiekunowie.
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Wto 16:30, 04 Sie 2009    Temat postu:

W drodze powrotnej Justyna w ostatniej chwili wyminęła kilku służących, a z jedną z niewolnic nawet się zderzyła. Wymamrotała przeprosiny i - nawet na nią nie patrząc - pobiegła dalej. Tuż przed wieczerzą u Tisroka służba i niewolnicy biegali w tę i z powrotem jak frygi. Gdy dotarła do komnaty Lasenne, ta przywitała ją wyrzutami:
- Długo się grzebałaś! Nie słyszałaś, jak cię wołałam?
- Proszę o wybaczenie, pani - odrzekła pokornie Justyna, rozwieszając sukienkę na sznurze w garderobie.
- Znajdź mi jakąś dobrą sukienkę - zażądała Lasenne. - Wieczerza u Tisroka (oby żył wiecznie!) to ważna rzecz.
Justyna znalazła jej różową sukienkę, pełną falbanek i riuszek, a potem zaczęła czesać jej włosy.
- Co to był za mężczyzna, z którym się całowałaś? - zapytała znienacka Lasenne.
Justyna drgnęła tak, że aż szczotka wypadła jej z dłoni.
"Do kroćset!" zaklęła w myślach, schylając się po szczotkę. "Widziała to?"
- Ja... ja z nikim się nie całowałam, pani - wybąkała, wcale nie mijając się z prawdą i zapominając, że niewolnikom nie wolno się sprzeciwiać swoim panom. Na szczęście to była Lasenne, a nie na przykład jej matka.
- Przecież was widziałam! Obejmowaliście się jak kochankowie!Justyna, ku swojemu niezadowoleniu poczuła, że się rumieni. Nie miała najmniejszego powodu, przecież Rilian nie był jej kochankiem, ale się rumieniła. Na kły Aslana!
- To nie był mój kochanek - czuła się w obowiązku wyjaśnić. - Ten mężczyzna to mój dobry przyjaciel, wiele razem przeszliśmy, a od tak dawna się nie widzieliśmy, nie wiedziałam nawet, czy go jeszcze kiedykolwiek ujrzę...
Lasenne rzuciła jej pobłażliwe spojrzenie typu: " bujać to my, ale nie nas" i odrzekła:
- Nie mam nic przeciwko temu, żebyś się wymykała na schadzki z kochankiem, ale - na Tasza! - nie wtedy, gdy masz zajęcie! Możesz robić to w wolnym czasie!
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i wszedł Korradin.
- Gotowa, córko? - zapytał. - Mam zaszczyt poprowadzić cię na wieczerzę.
- Tak, jestem gotowa, ojcze - odrzekła Lasenne i podniosła się z fotela.
- Masz teraz wolne, Justyno - dodała, nawiązując do ich rozmowy - i jak tu posprzątasz, możesz zająć się swoimi sprawami... byleś była tu, gdy wrócę - roześmiała się i wyszła, pozostawiając zmieszaną Justynę na środku pokoju. Lasenne nie uwierzyła, że ona nie ma żadnego ukochanego!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:13, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Wto 19:36, 04 Sie 2009    Temat postu:

Tymczasem do pewnego fortu w górach, na północny wschód od Anvardu, przybywali ludzie spragnieni rozrywki i mocnych wrażeń, jakie dają różne rodzaje hazardu. A to akurat miejsce nadawało się do tego idealnie. Zostało bowiem stworzone specjalnie w tym celu. A zwało się po prostu Fort Vegas.
Wśród wielu rozrywek, jakie oferował Fort, były również walki psów. Cieszyły się one sporym zainteresowaniem, ale tym razem przyciągnęły większe niż zwykle tłumy, gdyż po całym Vegas rozeszła się pogłoska o straszliwym, niezwyciężonym wilku.
Ciżba ciekawskich zgromadzona na dużym placu, u północnych krańców miasta, otaczała klatkę zbitą z mocnych bali, mającą dziesięć stóp średnicy. Tuż obok niej stały dwie małe klatki. W jednej z nich znajdował się potężny wilczur, który przebierał łapami, warczał i jeżył sierść. A w drugiej tkwił Amos. Choć siedział pozornie zupełnie spokojnie, to w oczach płonęła mu żądza mordu, a włosy na karku stały mu sztywno jak szczecina. Przy klatkach stali właściciele futrzastych zabijaków - Grouse Piet (pan wilczura) i Durantes, do którego należał Amos, oraz cała arena.
Na znak dany przez Durantesa obaj unieśli drzwi klatek i smagnęli zwierzęta krótkimi prętami. Te jednym susem znalazły się w dużej klatce. Amos począł obiegać klatkę w krąg, nie spuszczając badawczych oczu z rojowiska ludzkich twarzy. A wilczur stał na samym środku klatki i nie spuszczał z przeciwnika krwawych ślepi. To, co działo się na zewnątrz, nie obchodziło go wcale. Rozumiał swą powinność i miał w duszy żądzę mordu. W ciągu krótkiej chwili, gdy serce Durantesa biło jak młot, wilczur obracał się w kółko, śledząc ruchy Amosa.
Nagle Amos stanął i Durantes ujrzał, jak wniwecz obracają się jego marzenia. Wilczur, nie wydając najmniejszego dźwięku, runął na przeciwnika. Grouse Piet krzyknął. Poprzez rzędy widzów przeszło głębokie westchnienie, a Durantes uczuł zimny dreszcz. To, co się stało w następnej chwili, wstrzymało bicie wszystkich serc. Amos winien był polec momentalnie. Grouse Piet miał tę pewność; Durantes miał tę pewność również. Ale nim się zwarły szczęki wilczura, w ostatnim ułamku sekundy Amos zmienił się w istną błyskawicę. Nikt nie widział ruchu szybszego niż ten, którym wilk odparował atak wilczura. Zgrzytnęły kły. Rozległ się ohydny trzask kości i w następnej chwili obaj przeciwnicy tarzali się, przewracali po ziemi. Ani Grouse Piet, ani Durantes nie mogli ułowić treści walki. W szalonym podnieceniu obaj zapomnieli o zakładach i pieniądzach. W Forcie Vegas nigdy jeszcze nie było takiego widowiska.
Po chwili walka była skończona. Ustała równie nagle, jak się zaczęła. Wilczur leżał na ziemi z przeciętą tętnicą. A nad nim stał Amos, chwiał się lekko na łapach, choć nie był poważnie raniony, zaś czerwona struga sączyła się spomiędzy jego szczęk. Zadowolony Durantes otworzył drzwi, opasał mu szyję rzemieniem i wyprowadził z klatki. "Zaiste" pomyślał "ten wydatek się opłacał. Wystarczyło wyleczyć stare rany zadane przez handlarzy oraz potrenować go trochę przy pomocy kijów i łańcuchów. Teraz będzie przynosił mi spore zyski, he, he, he..."
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Wto 20:39, 04 Sie 2009    Temat postu:

Noc minęła spokojnie. Wszyscy niewolnicy wiedzieli jednak, że następny dzień będzie dniem bardzo wytężonej pracy. Wstało słońce. Dziś urodziny Tisroka, wszyscy jego niewolnicy krzątają się, przygotowując popołudniowy bal. Niewolnicy należący do Tarkkaanów i Tarkiin, wypełniają swe obowiązki, pomagając swoim właścicielom jak najlepiej przygotować się do przyjęcia. Korytarze pałacu są pełne ludzi. Jeśli zdarzy się malutki błąd, najmniejsze polecenie zostanie wykonane źle - chłosta.
***
Zbliżało się południe, Rilian jako opiekun Ahosa, miał mieć wstęp na bankiet. Opiekunowie byli tam jedynie w charakterze osobistych sług. Musieli się krzątać nie tylko przy swoich wychowankach, ale także i przy ich całych rodzinach.
Po obiedzie chłopiec postanowił, że porozmawia o czymś z matką. Kazał magowi zostać przy drzwiach, ale wchodząc nie zamknął ich całkowicie.
- On zjawi się na bankiecie? - zapytał Ahos.
- Nie wiem, kochanie, naprawdę trudno to powiedzieć - odpowiedziała Tarkiina. - Jest wielkim wezyrem Archenlandii, więc kieruje wszystkimi tamtejszymi sprawami.
- Obiecałaś! - powiedział chłopak z wyrzutem w głosie. - Miał się dziś zjawić!
- Wiem, że za nim tęsknisz. Obiecuję ci, że jak tylko skończą się uroczystości w Taszbaanie, wyślę cię tam na Święto Jesieni. Oczywiście, jeśli twój ojciec się dziś nie zjawi - ucięła Tarkiina. I kazała swoim niewolnicom przygotować kąpiel. Chłopiec wyszedł z pokoju, ukradkiem ocierając łzy, tak, żeby nie dojrzał ich Rilian.

****
Ahosa spotkał zawód. Jego ojciec się nie pojawił - musiał uregulować sprawy z jakimiś dzikimi bestiami pojawiającymi się w okolicach Fortu Vegas. Bankiet przeminął spokojnie, chociaż usługiwanie Arii nie należało do najłatwiejszych zadań. Rilianowi wydawało się, że widział na drugim końcu stołu Justynę, lecz gdy się tam znalazł, nie zastał nikogo znajomego. O północy odbył się pokaz sztucznych ogni, wieńczący cały bal. Tarkaanowie i Tarkiiny udawali się na spoczynek, a niewolnicy to sprzątali, to czyścili ubrania swoich właścicieli. Orszak Arii Tarkiiny musiał być gotowy o świcie, zgodnie z obietnicą, którą dała ona Ahosowi. Mag pobiegł jeszcze do kuchni po parę kostek cukru dla koni i mógłby poprzysiąc, że w jednym z przejść minął się z Esterą - ostatnim razem widział ją w Narnii, gdy zatrzymywała wilki...
Nastał poranek i wszyscy niewolnicy ruszyli za lektyką w stronę miasta Tisa - hasz - ban.


Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Wto 20:41, 04 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Śro 1:22, 05 Sie 2009    Temat postu:

Wróćmy jednak do tego, co Estera ujrzała w ogrodzie Tisroka, gdy była na przechadzce wraz z Oro. Bowiem gdy przechodziły obok fonntanny, elfka zobaczyła centaura. I to nie jakiegoś tam centaura. To była Traq! Niestety. Obok niej stało dwóch niewolników. Zapewne jej pilnowali. Ku uciesze Ester, Oro postanowiła bliżej przyjrzeć się tej "dziwnej" istocie.
- Och, Traq. Jak dobrze cię widzieć całą i zdrową. I zdawało mi się, że dzisiaj minęłam się z Justyną. I, och... mam nadzieję, żeMaria, Amos i Ril jeszcze żyją i ... - szeptała dziewczyna do swej towarzyszki, lecz musiała urwać, bo usłyszała głos swojej pani.
- I co tak stoisz?! Chodź, wracamy już. Jestem wystarczająco zmęczona - rozkazała i zawróciły w stronę zamku. Estera nie była pewna, czy Traq coś jej odpowiedziała. Bo była już zbyt daleko, by cokolwiek usłyszeć.

***
Ester krzątała się przy Oro, bo ta ciągle nie była zadowolona ze swojego ubioru. A to dojrzała jakąś plamkę, a to suknia na niej źle leżała, a to taki kolor nie był w modzie, a to te buty ją uciskały. Ale w końcu znalazła odpowiedni strój. Estera miała szczęście, że była bardzo cierpliwa. Bo inaczej kazano by ją wychłostać.
Oro postanowiła, że elfka pójdzie z nią na przyjęcie. I dała jej strój, aby się przebrała. Był to także strój niewolniczy, ale z lepszego materiału.
Estera nie wiedziała, czy robi to z dobroci, czy ze swej próżności. Ale druga opcja wydawała jej się bardziej rzeczywista.

***
Na przyjęciu dziewczynie zdawało się, że ciągle widzi znajome twarze. A to Riliana, a to Justyny. Ale po Marii ani śladu. Tym bardziej po Amosie.
Niestety. Nie mogła się dokładniej rozejrzeć, bo Oro nie pozwalała jej się oddalać ani na krok. Lecz gdy miała chwilkę wolnego czasu, ujrzała w tłumie ludzi Justynę. Teraz była pewna, że to była ona. Ale czarodziejka zniknęła gdzieś pomiedzy gośćmi. Po pokazie sztucznych ogni, gdy Oro i inni udali się na spoczynek, Ester znosiła na tacy zastawę do kuchni. W drzwiach minęła znajomą twarz. "Na grzywę Aslana! To przecież Rilian!" Chciała za nim pójść, ale szybko zniknął jej z pola widzenia. Więc zrezygnowana - acz jednak szczęśliwa - poszła do kuchni.

***
Następnego dnia, gdy Estera pakowała wszystkie rzeczy Oro - a było tego naprawdę dużo - usłyszała coś, czego nigdy by się nie spodziewała po swojej pani.
- Dobrze się spisałaś na wczorajszym przyjeciu - zaczęła dziewczyna. - I wiesz co? Tak sobie pomyślałam, że wrócisz do miasta na koniu. Poproszę ojca, żeby załatwił jeszcze jednego - skończyła, ale powiedziała jeszcze ściszonym głosem tak, by nikt nie słyszał. - Ha! Ta żmija Falsonia będzie się skręcać z wściekłości, jak zobaczy, że jej znienawidzona niewolnica będzie jechała na koniu.
Ale elfka wszystko usłyszała. "Można się było tego po niej spodziewać. Więc pewnie wzięła mnie tu tylko po to, żeby zrobić na złość swojej nowej matce. A zresztą niech robi, co chce. Przynajmniej tyle dobrze, że nie wychodzi mi to na złe"pomyślała, zamykając ostatni kufer.
Niedługo potem wyruszyli w stronę Nareil - Mare. I faktycznie Estera wracała na koniu, tak jak mówiła Oro. A Fal wcale nie była z tego powodu zadowolona. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech zadowolenia.


Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Śro 1:23, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Śro 10:36, 05 Sie 2009    Temat postu:

Lasenne uparła się, aby na uczcie w dzień urodzin Tisroka, Justyna jej towarzyszyła. Justyna zbytnio nie miała ochoty, ale co było robić? Musiała iść razem ze swoją panią.
Stała za jej łożem usługując jej, czyli podając misę z wodą do obmycia rąk, nalewając jej wino do kielicha czy podając stojące dalej od niej na stole przysmaki. Uważała na każdy gest Lasenne.
Gdy jednak dziewczyna pogrążyła się w rozmowie ze swoją sąsiadką przy stole, czarodziejka zaczęła rozglądąć się po sali. Była ogromna, ale ludzi też było pełno, mimo to Justyna nie zauważyła nikogo znajomego. Nie zależało jej na tym specjalnie, chciała zobaczyć tylko Riliana. Miała nadzieję, że tu będzie... I udało jej się! Spotrzegła go w pewnej chwili, chciała podejść do niego, ale właśnie w tym momencie Lasenne poprosiła o podanie krewetek. Gdy Justyna znów się wyprostowała i spojrzała w tę samą stronę, co poprzednio, maga nie było już widać.
Rilian nie był jedyną znajomą twarzą, którą Justyna zauważyła tego wieczoru. Oto, przeszukując morze twarzy niewolników, usługującym Tarkaanom i Tarkiinom, nagle ujrzała inne znajome rysy. Przyjrzała się uważniej i o mało nie krzyknęła. To była Estera! Ostatni raz widziała ją na targu niewolników, ale tam nie miały nawet szansy odezwać się do siebie. Miała ogromną ochotę podbiec do niej, nawet narażając się na gniew swojej pani, ale Lasenne, zauważywszy jej ruch, zabroniła jej oddalić się od siebie choćby na krok. Ton głosu był tak surowy, że Justyna nie miała wątpliwości, że jeśli nie posłucha, czeka ją chłosta. A na nią nie miała najmniejszej ochoty. Tęsknym wzrokiem podążając za Esterą, czarodziejka spostrzegła, że podąża ona krok w krok za jedną z młodych Tarkiin, zapewne swoją panią. Potem zniknęła jej z oczu.
Późną nocą (a właściwie wczesnym porankiem) Lasenne - ziewając i trąc oczy - przekazała Justynie:
- Ojciec postanowił nie wracać jeszcze do domu. Pojedziemy do Archenlandii. Podobno są tam cudowne lasy i pełno w nich zwierzyny. Ojciec chce zapolować.
Justyna otworzyła usta. Archenlandia? Ależ to tylko rzut kamieniem od Narnii! Może... I wbrew wszystkiemu nadzieja zapłonęła w sercu dziewczyny. Nie, nie myślała o ucieczce. Dostała porządną nauczkę... Ale może spotka kogoś znajomego, kto by ją wykupił? I innych też? Odnalazła Riliana i Ester, może udałoby się również z Amosem i Marią?


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:32, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Traquair
Moderator
Moderator


Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ze Smoczej Stolicy

PostWysłany: Śro 11:23, 05 Sie 2009    Temat postu:

Pobyt Traq w Taszbaanie okazał się bardzo nudny - cały ten czas stała w ogrodzie i nudziła się jak mops. Jedynym urozmaiceniem był moment, w którym wydawało jej się, że zobaczyła (i usłyszała) Ester, ale wszystko stało się tak szybko, że teraz miała wątpliwości, czy przypadkiem jej się to nie przyśniło.
A teraz przyjęcie się skończyło i Lawinia wracała do domu. Traq w sumie się z tego cieszyła, bo w tamtym ogrodzie miała przynajmniej z kim porozmawiać i od biedy mogła nawet przeżyć przechwałki Lwipostracha.
Gdy jednak wyjeżdżali z Taszbaanu, Traq wydawało się przez chwilę, że znowu widzi Esterę. Teraz to już chyba nie miała zwidów? Ale w sumie na przyjęciu u Tisroka powinni zjawić się wszyscy zamożniejsi Kalormeńczycy, więc może nie tylko Ester tu była, ale i Justyna, Rilian... Kto wie? Traq zaczęła się rozglądać wokół z nadzieją, ale nie dostrzegła żadnej innej znajomej twarzy, a po chwili poczuła pociągnięcie sznura, na którym ją prowadzono. Z westchnieniem ruszyła przed siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 16, 17, 18  Następny
Strona 3 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island