Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Rozdzieleni
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Osobisty Strażnik Króla


Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 16:30, 08 Sty 2010    Temat postu:

No tak, bez wątpienia im się to nie spodobało. Maria siedziała dalej na koniu i wyzywającym spojrzeniem przesuwała po zebranych Tarkaanach i Tarkiinach.
"O Aslanie, gdyby tak Nirian tu był wszystko od razu by się rozwiązało!" - pomyślała czując, jak popada w panikę.
- Królowa Narnii? - zewsząd dobiegły ją złowrogie głosy. - Co nam możesz zrobić, dziewczynko?
Policzki królowej zapłonęły nagłym rumieńcem wściekłości. Banda zaplutych, zdziczałych piratów bez szacunku!
"O, poczekajcie!"- myślała gniewnie. - "Gdy tylko Nirian się o tym dowie...!"
Po chwili szczęknęła broń. Wokół orszaku zebrał się spory tłum opryszków z obnażonymi szablami, wolno kierując się ku nim.
- Na nich! - wykrzyknął jakiś Tarkaan, a wtedy cała banda ruszyła w ich kierunku.
Maria chwyciła się grzywy zaufanego rumaka, jednocześnie odruchowo sięgając pod siodło, gdzie ukryła łuk. Ale przecież musiała się dowiedzieć, czy dziewczęta tu są, musiała!
Szybko dobiegły ją odgłosy uderzania stali o stal. Wszystko działo się tak niespodziewanie, tak szybko...
Gorączkowo poczęła się rozglądać po zbitych w niewielkiej grupce pozostałych do sprzedania niewolników, szukając wzrokiem swoich przyjaciółek. Niestety, nic nie mogła dojrzeć.
- Pani, pani, pomóż mnie uwolnić! - doszedł do niej jakiś błagalny, znajomy głos, jednak nie należał on do żadnej z dziewcząt.
Królowa odwróciła głowę w tamtą stronę i zobaczyła tą samą kobietę, z tym samym przerażeniem zastygłym w oczach, stojącą na podeście, od kiedy Maria wjechała na targ.
Królowa pomyślała, że istotnie, nie może jej tak zostawić. Było jej żal wszystkich tych nieszczęsnych, którzy trafiali w obleśne łapy tych wyjętych spod prawa rzezimieszków.
- Spróbuj jakoś zejść z podestu! - zakrzyknęła w odpowiedzi, jednocześnie zauważając, że nikt nie pilnuje, czy ktoś może uciec, czy nie.
Kobieta stąpając ostrożnie zsunęła się z drewnianego podestu, aby za chwilę spaść na suchą ziemię, raniąc kolana.
- Eskortujcie ją! - wrzasnęła królowa do swojej straży.
Paru mocarnych mężczyzn (zapewne byli to synowie baronów) skinęło głową na rozkaz, przedarło się przez szaleńczych piratów, przy okazji ścinając kilka głów i uwolniona niewolnica już znalazła się przy Marii, obejmując jej nogi i dziękując gorliwie.
- Nie dziękuj mi. Teraz musimy się stąd wydostać! - powiedziała królowa i krzyknęła do Doriana:
- Wycofujemy się! Dalej, do bramy!
Amos zwinął proporzec, Dorian raz jeszcze cisnął zaklęciem w nieprzyjaciół i wszyscy puścili się pędem w stronę bramy, którą mag zatrzasnął zaklęciem.
- Długo nie wytrzyma, ale przynajmniej będziemy mogli w spokoju się stąd oddalić - rzekł, ocierając pot z czoła.
Orszak oddalił się szybko od ohydnej bramy niewoli, w las, gdzie nikt ich nie znajdzie. Kiedy już zagłębili się w gąszcz i przedarli się do małej polanki, a raczej przerwie w gęsto rosnących drzewach, gdzie rosło więcej roślin zielonych, wkoło panował półmrok, a gdzieś z boku dał się słyszeć cichy szept leśnego źródła, Maria poczekała, aż niewolnica zaspokoi pragnienie i obmyje rany. Od kiedy ją zobaczyła, cała postać wydawała jej się znajoma. Ciemne kosmyki włosów opadały jej na czoło, zielone oczy patrzyły na królową z wielką pokorą i podzięką.
Maria zmrużyła oczy. Tak, znała ją skądś, ale skąd? I w tym momencie uderzyło ją dawne, bolesne i odległe wspomnienie z niewoli. Tak, pamiętała dokładnie tamten dzień, kiedy po pierwszej chłoście czekała przed ogromną rezydencją jej pana, na...
- Anilewe!!! - wykrzyknęła Maria, nie mogąc powstrzymać nagłego przypływu radości i zdziwienia jednocześnie.
Dziewczyna była nie mniej zaskoczona, niż ona.
- M-Maria? - zapytała niepewnie. - To ty? To znaczy... Wasza Wysokość?
Ale królowa nie rzekła nic, tylko przyskoczyła do dawnej przyjaciółki i serdecznie ją uściskała.
- Skąd ty się tu wzięłaś? - zapytała z niedowierzaniem w głosie. - Co robiłaś w Narrowhaven, jako niewolnica? Czyż nie wykupiłam cię od tamtego Tarkaana, kiedy tylko wszystko w Narnii się ułożyło?
- Prawda, prawda, pani - rzekła Anilewe. - Ale jednak handlarze niewolnikami są sprytni i przebiegli. Wiedzą, jak podejść człowieka i uwięzić go o chlebie i wodzie na jakimś brudnym statku, a potem zawieźć na targ...
- A proponowałam ci, abyś została damą dworu na Ker - Paravelu! - powiedziała Maria. - A ty co? Wolałaś przesiadywać na Samotnych Wyspach! Wiesz, że to niebezpieczne rejony, chociaż zamknęliśmy targ z Nirianem...
- Wiem, pani, ale taka już moja natura - odpowiedziała jej na to dziewczyna. - Nie dla mnie dworskie życie.
- Całe szczęście, że cię znalazłam! - wykrzyknęła królowa i jeszcze raz uścisnęła Anilewe.
- A ja prawie w ogóle cię nie poznałam, pani - odrzekła dziewczyna, uśmiechając się. - Jesteś teraz taka dostojna i piękna... Prawdziwa królowa Narnii!
Maria zarumieniła się lekko, ale zaraz potem spoważniała, bo oto nadszedł Dorian i oznajmił jej, że muszą szybko wyruszyć.
- Dobrze - postanowiła królowa. - Trzeba będzie zarekwirować jakiś statek z portu, jak mówisz.
- Pani, jeśli mogłabym prosić, chciałabym zostać tutaj - odezwała się Anilewe.
- Jeśli tak chcesz... - rzekła Maria. - Wybacz, ale niestety zostałam bez grosza przy duszy. Idź do tych ludzi, oni ugoszczą cię i odzieją.
To mówiąc wskazała na synów dawnych baronów, którzy jeszcze byli sprzymierzeni z ojcem Niriana.
Dziewczyna już miała odejść, kiedy królowa zatrzymała ją jeszcze.
- Potrzebuję jednej informacji - odezwała się z troską w głosie. - Czy na targu było pięć dziewcząt? Wszystkie były prawdopodobnie porwane przez jednego i tego samego człowieka...
Opisała dokładnie wygląd zaginionych przyjaciółek, a potem odpowiedziała Anilewe:
- Tak, widziałam je. Były na targu i zostały od razu sprzedane. Ja i ten człowiek, który mnie złapał, zostaliśmy w Narrowhaven tydzień, bo, jak uważał, musiał mnie wykarmić, żebym jakoś wyglądała, no i przychodził ze mną na targ, ale nikt nie chciał mnie kupić (i chwała im za to!), a że stałam blisko tych dziewczyn, słyszałam jak jeden człowiek, który je wszystkie kupił, mówił do tamtego pirata - porywacza o tym, że wywiezie je do jakiegoś Domu Uciech w Taszbaanie.
Maria zbladła.
"O, Aslanie! Strzeż je i dopilnuj, aby nie stało im się nic złego..." - pomyślała z rezygnacją.
- Dawno to było? - zapytała jeszcze.
- Parę dni temu - odpowiedziała Anilewe.
- Niech ci Aslan pobłogosławi za te wiadomości! - odpowiedziała jej królowa, po czym pożegnała się z przyjaciółką i odjechała z Amosem, Dorianem i tymi ze świty, którzy chcieli jeszcze ich bezpiecznie doprowadzić do przystani, na statek, którego strażnicy byli pijani i łatwo się z nimi rozprawili. W chwilę potem Maria patrzyła na granatowe fale, przecinane dziobem okrętu.
- Dokąd płyniemy? - zapytał Dorian.
- W kierunku Taszbaanu - odparła królowa i odwróciła głowę, aby nikt nie widział, jak bardzo cierpi z powodu losu jej przyjaciółek...


Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Pią 16:38, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delimorn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 07 Paź 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 19:09, 08 Sty 2010    Temat postu:

Kinga siedziała i rozmyślała o tym, co powiedział jej ów niewolnik. Gdy do kuchni weszła Kadme i zapytała z troską o jej samopoczucie, dziewczyna powiedziała:
- Jak ma na imię ten niewolnik, który był nieprzytomny? - jej głos był słaby, słychać w nim było smutek, zmęczenie i ból. - Mówił coś o mięcie dobrej na rany...
Urwała. Nie potrafiła się skupić, przypomnieć sobie dokładnie, co trzeba było z miętą zrobić.
- Nazywa się Evral. Miał rację, starta mięta dobrze działa na rany, ale nie u każdego. Na początku jeszcze więcej boli, zanim zaczyna działać, a jeśli nie zadziała, ból zostaje. Nie myśl o tym teraz, jesteś wycieńczona - jej głos wyrażał zmartwienie.
Choć znały się niedługo, Kadme wyrażała sympatię i troskę o Kingę.
Drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich strażnik.
- Macie iść do pomieszczenia dla niewolników. Tam pani Sefona wszystko wam wyjaśni - po wypowiedzeniu tych słów, podciągnął Kingę z ziemi i zaczął popychać obie służące do wyjścia.
Kiedy doszli, Sefona kazała mu odejść i odezwała się:
- Jesteście zmęczone, a już dwie z moich dziewcząt urządziły skandal. Będziecie spały w pomieszczeniu obok tego dla dziewcząt, macie być wypoczęte i uśmiechnięte!
Wtedy nadeszła Madea i powiedziała coś szeptem do Sefony. To sprawiło iż na jej twarzy widać było wściekłość. Otwróciła się do służących i krzyknęła:
- [i]Znów mam was chłostać?! Klienci są niezadowoleni z jedzenia i czystości pokoi! Zabierzcie się do roboty!

Na dźwięk słowa chłosta, Kinga zrobiła się blada i wystraszona.
- Starałyśmy się wykonywać wszystko dobrze i... - mówiła słabym głosem, jednak w końcu upadła zemdlona na ziemię.
- Zanieście ją do pomieszczenia sypialnego. Niech odpocznie, a później zacznie pracować! Przekażcie jej, że nie uchroni się od chłosty! - powiedziała spokojnie Sefona, nie zwracając uwagi na zmartwienie Karde.
Dziewczynę wniesiono do pomieszczenia. Było ono zaniedbane i panował w nim chłód. Stały w nim tylko dwa łóżka i stara komoda. Na jednym z nich położono Kingę, a na drugim usiadła Kadme, nerwowo czekająca aż Kinga otworzy oczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 20:40, 08 Sty 2010    Temat postu:

Kiedy strażnik wyciągał ją z salonu, Ellenai starała się nie myśleć o czekającej ją chłoście, lecz skupiała się na losie przyjaciółek. Żadnej nie widziała, więc z pewnością i je ktoś wybrał... Na myśl o tym, że może właśnie leżą pod jakimś sapiącym grubasem, i płaczą, serce jej się ściskało. Tak chciała im pomóc, ale nie mogła! Ba, nie mogła pomóc nawet samej sobie!
Strażnik wyciągnął ją z salonu, postawił przed sobą i popchnąwszy, kazał iść naprzód. Ellenai dobrze wiedziała, dlaczego. Jej prześwitująca suknia pozwalała na to, aby widzieć dokładnie każdy ruch i każdą wypukłość ciała. Strażnik najwyraźniej uważał, że to dodatkowy profit jego zadania. Czarodziejka nie musiała się oglądać, aby wiedzieć, że pożądliwie oblizuje sobie wargi. Zapewne nigdy nie będzie go stać na to, aby ją wziąć do lóżka, ale co się napatrzy, to jego!
W końcu strażnik nakazał jej się zatrzymać przed jakimś drzwiami. Zanim otworzył drzwi, lubieżnie przesunął dłonią po pośladkach dziewczyny. Obrażona Ellenai trzasnęła go po ręce. Ten tylko zachichotał i schwycił ją za włosy na czubku głowy:
- Spokorniejesz, dziewko - szepnął jej do ucha - jak zapoznasz się z panem biczykiem.
Pchnął drzwi i wepchnął dziewczynę do pomieszczenia. Wszedł za nią i zamknął drzwi od środka.
Gdy Ellenai weszła do środka, stanęła jak wryta. Bynajmniej nie sprawił tego widok … sali tortur, (bo chyba tak można nazwać to pomieszczenie.) Do ścian przymocowane były żelazne uchwyty i łańcuchy dla nieszczęsnych delikwentów (chyba z dziesięć…) Na środku stało naczynie z żarem. (Czarodziejka od razu przypomniała sobie o swoim wypalonym znamieniu na rameniu i zdążyła podziękować Aslanowi, że Sefonie nie wpadło go głowy znowu ją naznaczyć, gdziekolwiek indziej), a oprócz tego mnóstwo różnych biczów, rózeg, mieczyków, rzemieni, dyscyplin i chyba wszystkich innych przedmiotów, jakie służyły do bicia. Ale nie to, jak już powiedziałam, zatrzymał Ellenai w pół kroku. Sprawił to widok jakiegoś nieszczęśnika, który dosłownie wisiał przy jednym z uchwytów, a jakiś inny strażnik bił go batem o zaostrzonych końcówkach. Nie, to raczej nie był on, lecz ona. Suknia opuszczona do pasa, długie, niebieskie włosy, uszy elfa... „O Aslanie! Uszy?"
- Sonea? – wyszeptała Ellenai. Postać drgnęła i spojrzała na nią. W jej oczach lśniły łzy bólu, ale… uśmiechała się! Tak, naprawdę! Uśmiechała się, choć jej plecy broczyły krwią!
- Jeszcze jedna? - spytał strażnik, który chłostał Soneę, przerywając na chwilę i ocierając pot z czoła. - Czasami miesiącami nie ma nikogo, a tu naraz dwie jednocześnie… Też nie chciała pójść z klientem? – spytał.
- Poszła, ale wróciła za szybko - zarechotał strażnik Ellenai. - Coś mi się wydaje, że do niczego nie doszło… Chyba uciekła mu sprzed nosa… A twoja nie chciała pójść?- zapytał kolegę.
- Ano - skinął głową tamten. - I jeszcze mu nabluzgała wprost w twarz... To pani Sefona kazała mi ją tu przyprowadzić i wlepić dwusetkę kolczatką. A tobie?
- Mnie tylko stopięćdziesiątkę, ”dwójką” - padła odpowiedź i obaj wybuchnęli rechoczącym śmiechem.
Tak więc Ellenai nie musiała już pytać Sonei, dlaczego się tu znalazła. Zdążyła jednak szepnąć:
- Jak się czujesz?
Wargi Sonei znów drgnęły w jakby nieco drwiącym, i na pewno wymuszonym, uśmiechu:
- Jak wychłostana..., ale to jeszcze nie koniec... - i opuściła głowę, jakby przygotowując sie na dalszą część batów.
- Cicho, wy dwie! - warknął strażnik, przyciągając Ellenai do dwóch uchwytów w ścianie i przywiązując do nich jej ręce. - Ech, te baby! Niech się zejdą choćby dwie, to już zaczynają pytlować...
Pogderał tak chwilę, a potem zdarł Ellenai suknię z pleców... Z pleców? No cóż, właściwie to całkowicie, bo była tak lekka i cieniutka, że gdy obnażył plecy czarodziejki, suknia upadła na podłogę. Na swoje nieszczęście pod nią nie miała nic, tak jak i inne dziewczyny. W końcu przecież była nałożnicą, więc po co jej wiele ubrania? I tak wciąż je zrzuca… Ale i tak zarumieniła się ze wstydu.
- No, chociaż sobie jeszcze popatrzymy! - zarechotał jej strażnik. Ellenai zaczynało się już robić niedobrze od tego rechotu. Strażnik podszedł do kupki biczów na środku sali i chwilę w nim gmerał:
- Mam, „dwójka” – mruknął.
Podszedł do niej:
- Pani Sefona kazała mi tak cię bić, żeby zostawić jak najmniej śladów, dziewko - rzekł do niej - ale to wcale nie znaczy, że będzie mniej bolało.. - i bez żadnego ostrzeżenia smagnął Ellenai po plecach. Zapiekło jak ogniem. Czarodziejka zapomniała już, jakie to uczucie, kiedy chłosta cię inny człowiek, nie mający do tego żadnego prawa… choć w gruncie rzeczy jest w swoim prawie... A ty jesteś spętana, ubezwłasnowolniona i nic nie możesz zrobić. To poczucie bezsilności i niezawinionej krzywdy... Bo co ona właściwie zrobiła? Przecież broniła tylko swej godności! I za to ją teraz karzą! Zagryzła wargi do krwi, aby tylko nie krzyknąć. Nie mogła się okazać gorsza od Sonei. Z ust elfki wyrywały się tylko ciche jęki... A może krzyczała wcześniej, a teraz nie miała już sił?
Następne uderzenie, i następne. I jeszcze następne. Przy piątym nie wytrzymała i krzyknęła. Na jej plecy spadło następne uderzenie i rozległ się następny krzyk. Przy siedemdziesiątym i ona miała siłę już tylko na ciche jęki, czasami sykanie. Przy 140 miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Zapomniała o Sonei chłostanej obok. Jej świat zawęził się do maleńkiego pola jej pleców. Pleców zapewne broczących krwią (wcale tak nie było - strażnik bił umiejętnie - jak najwięcej bólu i jak najmniej śladów) i tak strasznie, tak okropnie bolących...
Wreszcie wszystko się skończyło. Strażnik opuścił bicz.
- Mam nadzieję, że to cię nauczy, dziewko, nie sprzeciwiać się klientom - powiedział.
„Oj, tak, nauczyło mnie!"- pomyślała półprzytomnie Ellenai.
- A teraz zabieraj swoje szmaty i idź do swojego pokoju. Jutro znowu będziesz w salonie i lepiej tym razem ulegnij. Dotyczy to też i tej drugiej, uszatki - dodał. Odwiązał ręce Ellenai od uchwytów. Dziewczyna okropnie się bała, że upadnie, ale zdołała jakoś się utrzymać na nogach. Nie mogła się jednak pochylić, aby podnieść suknię. Strażnik ze złością podniósł kłąb materiału i rzucił nim w nią. Dziewczyna chwyciła szybko, aby okryć najbardziej wstydliwe części ciała i ruszyła do drzwi, zataczając się.
- Ruszaj się szybciej, wywłoko! - wrzasnął strażnik i jeszcze raz smagnął ją batem po poranionych plecach. Czarodziejka tylko się skuliła i spróbowała podreptać szybciej. Nawet nie zauważyła, czy Sonea jest jeszcze w pokoju. Marzyła tylko o tym, by się położyć i spać… Zasnąć i nie budzić się, póki ten straszliwy ból choć odrobinę nie przycichnie…


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Sob 19:51, 06 Mar 2010, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nat
Gość





PostWysłany: Pią 21:25, 08 Sty 2010    Temat postu:

- Rozbierz się - polecił, przyglądając się jej spod półprzymkniętych powiek. Ireth spojrzała na niego z przerażeniem. Dotychczas miała jeszcze jakąś irracjonalną nadzieję, że to nieprawda, że nic jej się nie stanie, ale te słowa przekreśliły wszystko.
- Panie... Błagam... Nie...!
Mężczyzna patrzył na nią drwiąco.
- Jesteś niewolnicą, czemu więc mi się sprzeciwiasz? To, co ja chcę, jest ważne, nie to, co ty byś chciała.
Ireth dalej patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Bała się poruszyć, żeby nie sprowokować Tarkaana do jakichś gwałtownych posunięć.
Nagle mężczyzna podszedł do niej i gwałtownie wpił się w jej usta. Całkowicie nieprzewidziany pocałunek wreszcie wyzwolił w Ireth jakąś reakcję. Szarpnęła się, chciała wyrwać, ale Tarkaan trzymał ją mocno. Jednocześnie rozpiął jej suknię i pilnował, aby dziewczyna się nie wyrwała. Ireth spróbowała go kopnąć, albo wykręcić rękę. Tamten, zapewne zirytowany jej oporem, wziął ją po prostu na ręce i rzucił na ogromne łoże, stojące na środku komnaty. Ireth szybko spróbowała zakryć pewne części ciała, ale Tarkaan podszedł do niej i unieruchomił jej ręce.
- Ślicznotko, przestań się wyrywać, bo cię zwiążę... albo wychłostam - zagroził. - Przez noc jesteś moją własnością, więc mam do tego prawo - uśmiechnął się perwersyjnie.
Ireth zaczęła krzyczeć, ale Tarkaan zatkał jej usta dłonią.
- A mówili, że mają tutaj chętne dziewczęta... - westchnął teatralnie. Ireth była przerażona. Trafiła na jakiegoś zboczeńca, jak nic!
- Panie, ja się boję, błagam, nie rób mi krzywdy! - wykrzyknęła.
- Krzywdy? Ja? - udał zdziwienie. - Ale teraz już bądź cicho, bo nigdy nie zaczniemy!
Ireth szeroko otwartymi oczami patrzyła przed siebie. Leżała bez ruchu, bezsilnie, nie chcąc już nawet walczyć i uciekać.
"Jeśli już muszę... Niech to chociaż nie będzie bolało" westchnęła w duchu.
Zadrżała; ręka Tarkaana wędrowała powoli w górę, po jej udzie...
Upokorzenie, coraz silniejsze z każdą chwilą, teraz osiągnęło chyba szczyt. Ona, dotykana lubieżnie przez jakiegoś obcego mężczyznę, nie posiada żadnych praw, a on może z nią zrobić, co tylko będzie chciał...! Zrezygnowała już walki, ulegle czekała, aż nastąpi najgorsze...


Ostatnio zmieniony przez Nat dnia Pią 21:31, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Elladan
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 23:02, 08 Sty 2010    Temat postu:

Evral zauważył, jak wyprowadzono jedną ze schwytanych ostatnio niewolnic z piwnic. Mówił ''piwnic'', ale tak naprawdę chodziło mu o salę tortur. Zarechotał jak szaleniec. Nie było tam narzędzia, jakiego by na nim nie wypróbowali. Pomyślał, że traci zmysły. Czekał w kolejce do chłosty. Wymierzono mu 250 batów, za ''wszystkie winy''. Ha! Evral nawet nie protestował. Właściwie chłosta to nie była już dla niego kara. Stracił połowę nerwów w plecach od ciągłej chłosty. Sefona, a właściwie nikt, o tym nie wiedział. W końcu wyprowadzono drugą niewolnicę, tę elfkę. Nie, oni jej nie wyprowadzili, tylko ciągnęli po podłodze. Evral westchnął. No cóż, albo się przyzwyczają, albo spróbują jakiegoś chytrego planu ucieczki. Ech, będą raczej musiały się przyzwyczaić. Był realistą. A ucieczka z tego przeklętego miejsca była prawie niemożliwa. Jakiś strażnik, którego imienia nie pamiętał, wyszedł zza drzwi i wycedził przez zęby:
- Już czas, dowcipnisiu. Który to już raz się spotykamy?
- Zostaw mnie, ty Derivrandem! - określenie którego użył, było uważane za najbardziej obraźliwe w elfim świecie. Jeśli ktoś go użył, osoba, która została obrażona, wyzywała drugą na pojedynek na śmierć i życie. Poszedł do sali tortur, nie pozwalając się prowadzić. Podszedł do jednego z pachołków, podniósł ręce i wsadził je w specjalne otwory. Strażnik zacisnął sznur na jego przegubach. W miejscu przegubów Evral miał zgrabiały naskórek, od ciągłego związania rąk. Umiał wejść w trans, tak jakby śnił na jawie. Kiedy dobiegło go zamglone ''Sto!''. Pomyślał, że już tylko sto pięćdziesiąt uderzeń pejcza. W minutę, a może w godzinę potem usłyszał ''Dwieście pięćdzięsiąt!''. Odwiązali go od pachołka i na wpół przytomnego zawlekli do kuchni. Rzucili go w kąt, wyszli i zatrzasnęli za sobą drzwi. Evral zwinął się na ziemi w krwawiący kłębek.


Ostatnio zmieniony przez Elladan dnia Pią 23:05, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Sob 2:22, 09 Sty 2010    Temat postu:

Mężczyzna zaciągnął Soneę do jakiegoś pomieszczenia, które znajdowało się pod budynkiem. Niewątpliwie była to sala tortur. Gdzie nie spojrzeć, bicze różnego rodzaju i inne wymyślne "cudeńka". Osiłek przypiął jej nadgarstki do metalowych okuć. "Gdybym miała swoją magię, roztopiłabym to żelastwo, zanim ten przygłup by się zorientował. Oj, a z nim byłoby źle. No tak... byłoby" pomyślała. Poczuła, że to zwiewne coś, co nazywają ubraniem ("Przy sporym nagięciu słowa "ubranie" to coś mieściło by się w tej kategorii.") opada z jej pleców. Mężczyzna gwizdnął.
- Fiu, fiu, skarbie. Musiałaś być bardzo niegrzeczna. - powiedział. - Takie ładne ciało, a tu takie blizny - dodał po namyśle. "Jeśli w ogóle potrafi myśleć"-
Po pierwsze primo : nie mów do mnie "skarbie". Po drugie primo : zamknij się, bo nie mam ochoty cię słuchać.
Tak, teraz było jej już wszystko jedno.
- No, kochanie. Teraz przesadziłaś - chyba skoczyło mu ciśnienie, a jednak dalej ciągnął swoje.
- Czy ja mówię po e... - przerwał jej ostry ból, który poczuła w plecach. Facet miał krzepę, ale lepsze to, niż tamto. I tak raz za razem, bat za batem. Równie dobrze jej plecy mogły płonąć żywym ogniem.
Nie widziała ile razy już oberwała, gdy nagle przestała czuć uderzenia. "Już koniec ? Nie, to niemożliwe".
- Sonea ? - usłyszała znajomy głos i nagle zobaczyła Ellenai. Uśmiechnęła się do niej, jakby mówiła: "Tak, tak. To ja. Nic mi nie jest." Wysłuchała rozmowy osiłków. "Wiedziałam, że się nie dasz." w myślach mówiła do przyjaciółki.
- Jak się czujesz ?
- Jak wychłostana... ale to jeszcze nie koniec - drwiący uśmiech zniknął z jej twarzy, spuściła głowę w dół. Znów zaczęło się piekło. Elfka już ledwo kontaktowała ze światem. Nie liczyła, ile jeszcze do końca. W końcu zemdlała. Śniło jej się, że spada w bezdenną otchłań i obija się o metalowe, kolczaste druty poprzyczepiane do ścian przepaści. Wywnioskowała z tego, że chłosta się jeszcze nie skończyła, i że oprawca dodał kilkanaście batów "w gratisie".
Nagle runęła na ziemię, wszędzie panowała ciemność. Jak okiem sięgnać, bezkresne pustkowie, bezkresna czerń. Czuła, jak coś wlecze ją po ziemi. Potem nagle to coś uniosło ją do góry. Teraz szybowała. Potem znów... trach - obiła sobie kości na zimnym podłożu. Coś wlokło ją dalej. Elfka poczuła, że unosi się wśród ciemności, podążając w górę i w górę, by w końcu opaść w puchatą biel... biel pościeli... koszmar Sonei dobiegł końca. Teraz nie czuła już nic, nic poza błogim spokojem i ciszą. Czyżby umarła... ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 13:39, 09 Sty 2010    Temat postu:

Ellenai nie pamiętała, jak dotarła do sypialni i padła na łóżko, była bowiem w stanie półprzytomności. Możliwe, że ktoś ją odprowadził... Gdy obudziła się, stwierdziła, że za oknem jest ciemno. Trwała zatem jeszcze noc. Dziewczęta zapewne "pracowały" (czarodziejce zrobiło się zimno), a ona leżała na swym łóżku, na brzuchu (najwyraźniej miała na tyle jeszcze przytomności, żeby położyć się na brzuchu a nie na poranionych plecach), a co do pleców, to czuła się, jakby je miała sparaliżowane. Natychmiast sobie wszystko przypomniała: straszliwą chłostę i ten okropny ból... Czy krzyczała? Chyba tak, choć nie była pewna. Trudno byłoby nie krzyczeć przy czymś takim... Ale w końcu tego chyba od niej oczekiwano, krzyczała, jak pownna krzyczeć chłostana niewolnica, więc chyba tym razem wypełniła swój obowiązek. Uśmiechnęła się z goryczą. Tym razem... Poruszyła się lekko i stwierdziła, że sztywno choć sztywno, ale chyba będzie mogła się poruszać. Cicho pojękując podniosła się z łóżka i wtedy zauważyła, że nie jest sama w pokoju. Na sąsiednim łóżku leżała Sonea, wciąż pogrążona we śnie. A może była nieprzytomna?. Ellenai klęknęła przy łóżku przyjaciółki i dotknęła jej czoła. Było chłodne. "Nie ma gorączki, więc to tylko sen, nie omdlenie"- uświadomiła sobie z ulgą. Ale została tak skatowana, że pewnie będzie spać dłużej niż ona. Łzy jej stanęły w oczach na widok poranionych pleców przyjaciółki. Zastanawiała się, czy jej wyglądają lepiej... Przypomniała sobie o maści, o której mówiła Sefona. Mówiła, że ona maskuje ślady po chłoście, ale może też znieczula? W każdym razie spróbować nie zaszkodzi. Powlokła się do pokoju łaziebnego i jakimś cudem zdołała wyjąć z najniższej półki szafki, być może zbawienną, maść. Wróciła z nią do pokoju, zmyła wodą z miski, która stała obok łożka, tak jak mogła, plecy elfki i nałożyła na nie maść. "Żeby ktoś mnie mógł nasmarować..." westchnęła w myśli, choć... Plecy właśćiwie jej nie bolały. Czyżby zaczynała przyzwyczajać się do bólu? Może? A może jak coś ma się sparaliżowane, to się tego nie czuje. Sparaliżowana część nie boli. Dopiero jak zaczyna powracać w niej czucie, to... Ellenai wzdrygnęła się na myśl o tym, co będzie czuć, gdy zacznie jej wracać czucie w plecach... Wiedziała, co będzie czuć. Pamiętała... Ale może do tego czasu znajdzie się ktoś, kto nasmaruje jej plecy maścią i... Jak odpocznie, to.... I w tym momencie przypomniała sobie słowa strażnika: "Jutro znów pójdziecie do salonu!" Już jest jutro, zapewne jest już po północy! A więc dziś wieczorem mimo tej chłosty i ona, i Sonea znów będą musiały stawić czoła tym obleśnym typom i może znów ktoś... Och! Co za haniebny los przypadł im w udziale! Czarodziejka wiedziała bowiem, że nie chce za nic następnej chłosty i jeśli ktoś ją znowu wybierze - tym razem podda się i ulegnie. Lepsze kilka minut upokorzenia, niż kilka godzin przenikliwego bólu i upokorzenia! Choć z drugiej strony... bicie poboli, poboli i w końcu przestanie, a skutki tego kilkuminutowego upokorzenia pozostaną na całe życie. Ellenai sama już nie wiedziała, co gorsze... Z wielką ostrożnością siadła na łożku Sonei, przykryła ją leciutko kocem i zaczęła się zastanawiać, kiedy elfka się obudzi i co przeżyją dziś wieczorem...

Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 19:40, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atim
Gość





PostWysłany: Sob 14:50, 09 Sty 2010    Temat postu:

- O żesz! - wrzasnął elf, gdy kolejna fiolka, do której wlewał jakiś ziołowy wywar, eksplodowała.
Do kajuty wbiegła Maria. Na widok Doriana z usmoloną twarzą, parsknęła śmiechem.
- Nie ma się z czego śmiać... - odburknął elf.
- Przepraszam, ale to naprawdę mnie rozbawiło - odpowiedziała Królowa.
- Nie ma za co, tak to już jest, jak się waży eliksiry. Jednak teraz chyba wiem, jaki składnik dodać - powiedział Dorian, wsypując do kolejnej fiolki jakiś proszek.
- Chcesz spróbować, czy ja mam to zrobić? - zapytał elf, jednak widząc wahanie Marii, przelał część zawartości probówki do małej buteleczki i rzucił z impetem o podłogę, pod swoimi nogami.
Otoczył go szary dym. Gdy zniknął rozwiany nagłym podmuchem, Maria ujrzała przed sobą... jakiegoś kalormeńskiego Tarkaana, zamiast swojego przyjaciela. Mechanicznie sięgnęła ręką do tyłu, tam gdzie powinna mieć łuk. Jednak zapewne zostawiła go w swojej kajucie. Szybkim ruchem wyciągnęła więc zza pasa sztylet i wymierzyła nim w nieznajomego.
- Spokojnie, Mario, to ja, Dorian. Takie właściwości ma mój wywar. Gdy dopłyniemy do Taszbaanu, użyjemy go i jako Tarkaanowie i Tarkinny będziemy mogli swobodnie podróżować, nawet po pałacu Tisroka.
Powrót do góry
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Sob 14:52, 09 Sty 2010    Temat postu:

Nagle Sonea się ocknęła. Ból w placach sprawił, że jękła. Chociaż nie był już tak palący. Podniosła się na rękach i obróciła głowę, na łóżku siedziała Ellenai.
- Co jest ? - spytała zdezorientowana elfka.
- Jest jakaś druga w nocy... chyba. Nasmarowałam ci plecy. Pomogło ?
- Dzięki Ci, Ell. Pomogło. Połóż się. Ja też cię nasmaruję - powiedziała, a jej przyjaciółka bez protestów opadła na łóżko. Sonea powlekła się do łazienki, by nalać wody do misy, później obmyła plecy czarodziejki bardzo delikatnie. Wzięła maść i rozsmarowała na ranach.
- Już skończone - rzekła. - Hmm... bywało gorzej - powiedziała do nikogo i znów się położyła. Musiała odpoczywać. Przez najbliższe kilka dni nie miała zamiaru się ruszać z łóżka.
Nagle coś sobie uświadomiła.
- Ellenai... Niepokoję się. Skoro już druga w nocy, a dziewczyn nie ma, to co z nimi? Jak myślisz? Zdołały się uwolnić? I tak w ogóle, jak ty się uwolniłaś? - zasypała ją gradem pytań, mając nadzieję, że nie śpi.


Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Sob 14:54, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 15:15, 09 Sty 2010    Temat postu:

Czarodziejka milczała chwilę. Dopiero potem odpwiedziała:
- Nie wiem, co z dziewczętami. Niepokoję się o nie. Kto wie, czy nie zaspokajają już któregoś z kolei Tarkaana... - głos jej zadrżał. - Nie łudzę się, ze udało im się uciec... Miały może jakiś 1% szans... A co do mnie... Ali ben jak - mu - tam... Miałam zamiar mu się poddać, naprawdę miałam szczery zamiar, Soneo! Ale kiedy jego ręka zaczęła sunać po moim udzie... po prostu spanikowałam, zapomniałam o wszystkim, wbiłam mu kolano w krocze - tu Sonea parsknęła śmiechem i czarodziejka też się lekko uśmiechnęła - i... uciekłam. Nie wiem, na co liczyłam, że zbiegłam do salonu. Chyba upadłam na głowę... No i zapłaciłam za to... - skrzywiła się. - A ty? Słyszałam, jak ten oprych, co cię bił mówił, że odmówiłaś jakiemuś klientowi. To prawda? Jak to było? I czemu to zrobiłaś?


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 19:47, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Risate
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Narnia - Samotne Wyspy

PostWysłany: Sob 15:34, 09 Sty 2010    Temat postu:

- Rozmawiałam z tym od złotej tacy. Ma na imię Erval i jest elfem. Dasz wiarę ? - zaczęła opowiadać Sonea. - Ale o tym później. Jakiś tam La Vici sobie stanął między mną a nim. Ja tylko uniosłam jedną brew i Sefona powiedziała, że jak nie będę miła, to mnie batem pokaże. No to w to mi graj i zrobiłam niezłą scenę. Powiedziałam, żeby zjeżdżał i wykręciłam mu rękę - tu elfka się uśmiechnęła. - Niestety, nie zdążyłąm zrobić mu większej krzywdy, bo złapał mnie jakiś bezmózgi osiłek, z którym się potem drażniłam. Mówił do mnie "skarbie", więc zaczęłam pyskować. No i potem już wiesz. Nawet nie wiem, kiedy zemdlałam, chyba ktoś mnie tu zaniósł. Pewnie mój oprawca. I wiesz, co ci powiem? Jeśli będzie trzeba, to zrobię im (i sobie) powtórkę z rozrywki. Albo sama zepchnę się ze schodów, albo potnę sobie twarz, żeby nikt mnie nie chciał. A pytasz czemu? Nie chcę się zhańbić. Wolę ból i śmierć niż coś takiego.
Ellenai popatrzyła na nią ze... zdziwieniem ?


Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Sob 15:36, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evanlyn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 22 Wrz 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 17:59, 09 Sty 2010    Temat postu:

Evanlyn stała zdezorientowana w sali. Ellenai i Ireth poszły już z jakimiś Tarkaanami. Korzystając z zamieszania, które zrobiła Sonea, schowała się za kolumnami. W końcu w sali zostało tylko kilka niewolnic. Wszyscy Tarkaanowie udali się już dawno do pokoi, więc Sefona pozwoliła im odejść.

Ostatnio zmieniony przez Evanlyn dnia Nie 20:00, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 18:27, 09 Sty 2010    Temat postu:

- Może elfy patrzą na to inaczej - powiedziała Ellenai cicho. - Bo ja...
Potrząsnęła głową.
- Nie zniosę drugiej takiej chłosty jak dzisiaj. Wydawać się może to dziwne, bo przecież podczas mojej poprzedniej niewoli też byłam chłostana i to częściej, i czasami okrutniej, niż dzisiaj i jakoś to wytrzymywałam. Nie wiem dlaczego: może dlatego, że wtedy byłam młodsza i silniejsza, a może była to "zasługa" żony Korradina, która już na początku dała mi taki wycisk, że później już nic mnie nie przestraszało... A może po prostu byłam przyzwyczajona do częstego bicia. No nie wiem, w każdym razie teraz po ośmiu latach życia w dobrobycie, bezpieczeństwie, powszechnym szacunku, chyba jestem bardziej miękka... Ta chłosta bardziej dała mi się we znaki, niż chciałabym przyznać... Boję się, Soneo. Boję się następnej takiej, albo i gorszej chłosty. Może elfy są bardziej wytrzymałe od ludzi, ale ja...Spuściła głowę i ciągnęła mężnie dalej:
- Nie chcę czegoś takiego jeszcze raz. Dlatego postanowiłam, że gdy dzisiejszego wieczoru znów zejdziemy do salonu... Musimy zejść - dodała, widząc, jak przyjaciółka przecząco kręci głową - niezależnie od tego, jak źle będziemy się czuć... Sefona tak kazała... i gdy mnie ktoś wybierze, to ja... ja już nie będę uciekać i się temu poddam z pokorą i... i niech mnie Aslan sądzi!
Podniosła głowę i spojrzała na Soneę przez chwilę z dawną energią:
- Może elfy patrzą na to inaczej, ale ja... ja chcę żyć!


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 19:54, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nat
Gość





PostWysłany: Sob 19:21, 09 Sty 2010    Temat postu:

Po kilku godzinach Ireth mogła wreszcie wrócić do jej i przyjaciółek pokoju. Szła powoli, ostrożnie stawiając stopy. W pomiętej sukni, z krwią między udami... Drżała od upokorzenia i pogardy dla samej siebie. Przecież mogła uciec! Na pewno był jakiś sposób! Nie musiała... tego... robić...

Ireth ma łzy na twarzy, ale Tarkaana to nic nie obchodzi. Dalej kontynuuje swoje zajęcie.
- Panie, zlituj się - jęczy dziewczyna, z trudem przeciskając słowa przez zaciśnięte gardło. W odpowiedzi mężczyzna tylko śmieje się nieprzyjemnie i zatyka jej usta jakimś kneblem.
- Jeśli nie umiesz być cicho, niewolnico - mówi, pochylając się tuż nad jej twarzą - muszę sięgnąć do brutalniejszych sposobów.


Poniżona, sponiewierana, Ireth wlokła się korytarzem, nie dbając już o nic ani nikogo.

Ireth próbuje krzyczeć, ale knebel skutecznie tłumi jej protest. Leży więc ulegle, poddając się woli mężczyzny, który przez tę noc jest jej panem.
- Nie próbuj się wyrywać - grozi tamten - bo sam cię wychłostam, niewolnico...
Więc Ireth tylko jęczy cicho, gdy traci dziewictwo.


Korytarz był ciemny i nie było nikogo, kto by jej pomógł; inne niewolnice były zajęte. Twarz Ireth była mokra od łez.

- Ciesz się, dziewczynko, że to twój pierwszy raz - mówi Tarkaan w pewnym momencie. - Gdyby nie to, musiałabyś znów zejść do salonu, aby kto inny się tobą znowu zajął...
Ireth ulegle kiwa głową.
- Wiem, panie - szepce cicho, a Tarkaan każe jej z powrotem włożyć suknię.
- Idź już, zezwalam ci - mówi, a Ireth wybiega z komnaty, nie oglądając się za siebie.


Ireth delikatnie otworzyła drzwi swojego pokoju. Były już tam Sonea i Ellenai, a obie miały na plecach krwawe pręgi po chłoście. Ireth nie zwróciła na to uwagi; podeszła do swojego łóżka i zwinęła się na nim w kłębek. W oczach nie miała już łez. Sponiewierana, upokorzona i pozbawiona honoru...
Powrót do góry
Ellenai
Moderator
Moderator


Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 19:48, 09 Sty 2010    Temat postu:

Gdy rozmawiały, do pokoju weszła Ireth. Miała pomiętą szatę, w oczach obłęd. Nie zwróciła na nie uwagi. Podeszła tylko - szła też jakoś dziwnie, szeroko stawiając nogi - do swego łożka i zwinęła się w kłębek. Ellenai z przerażeniem rozpoznała pozycję embrionalną - klasyczną pozycję ofiar gwałtu. Jęknęła cicho - a więc Ireth... Gardło się jej zacisnęło. Tłumiąc jęk bólu, gdy wstawała, podeszła do Ireth, usiadła obok niej i mocno ją do siebie przytuliła. Dziewczyna nie musiała nic opowiadać, widać było, że to nie było przyjemne, ale dziewczyna musi to z siebie wyrzucić, musi komuś opowidzieć, nie może tego tłamsić w sobie, bo oszaleje... Ellenai przytulała mocno 22 - latkę. "Tak młoda" - myślała. "- Prawie dwukrotnie młodsza ode mnie... Prawie mogłaby być moją córką... I ona pierwsza... Biedactwo!"
- Opowiedz wszystko - nakazała Ireth. - Wyrzuć to z siebie. Płacz. I krzycz, jeśli chcesz. To ci pomoże - dodała uspokajająco.


Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 19:56, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Narnijskie RPG / Archiwum narnijskiego RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 4 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island